Prezydent USA planuje reformę systemu ubezpieczeń. Jeśli mu się to uda, miliony ludzi mogą stracić swoje polisy.
Współpracownicy Donalda Trumpa od minionego weekendu chodzą po redakcjach telewizyjnych i internetowych, by opowiedzieć, że plan Białego Domu w sprawie programu ubezpieczeń, który miałby zastąpić Obamacare, utrwali w historii Partię Republikańską jako „stronnictwo, które wygrało wojnę o zdrowie Amerykanów”.
Takich słów użył na antenie programu „This Week” stacji ABC Mick Mulvaney, pełniący obowiązki szefa prezydenckiej kancelarii. I przysiągł, że ani jeden człowiek nie straci wskutek tego polisy posiadanej już dzięki reformie autorstwa Baracka Obamy. A senator Rick Scott z Florydy, który na forum Kongresu monitoruje prezydencką reformę (jaką już się nazywa Trumpcare), oświadczył w „Face the Nation” telewizji CBS, że przewiduje ona pewną formę urlopów macierzyńskich. To republikańska odpowiedź na zaproponowany przez demokratyczną kandydatkę na prezydenta Kirsten Gillibrand projekt ustawy zapewniającej młodym matkom świadczenie (po uprzednim opodatkowaniu na ten cel kobiety i jej zakładu pracy).
Jednak apolityczni eksperci są już mniej optymistycznie nastawieni do Trumpcare i szacują, że miliony Amerykanów mogą stracić polisę. Podstawowy problem sprowadza się do tego, że Biały Dom chce się wycofać z odpowiedzialności, jaką Obamacare nakłada na rząd federalny, i zwrócić stanom prawo do decydowania o tym, czy subsydiować ubezpieczenie tym, których na nie nie stać. To duże zagrożenie dla pacjentów z przewlekłymi chorobami, takimi jak cukrzyca (w lutym na łamach DGP pisaliśmy o horrendalnych kosztach insuliny) albo drogie w leczeniu nowotwory.
Władze konserwatywnych i oszczędnych z natury stanów mogą odmawiać polis, jeśli ich koszt może wpłynąć na zachwianie równowagi budżetowej. Tak się działo w epoce przed reformą Obamy. Poza tym lokalne rządy mogą arbitralnie podejmować decyzje, jakie przypadki będzie pokrywać ubezpieczenie, a jakich nie. I tu się kryje cały fortel z obietnicą niepowszechnych dotąd w Ameryce urlopów macierzyńskich. Jeżeli stan uzna, że to nadmierny wydatek, to temat znika. A Trump z republikanami z Senatu mogą mówić, że taka była wola ludu i lokalnego prawa do samostanowienia.
Kiedy w zeszłym miesiącu Biały Dom ogłosił plan budżetu na następny rok fiskalny, w projekcie napisano, że trzeba by w jego ramach uchwalić ustawę zdrowotną firmowaną w Senacie przez czterech przedstawicieli Partii Republikańskiej. Przyjrzyjmy się jej zrębom. Ustawa Grahama-Cassidy’ego (od nazwisk dwóch współautorów) zakłada w zasadzie całkowitą likwidację Obamacare. Przede wszystkim unieważniona zostałaby klauzula ochrony pacjenta, którego choroba zaczęła się przed nabyciem polisty (tzw. pre-existing conditions). Poza tym wyeliminowano przepis mówiący o rozszerzeniu uchwalonego za Lyndona Johnsona systemu Medicaid, czyli pomocy zdrowotnej dla najbiedniejszych. Obamowska ustawa zakładała, że rząd federalny dokładał im większość kosztów ubezpieczenia na komercyjnym rynku.
W myśl nowego projektu władze nie będą mieć tego obowiązku i 8,8 mln Amerykanów nie będzie już stać na podstawową polisę. Co więcej, prawo Grahama-Cassidy’ego zakłada bardzo osobliwą komercjalizację systemu ubezpieczeń zdrowotnych, trochę podobną do naszego AC i OC w motoryzacji. Daje ono prawo agencjom do corocznego zwiększania składki pacjentowi, jeżeli jego stan się nie poprawia, przewlekła choroba się rozwija albo zapadł na nową. Poza tym rządy stanowe zyskają prawo do zwalniania firm ubezpieczeniowych z uczestnictwa w systemie obowiązkowego dotąd sprzedawania polis ludziom, których na to nie stać, z pomocą rządowych subsydiów.
– Jeżeli przez Senat przejdzie ustawa Grahama-Cassidy’ego, Stany Zjednoczone cywilizacyjnie cofną się o trzy dekady. Obamacare, chociaż startowała jako projekt rewolucyjny, dość szybko stała się standardem. Jej popularność rośnie – mówi DGP politolog Zillah Eisenstein z nowojorskiego Ithaca College. – Co więcej, usankcjonował ją wyrok Sądu Najwyższego, w którym konserwatywny przewodniczący SN John Roberts napisał, że prawo do ochrony zdrowia jest konstytucyjnym prawem Amerykanów. A poza tym koszty medyczne z różnych powodów rosną i nowy system może wykluczyć jeszcze większą liczbę ludzi niż przed reformą Baracka Obamy – dodaje.
Ustawa Grahama-Cassidy’ego znosi pomoc zdrowotną dla ubogich