Prezydentura Donalda Trumpa rodzi nowe podziały wśród państw Paktu Północnoatlantyckiego. W szczególności Berlin widzi światowy ład zupełnie inaczej niż Waszyngton
Weltpolitikfähigkeitsverlustvermeidungsstrategie to jedno niemieckie słowo w tłumaczeniu na polski oznacza „strategię niezbędną do uniknięcia utraty zdolności wpływu na światową politykę”. Ci, którzy postanowili odnaleźć ją podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa (MSC), musieli się poczuć zawiedzeni. Tylu rozbieżności wśród liderów reprezentujących blok liberalnych demokracji jeszcze nie było.
Konferencja odbywająca się po raz 55. w Monachium to najważniejsze na świecie spotkanie przywódców i ekspertów ds. światowego bezpieczeństwa. To tam w kuluarowych rozmowach dekadami wykuwano koncepcje współpracy transatlantyckiej. Monachium bywało też sceną dla historycznych decyzji, takich jak niemiecki brak poparcia dla amerykańskiej interwencji w Iraku, którą w 2003 r. ogłosił tam ówczesny szef niemieckiego MSZ Joschka Fischer.
Tegoroczna edycja trwała od piątku do wczoraj. Wśród setek gości zgromadziła 35 prezydentów lub premierów oraz 50 ministrów obrony i szefów dyplomacji różnych państw. Nieformalnym motywem przewodnim stała się korozja relacji transatlantyckich. Mówiąc o broni atomowej, terroryzmie czy zmianach klimatycznych, partnerzy po obu stronach Atlantyku nie dzielą już tych samych przekonań.
Dobitnie pokazały to sobotnie wystąpienia wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a i niemieckiej kanclerz Angeli Merkel. Pence krytykował Merkel za budowę gazociągu Nord Stream 2. – Nie możemy zagwarantować obrony Zachodu, jeśli nasi sojusznicy będą się uzależniać od Wschodu – zagroził Pence. Druga osoba w USA po Donaldzie Trumpie powtórzyła też deklaracje w kwestii Iranu, które padły już podczas czwartkowej konferencji bliskowschodniej w Warszawie. Pence domagał się wycofania europejskich partnerów z porozumienia nuklearnego z Iranem.
Angela Merkel z kolei przekonywała, że nie należy zupełnie przerywać kontaktów z Rosją, bo w taki sposób skazuje się ten kraj na współpracę z Chinami. – Rosyjski gaz wprowadziliśmy w znacznym zakresie podczas zimnej wojny. Nie rozumiem, dlaczego obecne czasy miałyby być na tyle gorsze, żeby nie mówić o Rosji jako partnerze – mówiła Merkel, broniąc budowy Nord Stream 2. Niemiecka kanclerz skrytykowała plany Donalda Trumpa dotyczące wyprowadzenia amerykańskich żołnierzy z Afganistanu. Zwracając się do wiceprezydenta Pence’a, zaapelowała, aby Amerykanie kontynuowali wspólną misję NATO. Merkel odniosła się także do powracającej stale krytyki prezydenta Trumpa na zbyt małe wydatki RFN na obronność. Państwa NATO zobowiązały się na ten cel przeznaczać 2 proc. budżetu do 2024 r. – Wydatki te wzrosły od 1,18 proc. w 2014 r. do 1,35 proc. obecnie, a w 2024 r. wyniosą 1,5 proc. – wyliczała kanclerz, dodając, że rozumie, że dla niektórych to wciąż może być niewystarczający wynik. Merkel również w sprawie Iranu poparła rozwiązanie odmienne od USA: dalsze rozmowy z Teheranem mające na celu utrzymanie porozumienia nuklearnego.
Fatalny stan stosunków Stanów Zjednoczonych i Niemiec odzwierciedlają badania, które z okazji tegorocznej konferencji przygotowali organizatorzy. Wynika z nich, że 85 proc. Niemców ma negatywne zdanie na temat USA, a 57 proc. życzy sobie większego zdystansowania się wobec partnera zza Atlantyku. Tylko 10 proc. naszych zachodnich sąsiadów uważa, że działania Donalda Trumpa na arenie międzynarodowej są słuszne. Niemal identycznie krytyczne przekonania co do obecnej roli Stanów Zjednoczonych dzielą z Niemcami Francuzi.
Monachium nie stało się jednak miejscem podkreślania wspólnych planów niemiecko-francuskich w dziedzinie obronności. Prezydent Emmanuel Macron, oficjalnie z powodu krajowych obowiązków, odwołał swój udział na tydzień przed jej rozpoczęciem. Ponieważ w Monachium było planowane wspólne przemówienie głów państw Francji i Niemiec, decyzja Macrona wywołała wiele spekulacji, czy aby na pewno ten tandem funkcjonuje w sposób prawidłowy.
– Także po wyjściu z UE pozostaniemy niezłomni w obronie bezpieczeństwa Europy – przekonywał w Monachium Gavin Williamson, brytyjski minister obrony. W Monachium wystąpił wspólnie z niemiecką minister obrony Ursulą von der Leyen. Był to jeden z nielicznych momentów konferencji świadczących, że w tradycyjnie pojmowanych sojuszach jeszcze nie wszystko przestało działać.
Heiko Maas, szef niemieckiego MSZ, wykorzystał wystąpienie w Monachium, aby raz jeszcze zareklamować utworzenie „sojuszu multilateralistów”. Maas przekonywał, że w obliczu wycofania się USA z roli „globalnego policjanta” Europa przy wsparciu takich państw, jak: Kanada, Australia czy Japonia powinna dalej szukać rozwiązań dla światowych problemów, prowadząc międzynarodowy dialog. Pomysł ten krytykował Siergiej Ławrow. – Budowanie nowych sojuszy podważyłoby mandat ONZ – przekonywał szef MSZ Rosji.
Polski rząd w Monachium reprezentowali minister obrony Mariusz Błaszczak i szef dyplomacji Jacek Czaputowicz.