Chociaż szanse Prawa i Sprawiedliwości na akces do chadeków w tej chwili są niewielkie, to partia liczy na doraźne sojusze z EPL
Wybory do europarlamentu porządnie wstrząsnęły politycznym centrum w Brukseli. Utrata większości przez rządzących przez 40 lat Europą chadeków i socjalistów oznacza konieczność szukania nowych politycznych sojuszy. To również szansa dla Polaków, którzy mogą wzmocnić potencjał naszej reprezentacji w europarlamencie. Albo wręcz odwrotnie.
Prawo i Sprawiedliwość wprowadzi do nowego Parlamentu Europejskiego czwartą największą grupę europosłów spośród wszystkich europejskich ugrupowań. Więcej o jeden mandat będzie miała Liga Mattea Salviniego, o dwa – CDU Angeli Merkel i Partia Brexitu Nigela Farage’a. Ta ostatnia może jednak nie zagrzać długo miejsca w Strasburgu, ponieważ Wielka Brytania w trakcie kadencji może opuścić Unię Europejską.
– Takiego potencjału nie będzie można w europarlamencie lekceważyć. Staniemy się naprawdę wpływową reprezentacją – przekonuje wiceprzewodniczący PE z PiS Zdzisław Krasnodębski.
Pozycja PiS nie zależy jednak jedynie od liczby eurodeputowanych, lecz od zdolności koalicyjnych i siły, jaką ma frakcja, do której partia należy. Pomimo sukcesu Prawa i Sprawiedliwości Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy wychodzą z wyborów europejskich mocno poturbowani. Powodem jest historyczna porażka torysów na Wyspach. Łącznie frakcja straciła 13 mandatów, co oznacza, że z trzeciego miejsca pod względem najliczniejszych grup spadnie w nowym europarlamencie na pozycję piątą.
Oferty współpracy od kilku miesięcy składa Prawu i Sprawiedliwości Salvini, ale na taki ruch ugrupowanie do tej pory się nie zdecydowało. Jak mówi Krasnodębski, źródłem zastrzeżeń są bliskie relacje z Kremlem i radykalny eurosceptycyzm niektórych ugrupowań z tego bloku.
Jak słyszymy od polityków ugrupowania, PiS w nowej kadencji będzie stawiać na sojusze w doraźnych sprawach. Krasnodębski podkreśla, że nie jest to nic nowego.
– W poprzedniej kadencji zdarzało nam się współpracować nawet z Zielonymi, z którymi łączy nas wspólne podejście do Kremla – powiedział polityk PiS.
Osoba z rządu mówi, że współpraca z chadekami nie jest wykluczona, ale wszystko zależy od tego, jakie miejsce oni sami zajmą w układzie sił. Jak dodaje, szybko może się okazać, że Europejska Partia Ludowa nie jest zadowolona ze współpracy z siłami progresywnymi. Już dzisiaj widać, że Zieloni i liberałowie, którzy zwiększyli swój stan posiadania w wyborach, zaczynają „prowadzić chadeków na smyczy”. Deklarują, że nie poprą kandydata EPL Manfreda Webera na szefa Komisji Europejskiej. Narzucanie agendy przez frakcje z lewej strony może być nieakceptowalne przede wszystkim dla prawego skrzydła chadeków. To właśnie w nim PiS upatruje największe szanse na współpracę.
Pytanie jednak, czy chadecy nie postawią wszystkiego na jedną kartę i nie wejdą w silny sojusz z siłami progresywnymi. To oznacza presję na chadeków, by pozbyli się węgierskiego premiera Viktora Orbána i jego Fideszu. Na agendę powróci też kwestia praworządności i spór z Polską.
Chadecy zakładnikami własnego zwycięstwa
Europejska Partia Ludowa wyszła z wyborów mocno osłabiona, bo straciła aż 38 mandatów, ale nadal jako najsilniejsza frakcja będzie rozdawać karty. Problemem jest jednak to, że mocno krępuje jej ruchy europarlamentarna arytmetyka. Wynika z niej, że EPL jest w zasadzie skazana na współpracę z socjalistami (SD). Tym razem obie frakcje, przez lata rządzące Brukselą samodzielnie, będą musiały znaleźć trzeciego partnera. Nie mają jednak na razie wspólnego stanowiska, jak ma wyglądać nowa koalicja.
Frakcje EPL i SD mogą utrzymać się przy władzy, wchodząc w sojusz z liberałami (ALDE). To da im 437 mandatów w liczącym 751 miejsce europarlamencie. Frans Timmermans, kandydat socjalistów na szefa KE, zapowiada budowanie obozu sił progresywnych, do którego mieliby wejść także Zieloni. To się jednak nie uda bez wsparcia chadeków, bo blok frakcji na lewo od nich nie uzyska większości w izbie.
Gdyby współpraca z lewicą okazała się dla chadeków trudna, zwrot ku prawicy, także tej skrajnej, również nie dałby większości. Wejście w sojusz z Europejskimi Konserwatystami i Reformatorami (EKR, frakcja PiS) oraz blokami eurosceptyków Nigela Farage’a i Mattea Salviniego daje 354 mandaty. O co najmniej 22 za mało, by uzyskać przewagę. Taka koalicja jest jednak dzisiaj czysto teoretyczna, ponieważ o wejściu w sojusz ze skrajnie eurosceptycznymi siłami w EPL nie ma dzisiaj mowy.
Podobnie wyglądałaby sytuacja, gdyby chadecy zdecydowali się na konsolidację politycznego centrum. Koalicja z ALDE i EKR, nieco mniej egzotyczna niż z eurosceptykami, daje 347 mandatów, o prawie 30 za mało, by rządzić. Europejska Partia Ludowa nie ma więc innego wyjścia jak szukać porozumienia z socjalistami, którzy jednak w czasie kampanii wyborczej ustawili się mocno w kontrze do swoich wieloletnich sojuszników. Timmermans zarzucał im współpracę z Viktorem Orbánem i jego Fideszem. EPL chciała wyrzucić Węgra za jego problemy z praworządnością i kampanię dezinformacyjną, ale ostatecznie stanęło na tym, że został on zawieszony w prawach członka. W nowym rozdaniu sprawa Orbána, który wprowadzi do europarlamentu 13 deputowanych, może stać się jedną z kluczowych. Od niej będzie zależeć europarlamentarna koalicja.