Chińscy naukowcy potwierdzili, że zapadła się część góry, pod którą Korea Płn. prowadziła swoje próby nuklearne, co rodzi obawy o skażenie radioaktywne okolicznych państw – podał w środę hongkoński dziennik „South China Morning Post”.

Zawalenie się części mierzącej 2100 metrów góry Mantap w północno-wschodniej Korei Płn. mogło być powodem, dla którego przywódca tego kraju Kim Dzong Un podjął niedawno decyzję o wstrzymaniu prób nuklearnych i rakietowych oraz zamknięciu obiektu – ocenił jeden z badaczy.

Do zawalenia doszło po detonacji jesienią ubiegłego roku największej jak dotąd bomby atomowej reżimu w tunelu na poziomie ok. 700 metrów poniżej szczytu góry – ustaliła grupa naukowców kierowana przez geologa z Chińskiego Uniwersytetu Nauki i Techniki w mieście Hefei Wen Lianxinga na podstawie pomiarów z blisko 2 tys. stacji sejsmologicznych.

„Konieczne jest dalsze prowadzenie pomiarów uwalniania radioaktywnych materiałów, spowodowanego tym incydentem” - napisali badacze w komunikacie opublikowanym na stronie uczelni. Ich ustalenia mają być opublikowane w czasopiśmie naukowym „Geophysical Research Letters” najprawdopodobniej w przyszłym miesiącu.

Do podobnych wniosków doszli naukowcy z agencji ds. trzęsień ziemi w chińskiej prowincji Jilin. Eksplozja doprowadziła do wytworzenia „komina”, którym radioaktywny materiał może wydostać się na zewnątrz – pisał w ubiegłym miesiącu kierownik tej grupy badawczej Liu Junqing w „Geophysical Research Letters”.

Spekulacje na temat problemów na poligonie atomowym zaczęły się pojawiać około dwóch tygodni po wrześniowej detonacji, kiedy wysoki rangą północnokoreański geolog Li Doh Sik odwiedził Pekin, by spotkać się nieoficjalnie z geologami chińskimi – pisze „SCMP”. Celu jego wizyty nie ujawniono, ale dwa dni później Pjongjang ogłosił, że nie będzie już prowadził podziemnych prób jądrowych.

Bardzo możliwe, że reżim został wtedy surowo upomniany przez Pekin, gdyż próby zagrażały nie tylko stabilności poligonu, ale mogły też zwiększyć ryzyko wybuchu wulkanu Pektu-san na granicy Chin i Korei Północnej – ocenił pekiński badacz Hu Xingdou, prosząc, by nie podawano nazwy uczelni, na której pracuje.

Dodał, że zapadnięcie prawdopodobnie bardzo utrudniło program nuklearny reżimu, który w związku z międzynarodowymi sankcjami może nie mieć wystarczających zasobów, by wznowić testy na nowym poligonie. „Ale są inne miejsca, które nadają się na próby (…). Muszą one być pilnie monitorowane” - powiedział.

Specjalista w dziedzinie unieszkodliwiania odpadów radioaktywnych z Uniwersytetu Południowochińskiego w mieście Hengyang w prowincji Hunan, Zhao Guodong, ocenił, że reżim powinien zaprosić chińskich naukowców na poligon atomowy, by pomogli ocenić uszkodzenia i zaradzić potencjalnemu skażeniu. „Jest wiele sposobów, by poradzić sobie z tym problemem. Wystarczy, że poproszą” - powiedział.

Po wrześniowej próbie jądrowej i szeregu prób międzykontynentalnych rakiet balistycznych Korea Północna ogłosiła się mocarstwem atomowym, zdolnym zaatakować całe kontynentalne terytorium Stanów Zjednoczonych. W reakcji na te próby Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła na reżim najsurowsze w historii sankcje.

Rozpoczęta w styczniu ofensywa dyplomatyczna Pjongjangu rodzi jednak nadzieje na rozbrojenie nuklearne i złagodzenie napięcia. Kim Dzong Un ogłosił wstrzymanie prób jądrowych i startów międzykontynentalnych rakiet balistycznych. W piątek dyktator ma się spotkać z prezydentem Korei Płd. Mun Dze Inem w ramach pierwszego od ponad dekady szczytu koreańskiego, a w maju lub czerwcu – z prezydentem USA Donaldem Trumpem.