Popieram ustawową regulację sprawy związanej z wynagrodzeniami w NBP; bank centralny jest szczególną instytucją, ale wydaje się, że wprowadzenie górnego racjonalnego limitu wynagrodzeń jest uzasadnione - stwierdził w rozmowie z PAP wicepremier, lider Porozumienia Jarosław Gowin.

W środę rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości Beata Mazurek zapowiedziała, że PiS przedstawi projekt ustawy, która wprowadzi jawność wysokości wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim zarówno obecnie, jak i za poprzednich zarządów; ustali ona również górną granicę zarobków dla osób zajmujących funkcje kierownicze w NBP.

"Gdybyśmy przeprowadzili eksperyment - wyszli na ulicę i zapytali 10 przypadkowo napotkanych osób, czy opowiadają się za jawnością tych informacji, to myślę że wynik byłby jednoznaczny - 10 do 0" - oświadczył w rozmowie z PAP wicepremier Jarosław Gowin proszony o komentarz do pomysłu uregulowania wynagrodzeń w NBP.

"Tego typu informacje nie mogą być ukrywane przed opinią publiczną, zwłaszcza w obliczu niepokojących pogłosek, jakoby skala wynagrodzeń, nie mówię tylko o pensjach, ale o pełnych wynagrodzeniach, łącznie z nagrodami, była w tak znaczący sposób wyższa, niż stawki rynkowe" - powiedział wicepremier.

"Nie ukrywam, że w rozmowach w obrębie obozu Zjednoczonej Prawicy, liderów Zjednoczonej Prawicy, jednoznacznie poparłem rozwiązanie, aby uregulować te sprawy ustawowo" - dodał.

Gowin zaznaczył jednocześnie, że zdaje sobie sprawę z tego, iż NBP jest szczególną instytucją, "od której uzależnione jest bezpieczeństwo polskiej złotówki, a więc dochodów wszystkich polskich rodzin". "Zdaję sobie też sprawę, że w związku z tym wynagrodzenia w Narodowym Banku Polskim muszą być wyższe, niż w innych instytucjach publicznych, ale wydaje się, że wprowadzenie jakiegoś górnego racjonalnego limitu w tym przypadku jest uzasadnione" - stwierdził.

"Nawet jeżeli NBP nie jest instytucją budżetową, to są to przecież pieniądze ogółu Polaków i te pieniądze powinny być wydawane z szacunkiem dla ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń, które polskie społeczeństwo musi ponosić" - powiedział wicepremier.

Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracownicach prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektorce gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł, "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami", czemu bank zaprzeczył. Według najnowszych doniesień medialnych pensja Wojciechowskiej wynosić może nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie.

Na środowej konferencji zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP Ewa Raczko mówiła, że "żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie podawanego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wysokości ok. 65 tys. zł bądź wyższej". Dodała, że środki na wynagrodzenia w NBP stanowią część ogółu środków NBP i nie pochodzą z budżetu państwa. "Nie są to środki publiczne w rozumieniu ustawy o finansach publicznych. Oznacza to, że budżet państwa nie jest obciążony kosztami gospodarki własnej NBP" - powiedziała Raczko.

Oświadczyła, że nie poda miesięcznego wynagrodzenia z PIT-u dyrektor departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej, "bo nie przygotowane jest w oświadczeniu". "Pewne granice prezentowania informacji są" - powiedziała Raczko. "Na pewno nie zarabia - powtórzyć mogę - rewelacyjnych 65 tys. zł miesięcznie" - dodała.

Rzeczniczka PiS stwierdził w środę w rozmowie z dziennikarzami, że nie jest usatysfakcjonowana wyjaśnieniami NBP w sprawie wysokości zarobków w tej instytucji. Wieczorem poinformowała, że PiS przedstawi projekt ustawy, która wprowadzi jawność wysokości wynagrodzeń w banku centralnym zarówno obecnie, jak i za poprzednich zarządów. Nowe regulacje mają ustalić też górną granicę zarobków dla osób zajmujących funkcje kierownicze w NBP.

Wcześniej swój projekt w sprawie jawności zarobków m.in. w NBP zaprezentowała PO. Złożenie własnego projektu w tej sprawie zapowiedział też Kukiz'15.

Prezes NBP Adam Glapiński mówił podczas środowej konferencji prasowej, że "ustawę o jawności wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim podpisze obydwoma rękoma". Jak dodał, aby mógł to zrobić, trzeba ją najpierw uchwalić. Ocenił, że ustawa ta będzie fatalna dla funkcjonowania NBP. Mówił też, że w mediach "szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor" i że było to "haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami".