Mark Zuckerberg i Jack Dorsey przejęli się oskarżeniami o pasywne podejście do dezinformacji. Z platform zniknęły setki stron autorstwa trolli z Teheranu i Moskwy.
To pierwszy raz, kiedy Facebook wskazał inny kraj niż Rosja, mający prowadzić skoordynowaną kampanię dezinformacyjną. Iran – bo to o nim mowa – kontrolował 652 strony, konta i grupy, które były kierowane nie tylko do Amerykanów, lecz także do odbiorców w Ameryce Łacińskiej, na Bliskim Wschodzie czy w Europie.
Jak podała korporacja z Menlo Park, krajem atakowanym ze szczególną intensywnością była Wielka Brytania. Według ustaleń firmy odkryte treści znajdowały się w bezpośrednim zasięgu miliona użytkowników portalu. Iran nie wykosztował się jednak na kampanię – prowadzący strony wydali w latach 2012–2017 jednie 12 tys. dol.
W ślad za Facebookiem poszedł Twitter, który także zdiagnozował teherańską kampanię i usunął 284 konta.

Droga konfrontacji

Firmy technologiczne wzmogły czujność przed listopadowymi wyborami. Boją się bowiem powtórki z kampanii prezydenckiej z 2016 r., kiedy zarzucono im bierność w obliczu wzmożonej aktywności Rosjan. Facebook czy Twitter z zaskakującą regularnością informują więc o kolejnych porcjach usuwanych lub wykrywanych obcych treści agitacyjnych.
Przypomnijmy – podczas tych wyborów amerykańscy obywatele wybiorą 435 przedstawicieli Izby Reprezentantów (kadencja dwuletnia), czyli niższej izby amerykańskiego parlamentu, oraz jedną trzecią składu Senatu (kadencja sześcioletnia). Warto zaznaczyć, że korporacje technologiczne współpracują ze sobą oraz z amerykańską administracją w celu wykrycia sprawców dezinformacji.
– Nadal jest za wcześnie, żeby oceniać, ale my już dostrzegamy, że nasze działania się opłacają i że coraz więcej podejrzanych treści jest z naszego serwisu usuwanych – komentował prezes Facebooka Mark Zuckerberg.
Firma ogłosiła m.in., że zablokowana strona Liberty Front Press kreowała się na niezależną irańską organizację medialną, a „okazała się powiązana z irańskimi mediami państwowymi”. Strona udostępniała m.in. prześmiewcze karykatury prezydenta USA Donalda Trumpa. Z kolei na stronach działających w Wielkiej Brytanii Irańczycy propagowali tezę, jakoby to właśnie prezydent Trump był odpowiedzialny za brexit. Sam brexit był przedstawiany jako strzał w stopę.
– Programy dezinformacyjne były już przez Iran używane, a Facebook to kolejne narzędzie w arsenale władz – komentuje Jakub Gajda, iranista, ekspert Fundacji Kazimierza Pułaskiego. – Iran cierpi z powodu sankcji nałożonych przez USA. Rial załamał się, a państwo jest w trudnej sytuacji gospodarczej. Reperkusje są silne, a mimo to Iran nadal podąża drogą konfrontacji. Władze Republiki Islamskiej rozwijają program nacisków dyplomatycznych oraz przekazów ideologicznych – tłumaczy.
Ekspert zauważa, że kampania w mediach społecznościowych jest prowadzona po to, żeby skonsolidować obóz antyamerykański. Skąd wzmożona aktywność na Wyspach? Chodzi przede wszystkim o naciski amerykańskie na firmy europejskie w kwestii prowadzenia interesów z Iranem. Zabiegi mają osłabić mandat amerykanów na Starym Kontynencie, podkreślając różnicę interesów pomiędzy dwiema stronami Atlantyku.
Podobnie sytuacja wygląda w Ameryce Łacińskiej, tzw. podbrzuszu USA, gdzie Iran utrzymuje dobre stosunki m.in. z pogrążoną w głębokim kryzysie Wenezuelą. Tam również Teheran wzmacnia antyamerykańskie nastroje.

Lista agentów GRU

Jak przyznaje Gajda, Iran może wydawać się zacofany, ale to jest błędne wyobrażenie. Kraj ma duży potencjał, również w zakresie rozwijania kampanii dezinformacyjnych. – Mają na tyle solidne zaplecze internetowe, informatyczne i kadrowe, że są w stanie prowadzić kampanie w sieci. Według mnie taka aktywność będzie wzrastać – mówi.
Czy Iran współpracuje z Rosją? Eksperci twierdzą, że brakuje na to dowodów.
– Czasami Putin wyciąga rękę do Izraela, który jest śmiertelnym wrogiem Iranu, czasami do Arabii Saudyjskiej, która jest regionalnym konkurentem Teheranu. Co prawda wspólny interes antyamerykański w naturalny sposób zbliża obydwa państwa, jednak trudno mówić, żeby kampanie były ze sobą ściśle konsultowane – dodaje Gajda.
Pomimo dużego zaangażowania amerykańskich firm w walkę z dezinformacją, zagrożenia są wciąż istotne. Pod koniec sierpnia Microsoft zaraportował, że wykrył operację rosyjskiego wywiadu wojskowego nakierowaną na amerykański Senat i konserwatywne think tanki, nawołujące do ostrzejszego postępowania wobec Kremla. Miesiąc wcześniej Departament Sprawiedliwości zaprezentował listę 12 nazwisk – agentów GRU – którzy mieli wykraść kompromitujące materiały z sieci demokratów.