Ledwo służbom w USA udało się ująć podejrzanego o wysłanie kilkunastu paczek z bombami, Amerykę dotknęła kolejna tragedia: strzelanina w synagodze, w wyniku której zginęło 11 osób.
46-letni Robert Bowes wtargnął do synagogi w Pittsburghu w sobotę rano. Miał karabin automatyczny AR-15 i trzy pistolety. W świątyni przebywało kilkadziesiąt osób, do których napastnik otworzył ogień. Gdy na miejscu pojawili się antyterroryści, zabarykadował się na jednym z górnych pięter. Poddał się po ok. 20 minutach.
Nadawcą 13 paczek z bombami, które w ub. tygodniu trafiły do polityków Partii Demokratycznej i osób kojarzonych w Stanach z szeroko rozumianą lewicą, okazał się 56-letni Cesar Sayoc. Agenci Federalnego Biura Śledczego (FBI) zatrzymali go w piątek rano w Plantation na Florydzie.
Dwóch przestępców w różnych regionach USA i odmienne metody działania. Łączy ich bardzo emocjonalny, przesycony nienawiścią stosunek do życia politycznego i społecznego w USA.
Bowes dawał temu upust w podobnej do Twittera sieci społecznościowej Gab, która reklamuje się jako oaza wolnego słowa. Na swoim profilu atakował głównie Żydów, których nazywał „dziećmi Szatana”. Pisał, że to oni są odpowiedzialni za niepowodzenia, jakie spotykają Amerykę – i że Trump nie przywróci krajowi wielkości, jeśli sam tego nie dostrzeże. „Otwórzcie oczy! To brudni, źli Żydzi ściągają brudnych, złych muzułmanów do naszego kraju” – głosił jeden z wpisów (konto zostało już usunięte). Na profilu można było również znaleźć zdjęcie bramy do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Przerobiony napis głosił: „Kłamstwo czyni bogatym”.
Jeszcze w sobotę przed strzelaniną Bowes napisał na swoim profilu: „Nie mogę dłużej bezczynnie siedzieć i patrzeć, jak moi ludzie są mordowani. Mam gdzieś waszą perspektywę, idę coś z tym zrobić”.
Po terror sięgają zarówno sympatycy demokratów, jak i republikanów
Aktywny w mediach społecznościowych był również Sayoc. Na Facebooku (konto zostało już usunięte) nazywał Oprah Winfrey i Baracka Obamę „czarnuchami”. Wrzucał również linki do artykułów ze skrajnie prawicowego serwisu Breitbart. Na Twitterze można zobaczyć, jak bierze udział w wiecach poparcia dla prezydenta Donalda Trumpa. Funkcjonariusze zarekwirowali furgonetkę, w której prawdopodobnie mieszkał. Była oklejona nalepkami wyrażającymi poparcie dla urzędującego prezydenta, wezwaniami do patriotyzmu konsumenckiego („Buy American”) czy twarzami postaci amerykańskiej lewicy z nałożonymi na nie celownikami (kilka z nich było adresatami paczek od Sayoca). Było też kilka odnoszących się do czwartej władzy: „CNN jest do dupy” czy „Nieuczciwe media”.
Dla wielu działania ludzi takich jak Bowes czy Sayoc stanowią dowód na to, że w Stanach polaryzacja społeczeństwa osiągnęła niespotykane dotąd rozmiary. Skłaniający się ku lewej stronie sceny politycznej mówią, że winę za to ponoszą głównie prezydent i republikanie, którzy swoją retoryką podsycają nastroje i prowadzą do podziałów w kraju. Że Trump zbyt często odwołuje się między wierszami do przemocy – tak jak wtedy, gdy w kampanii wyborczej zasugerował, że jeśli Hillary Clinton zacznie nominować sędziów Sądu Najwyższego, będą się musieli tym zająć „ludzie od drugiej poprawki” (czyli zwolennicy posiadania broni).
Republikanie z kolei odpowiadają, że ich rywale po prostu chcą wykorzystać takie zdarzenia do celów politycznych. Konserwatywni komentatorzy, jak Ann Coulter czy Rush Limbaugh, rozważali w ub. tygodniu, jakie mogły być prawdziwe motywy kierujące Sayokiem, a na skrajnie prawicowych forach internetowych spekulowano, czy listy z bombami nie są prowokacją mającą na celu podbić tuż przed wyborami punkty.
Prawdą jest, że przemoc stała się jednym z elementów życia publicznego w USA. Do masakr dochodzi również na tle religijnym: w ub.r. strzały padły w kościele baptystów, w 2016 r. – metodystów, a w 2012 r. – w świątyni sikhów.
Jeśli zaś idzie o przemoc umotywowaną politycznie, to sięgają po nią także osoby o sympatiach lewicowych. W ub.r. James Hodgkinson otworzył ogień w kierunku grupy republikańskich kongresmenów wizytujących charytatywny mecz bejsbola; kilka osób zostało rannych, w tym Steve Scalise reprezentujący w Kongresie Luizjanę. W tym roku senator Susan Collins z Maine otrzymała list, który miał zawierać toksyczną rycynę (groźba okazała się fałszywa). Była to zemsta za to, że Collins zagłosowała za przyjęciem konserwatywnego Bretta Kavanaugha do grona sędziów Sądu Najwyższego. Rycynę miały również zawierać listy wysłane przez zatrzymanego na początku miesiąca Williama Allena, który wysłał je m.in. do Białego Domu i sekretarza obrony Jima Mattisa.
W następny wtorek w USA odbędą się wybory do Kongresu. Amerykanie będą wybierać całą Izbę Reprezentantów oraz 35 ze 100 se natorów.