Zbieranie podpisów pod obywatelskimi inicjatywami ma być łatwiejsze, ale nadal wspólnotowi urzędnicy nie będą zobowiązani do podjęcia konkretnych działań
Dziewięć milionów Europejczyków zaangażowało się w ciągu ostatnich siedmiu lat w europejską inicjatywę obywatelską. Walczyli m.in. o zakaz stosowania chwastobójczego glifosatu, uznanie dostępu do wody za prawo człowieka, zakaz eksperymentów na zwierzętach i zakaz niszczenia ludzkich embrionów. – Inicjatyw było kilkadziesiąt, trudno jednak uznać którąkolwiek za szczególnie udaną – mówi DGP Paweł Głogowski ze stowarzyszenia Carsten Berg, zajmującego się europejskimi inicjatywami obywatelskimi.
Problemem jest mechanizm. By Komisja Europejska wzięła pod uwagę głosy obywateli, należy zebrać milion podpisów, a liczba deklaracji w co najmniej siedmiu krajach musi przekroczyć wymagany próg, za który przyjęto liczbę europosłów z danego kraju pomnożoną przez 750 – dla Polski daje to 38 250. Po otrzymaniu inicjatywy KE udziela odpowiedzi w ciągu trzech miesięcy, ale nie ma obowiązku występować z wnioskiem ustawodawczym. Dla porównania, w Polsce parlament jest zobligowany do przeprowadzenia pierwszego czytania projektu obywatelskiego popieranego przez 100 tys. obywateli w ciągu trzech miesięcy od jego wpłynięcia do Sejmu.
– Zebranie miliona podpisów wymaga olbrzymiego wysiłku, także finansowego. A potem Komisja może powiedzieć, że nic z tym tematem nie robi. Europoseł węgierskiego Fideszu György Schöpflin powiedział kiedyś, że w ten sposób tworzy się milion eurosceptyków i coś w tym jest – mówi Głogowski.
W odpowiedzi na głosy krytyczne w zeszłym tygodniu wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans zaproponował obniżenie wieku obywateli mogących składać deklaracje z 18 do 16 lat oraz uproszczenie wymagań dotyczących danych osobowych. Dziś w każdym kraju obowiązują inne reguły– są takie, które nie wymagają podania numeru typu PESEL czy dowodu osobistego, a są państwa, w tym Polska, gdzie te dane są konieczne.
Strona społeczna chciałaby jednak nie tylko zniesienia biurokratycznych obostrzeń, ale i zwiększenia zainteresowania unijnych instytucji i wzmocnienia znaczenia takich przedsięwzięć. – Europejska inicjatywa obywatelska powinna służyć do inicjowania szerszej debaty. Tu właściwym miejscem powinien być Parlament Europejski – postuluje Głogowski.
Nie lepiej jest z promocją tego instrumentu. – Gdy zapytać przechodniów na ulicy, to pewnie mało kto wiedziałby, czym jest europejska inicjatywa obywatelska. Rzadko mówią też o niej komisarze europejscy i nie widać woli, by w Europie ją propagować, a jest to instrument jedyny w swoim rodzaju – uznał przedstawiciel Carsten Berg.
Daniela Vancic z Democracy International ocenia, że obywatele mają ostatnio pewne powody do zadowolenia, bo ich głos ma coraz większe polityczne znaczenie. Wskazuje na inicjatywę dotyczącą zakazu stosowania glifosatu we UE. Milion podpisów udało się zebrać w rekordowo szybkim czasie i po pięciu miesiącach inicjatywę zgłoszono do KE. Komisja odmówiła – o co apelowali obywatele – wprowadzenia zakazu stosowania glifosatu, ale zapowiedziała zwiększenie przejrzystości badań naukowych dotyczących bezpieczeństwa żywności, na podstawie których wydawane są pozwolenia na użycie pestycydów. Według Vancic była to pierwsza inicjatywa, na którą KE zareagowała. – Mogła zrobić więcej, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak szybko udało się zebrać milion podpisów – mówi DGP ekspertka. Jak dodaje, reakcja przynajmniej nastąpiła szybko, w odróżnieniu od poprzedniej inicjatywy „Woda jest prawem człowieka”, która czekała na realizację cztery lata. ⒸⓅ