Zdaniem politologa prof. Antoniego Dudka sprawy Podleśnej i Jażdżewskiego wpłyną na wynik wyborów europejskich.
Czy zatrzymanie Elżbiety Podleśnej za kolportaż obrazków z Matką Boską Częstochowską w tęczowej aureoli będzie miało wpływ na wynik wyborów?
Na pewno. Ostatnio mieliśmy do czynienia z dwiema niedźwiedzimi przysługami, jakie zafundowali sobie główni gracze w kampanii. Pierwszą było przemówienie Leszka Jażdżewskiego poprzedzające wystąpienie Donalda Tuska, co zaszkodziło Koalicji Europejskiej. To, co nastąpiło w Płocku – co jak rozumiem jest dziełem tamtejszej policji czy prokuratury, bo nie chcę wierzyć, że polecenie przyszło z góry – wyrządziło niedźwiedzią przysługę PiS. Pozostaje tylko pytanie, która z tych przysług będzie miała większe konsekwencje wyborcze. Pierwsza skonsolidowała wahające się kręgi kościelne. Wcześniej część z nich nie popierała PiS, a teraz opowie się po stronie partii rządzącej. Z drugiej strony, sprawa pani Podleśnej przemawia do tych, którzy boją się narastania pisowskiego autorytaryzmu. Tylko nie potrafimy ocenić skali tych grup.
Czyli strategia i KE, i PiS, które chciały omijać kwestie światopoglądowe, wzięła w łeb?
Te wydarzenia utwardzają elektoraty w wojnie ideologicznej. Jedni uważają, że jesteśmy krok od autorytaryzmu i jesteśmy państwem policyjnym, bo jakąś panią rano odwiedziła policja. Inni, że alternatywą jest antyklerykalny rząd, który będzie prowadził krucjatę przeciwko Kościołowi. Jak się to przełoży na decyzje wyborcze, będzie zależało np. od sposobu relacjonowania tych wydarzeń przez media wspierające obie strony. Tak jak media publiczne zajmują się sprawą Jażdżewskiego, tak „Gazeta Wyborcza” i TVN będą zajmowały się sprawą pani Podleśnej bardzo długo. Mamy do czynienia z ostrzałem z obu stron, kurz opadnie dopiero 26 maja i dopiero wtedy będzie można ocenić, kto na tym stracił.
To wymusi zmianę kampanijnej strategii?
To było do przewidzenia. Trudno dyskutować o szczegółach organizacyjnych UE, kiedy ludzie nie odróżniają Rady Europejskiej od Rady Europy. Kampania zawsze polega na wzbudzaniu emocji, tym bardziej europejska. W wyborach prezydenckich możemy mówić o zaletach kandydatów, w parlamentarnych o obietnicach, co zresztą PiS robi już teraz. W tych wyborach zostaje tylko gra na emocjach. Gdyby wybory były w najbliższą niedzielę, to wynik mógłby być inny niż za dwa tygodnie. Bo nastąpi przesyt, zniechęcenie, ktoś pobije Jażdżewskiego, albo w sprawie Podleśnej ktoś powie, że był telefon z Warszawy. W tej kampanii nie ma nic bardziej budzącego emocje.
Sondaże pokazują lekką przewagę PiS, co zdecyduje o zwycięstwie?
Frekwencja. Im będzie wyższa, tym Kaczyński ma większe szanse na zwycięstwo. Dlatego prezes jeździ po mniejszych ośrodkach. Jego przekaz, ale też przekaz wspierających PiS mediów do Polski B jest taki: „Wiemy, że te wybory nie są dla was ważne, ale idźcie i głosujcie, bo będzie katastrofa i stracimy władzę”. PiS boi się zmiany psychologicznego nastawienia, że jeśli te wybory przegra, to może tak się stać także jesienią. Poza tym kontekstem wyborczy wynik nie jest ważny dla obozu rządowego, bo czy pojedzie do Brukseli 22 posłów z PiS, a 20 z Koalicji, czy odwrotnie, to nie ma znaczenia. Ważne jest, że ten, kto będzie miał jednego czy dwóch posłów więcej, ogłosi, że wygrał. W istocie to prawybory parlamentarne, to jest realna stawka. Gdyby wybory europejskie były na końcu wyborczego maratonu, to zapewniam, że aktywność najważniejszych polityków nawet w połowie nie byłaby taka duża.
O co grają główni gracze? Jakie będą kryteria porażki czy sukcesu?
W tych wyborach remis oznacza zwycięstwo PiS, bo to najtrudniejsze dla tej partii wybory. Koalicja Europejska musi mieć 2–3, a najlepiej 5 proc. przewagi nad PiS, by myśleć o zwycięstwie jesienią. Bo w wyborach parlamentarnych frekwencja będzie kilkanaście do dwudziestu kilku procent wyższa, a wśród tych, którzy zwiększą frekwencję, będzie dominował elektorat propisowski. To ci, których obecnie trudno zmobilizować: z mniejszych ośrodków, słabiej wykształceni i ubożsi. Po wyborach samorządowych mamy podział na Polskę dużych i średnich miast, gdzie wygrywa KE, i małych miast i wsi, gdzie miażdżąco wygrywa PiS. Ten elektorat inteligencki wielkomiejski pójdzie teraz. Więc jeśli Koalicja chce wygrać jesienią, to musi zyskać teraz przewagę, gdyż z dopływających później wyborców zyska mniejszość. Jeśli nie wygrają teraz, to tym bardziej jesienią. O ile nie wydarzy się coś nieoczekiwanego.