Ivanka Trump nie spodobała się jako kandydatka na stanowisko prezesa Banku Światowego.
– Spośród wszystkich ludzi, którzy mają kwalifikacje do tego zadania, w finale znalazła się akurat osoba, która nie potrafiła zarządzać firmowaną przez siebie marką odzieżową i zbankrutowała. A to, że jest dzieckiem prezydenta, to oczywiście przypadek – ironizował demokratyczny kongresmen Ted Lieu z Kalifornii, odnosząc się do pomysłu, aby córka Donalda Trumpa Ivanka znalazła się na liście kandydatów do objęcia posady szefa Banku Światowego. Jeden z najbardziej hojnych sponsorów Partii Demokratycznej, który sam marzy o Białym Domu, stwierdził, że nie słyszał w życiu o bardziej niedorzecznej propozycji. – Nepotyzm jest jednym z elementów składowych korupcji, więc zdziwiony nie jestem, że to wychodzi z najbardziej skorumpowanego rządu, jaki widzieliśmy. Ale jednak poziom absurdu może zaskakiwać – dodał w rozmowie z „Financial Times”.
Biały Dom szybko przygotował listę kandydatów na prezesa Banku Światowego po tym, jak niespodziewanie w ubiegłym tygodniu zrezygnował jego dotychczasowy szef Jim Yong Kim. Obok Ivanki są na niej była Trumpowska ambasador USA przy ONZ Nikki Haley, szef federalnej Agencji Międzynarodowego Rozwoju Mark Green (USAID) oraz wysoki rangą urzędnik resortu finansów David Malpass.
Nowego prezesa wybierze rada nadzorcza organizacji, w której wpływy są podzielone według wkładu finansowego. W związku z tym, że USA wpłacają najwięcej, od początku istnienia tej instytucji panuje konsensus, że to Amerykanie wskazują szefa, którego formalnie zatwierdza rada. Dotąd byli to wyłącznie amerykańscy obywatele. W ramach tego kompromisu kierownictwo siostrzanej organizacji, czyli Międzynarodowego Funduszu Walutowego, obejmuje Europejczyk.
Bank Światowy nie jest bankiem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Powstał po konferencji w Bretton Woods w lipcu 1944 r. i miał służyć odbudowie świata zniszczonego wojną. I chociaż porządek regulowania walut z owej konferencji rozsypał się po kryzysie 1973 r., to przetrwały jego instytucje, w tym BŚ. Organizacja zapewnia długoterminowe pożyczki o preferencyjnym oprocentowaniu dla najbardziej potrzebujących krajów oraz przedsiębiorstw publicznych, dotacje, pomoc techniczną. Ma ona na celu, teoretycznie, walkę z ubóstwem i szeroko pojmowany rozwój społeczny. W zamian za to Bank wymaga pewnych kroków politycznych, takich jak walka z korupcją czy wspieranie demokracji. Organizacja krytykowana jest dziś za wiele rzeczy, ale przede wszystkim za to, jak projektuje swoje polityki wobec różnych regionów i jak w praktyce wiąże istnienie instytucji demokratycznych z troską o sektor prywatny. Przede wszystkim chodzi o warunki, które stawia ona swoim zdanym na jej łaskę klientom. Warunki przyznawania pożyczek oparte są na konsensusie waszyngtońskim, dokumencie stworzonym pod koniec lat 80., kiedy ekonomię na Zachodzie zdominował neoliberalizm. Stworzono go w celu zaimplementowania w krajach Ameryki Łacińskiej, jednak później rozciągnięto na inne kraje, głównie przechodzące ustrojową transformację byłe satelity ZSRR. Również Polska korzystała z jego założeń, np. przy opracowywaniu planu Balcerowicza. Konsensus waszyngtoński nacisk kładzie na liberalizację handlu, inwestycji, sektora finansowego oraz prywatyzację publicznego przemysłu i krańcową deregulację. Bank Światowy często nie ogląda się na warunki społeczne w danym kraju, wobec czego ten często staje się zakładnikiem pożyczkodawcy.
Jednym z pierwszych, którzy zwrócili uwagę na błędy w polityce tej instytucji, był noblista i doradca Billa Clintona Joseph Stiglitz, który zna ją od środka, bo pod koniec lat 90. pełnił tam funkcję głównego ekonomisty. W wydanym 18 lat temu zbiorze swoich wystąpień pt. „Stiglitz. Rebeliant ze środka Banku Światowego” zarzucał mu dogmatyczne trzymanie się neoliberalnej teorii, w tym mocno już dziś nieaktualną doktrynę, że co dobre dla rynków finansowych, dobre jest także dla ludzi.
Obecność Ivanki na liście kandydatów na prezesa zdziwiła komentatorów, chociaż The Donald nie raz wysyłał ją w swoim imieniu na najważniejsze spotkania światowych liderów. Po tym jak media obiegło jej zdjęcie ze szczytu G20, kiedy siedzi między brytyjską premier Theresą May a chińskim prezydentem Xi Jinpingiem, w internecie zaczęły krążyć drwiące komentarze i memy. Do historii przejdzie fotomontaż słynnego zdjęcia z konferencji jałtańskiej, na którym między Stalinem a Churchillem na miejscu wygumkowanego Roosevelta siedzi Ivanka. Ale niewykluczone, że w szaleństwie nominowania córki jest metoda. Jednak, o ironio, córka Trumpa jest nie tyle dobrym, co pasującym do opisywanego modelu kandydatem na szefa międzynarodowej instytucji. W Trump Organization była ona bowiem wiceprezesem ds. przejęć. Z tym doświadczeniem poradzi sobie w neokolonialnym podboju świata w imieniu amerykańskich korporacji.