Na dziewięć dni przed szczytem Unii Europejskiej, na którym unijni przywódcy będą dyskutować, kto powinien zająć najważniejsze stanowiska w jej instytucjach, ich obsada jest ciągle pod znakiem zapytania, a konkretów brak.

Choć najważniejszych stanowisk do obsadzenia jest pięć - przewodniczący Komisji Europejskiej, przewodniczący Rady Europejskiej, szef unijnej dyplomacji, prezes Europejskiego Banku Centralnego i przewodniczący Parlamentu Europejskiego - na pierwszy plan przebija się to pierwsze. Komisja Europejska to najsilniejsza instytucja unijna, a jej szef stoi na czele grupy kilkudziesięciu tysięcy urzędników, którzy decydują o kierunkach rozwoju UE. Kadencja obecnej Komisji kończy się jesienią.

Sporo w kwestii obsady tego stanowiska miały wyjaśnić wybory do PE, ale - mimo tego, że minęły od nich dwa tygodnie i w dużej mierze znany jest już kształt frakcji politycznych - zrodziły one więcej pytań niż odpowiedzi. To dlatego, że ciągle nie wiadomo, czy i kiedy w tej układance może uformować się jakaś koalicja. Z jednej strony na wyborach straciły dwie największe frakcje w PE, chadecy i socjaliści, zaś zyskali liberałowie, do których przyłączyli się francuscy europosłowie prezydenta Emmanuela Macrona. To osłabia szanse kandydatów wiodących chadeków i socjalistów - Manfreda Webera i Fransa Timmermansa. Z drugiej strony chadecy i socjaliści to wciąż dwie największe frakcje w PE, które w liczącym 751 miejsc europarlamencie mają łącznie ponad 330 europosłów.

Koalicja chadecko-socjalistyczna rządzi w Niemczech, najsilniejszym gospodarczo państwie UE, a Weber jest Niemcem z CSU i może liczyć na poparcie kanclerz Angeli Merkel. Timmermans ma z kolei silną pozycję w Brukseli, uzyskał dobry wyniki w wyborach w Holandii i teoretycznie mógłby liczyć też na poparcie prezydenta Francji. Choć francuski przywódca buduje w PE frakcję liberałów, która wspiera kandydaturę na stanowisko szefa KE obecnej komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager, to jednak zdaniem brukselskich komentatorów byłby też być gotów poprzeć Timmermansa jako alternatywy wobec Webera.

Języczkiem u wagi mogą być Zieloni, którzy wprowadzili do PE 74 europosłów. Dlatego kandydaci wiodący zabiegają o ich głosy. Weber mówił niedawno, że chadeków i Zielonych mogą w PE połączyć wspólne interesy. Lider grupy Europejskiej Partii Ludowej (EPL) w Parlamencie Europejskim wskazywał na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej na dobry wynik Zielonych w eurowyborach i dodał, że dlatego jego zdaniem należy wziąć pod uwagę w programie na najbliższe lata ich postulaty dotyczące ochrony środowiska i walki ze zmianami klimatycznymi.

Z jednej strony można wyobrazić sobie koalicję socjalistów, liberałów i Zielonych przeciwko chadekom. Taka koalicja nie ma jednak większości - łącznie nieco ponad 330 europosłów. Z drugiej strony chadecy mogą porozumieć się z socjalistami i Zielonymi, co da im w PE ponad 400 europosłów i większość. Pozycja Macrona wtedy słabnie.

Teoretycznie możliwa jest wielka koalicja - sojusz socjalistów, chadeków, liberałów i Zielonych przeciwko kandydatowi zaproponowanemu przez Radę Europejską, który nie wywodziłby się z PE. Europarlament bowiem obawia się takiego scenariusza. Jednym z wymienianych w tym kontekście nazwisk jest Francuz Michel Barnier, który prowadził negocjacje z Londynem w sprawie brexitu. W przypadku pata co do kandydatów wiodących Barniera mógłby poprzeć Macron, mimo że Barnier jest we Francji w opozycyjnej partii Republikanie.

Na dziś trudno wyobrazić sobie jednak scenariusz, w którym frakcje polityczne dochodzą do porozumienia co do wspólnego kandydata na szefa unijnej egzekutywy w kontrze do kandydata zaproponowanego przez Radę Europejską.

Szefowie rządów i głowy państw będą musieli się jednak liczyć z głosem PE. Wynika to bezpośrednio z unijnego traktatu, który mówi, że to Rada Europejska nominuje, a PE wybiera szefa KE. W UE nikt nie ma jednak wątpliwości, że kluczowe decyzje zapadną w wyniku porozumienia stolic największych unijnych krajów.

Kraje Europy Środkowo-Wschodniej będą miały w tym wyścigu mniej do powiedzenia. Choć w kontekście obsady unijnych stanowisk mówi się o konieczności zachowania równowagi geograficznej, i na te kwestie zwracał uwagę podczas unijnego szczytu przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, to politycy z tego regionu rzadko wymieniani są w kontekście stanowiska szefa KE. Na korytarzach w Brukseli często mówi się o prezydent Litwy Dalii Grybauskaite, ale jako o potencjalnej kandydatce na szefową Rady Europejskiej. Wymieniana jest też Bułgarka Kristalina Georgiewa, dyrektor wykonawcza Banku Światowego.

Na ostatnim nieformalnym szczycie w maju w Brukseli, w kontekście kandydata z Europy Środkowo-Wschodniej, pojawiało się nazwisko wiceszefa KE ds. unii energetycznej Marosza Szefczovicza. Miałby on mieć potencjalne poparcie krajów Grupy Wyszehradzkiej. Słowak jednak zrezygnował z walki z Timmermansem o bycie kandydatem wiodącym socjalistów, a następnie przegrał wybory prezydenckie na Słowacji. Jego szanse są więc dużo mniejsze niż kandydatów zachodnioeuropejskich.

Mglistej aury wokół dyskusji nie rozjaśniła też kolacja sześciu przewódców, którzy spotkali się w Brukseli w ubiegły piątek. Chadeków reprezentowali na niej premierzy Chorwacji Andrej Plenković i Łotwy Kriszjanis Karinsz, liberałów - szefowie rządów Holandii Mark Rutte i Belgii Charles Michel, a socjalistów premierzy Hiszpanii Pedro Sanchez i Portugalii Antonio Costa. Kolacja, która miała przynieść krok do przodu w rozmowach, zakończyła się jednak tylko lakonicznym komunikatem, że doszło do wymiany poglądów między przywódcami. Również nieformalne przekazy ze spotkania nie mówiły o żadnym przełomie czy choćby poczynionych postępach.

Wydaje się, że prawdziwym testem będzie unijny szczyt zaplanowany na 20-21 czerwca w Brukseli. Tusk jeszcze w maju podczas Rady Europejskiej w Sybinie zapowiedział, że zamierza rozpocząć konsultacje z liderami PE i w unijnych stolicach w kwestii obsady stanowisk. Do spotkania w PE jednak nie doszło. Miało za to miejsce spotkanie szefa Rady z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Antonio Tajanim, co skrytykowali socjaliści, wskazując, że Włoch nie reprezentuje frakcji politycznych. To obrazuje, jak duże w UE i Brukseli są podziały w sprawie obsady stanowisk.

"Spodziewam się, że konferencja przewodniczących, która jest spotkaniem liderów frakcji w PE, odbędzie się już po szczycie, być może z udziałem Tuska" - powiedziało PAP we wtorek źródło w PE pytane o wcześniejsze zapowiedzi szefa Rady Europejskiej.