Zaczyna się nowy sezon tenisowy, a tenis to taka dziwna dziedzina życia, że potrafi zająć centralne miejsce w życiu nie tylko profesjonalnych sportowców, ale także amatorów i kibiców, a wśród nich, nierzadko, ekonomistów. Niektórzy z nas łudzą się, że przenoszenie pasji do tenisa na pracę to inteligentny sposób znalezienia nowych danych do badania zjawisk w ekonomii powszechnych. Przykładowo, sprawdzamy, czy struktury turnieju lub nagrody są tak skonstruowane, żeby być skuteczną zachętą dla uczestników. Albo czy na korcie panuje równość ze względu na płeć lub budżet sponsorski. Czego jeszcze ekonomista pracy może się dowiedzieć z rozgrywek tenisa?
Andre Agassi mawiał, że tenis jest jak boks, tylko bezkontaktowy: dwie istoty człowiecze stoją na wprost siebie i okładają się ze wszystkich sił, do pierwszej krwi. Nic więc dziwnego, że kontekst, który przychodzi na myśl jako pierwszy, to skłonność do rywalizacji oraz indywidualna odporność na stres, bo w tenisie najczęściej nie ma miejsca na zagrania zespołowe. W tenisie indywidualne zachowania w sytuacji związanej z rywalizacją są dobrze obserwowalne, bo zawodnik wychodzi na kort (najczęściej) pojedynczo, gra bezpośrednio przeciwko drugiemu zawodnikowi i jest w całości odpowiedzialny za występ. Oprócz tego dynamika meczu, a przez to poziom presji u zawodników jest również łatwo rozpoznawalny. Serwujący gracz, który wygrywa 5:0, może bez większego obciążenia pozwolić sobie na utratę punktu, presja jest zupełnie inna, gdy gracze „idą łeb w łeb”. Wreszcie, pomiar wyników jest w tenisie przejrzysty: wiadomo, która piłka była dobra, a która w aut. Można więc przeanalizować wzorce zagrań zwycięskich (tzw. winnerów) oraz niewymuszone błędy.
To właśnie zrobił Daniele Paserman (Boston University), badając, czy nastawienie zawodników zmienia się w trakcie meczu, a w szczególności w czasie rozgrywki o decydujące punkty. Okazało się, że w decydujących momentach gracze są bardziej zachowawczy, ale co ciekawsze, wzorce zachowań są bardzo podobne tak dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Co więcej, to gra mężczyzn, a nie kobiet, ulega częściej pogorszeniu w warunkach dodatkowej presji. Głębiej niż Paserman weszli Alex Krumer (St. Gallen University) z grupą współautorów, patrząc na wyniki całych gemów, a nie pojedynczych punktów. Dlaczego tak? Bo serwujący ma w gemie przewagę, więc przegranie gema przy własnym serwisie może być miarą niezdolności wykorzystania tej przewagi. Jeśli prawdopodobieństwo przegrania własnego gema rośnie z presją, to takie zjawisko odpowiada psychologicznemu „spalaniu się” w warunkach stresu. Okazało się, że kobiety właściwie nie doświadczają tego problemu, bo zjawisko narastania błędów przy własnym podaniu wraz z wagą gema praktycznie nie występuje.
Czy z kortu tenisowego można wywieść, że rzeczywiście kobiety znoszą presję lepiej niż mężczyźni? I tak, i nie. Tenisiści, w szczególności ci grający w turniejach wysokiej rangi, różnią się od przeciętnego Kowalskiego, zarówno pod względem motywacji, jak i skłonności do rywalizacji. Ale nie oni jedni. Większą skłonność do rywalizacji mają także osoby na stanowiskach menedżerskich, a w tej grupie nieuzasadnione obserwowalnymi cechami różnice płacowe między kobietami a mężczyznami należą do najwyższych (w każdym razie w USA, co pokazała m.in. Nicole Fortin z University of British Columbia). Z trzeciej strony, w tenisie rywalizacja odbywa się wyłącznie w ramach jednej płci. Jeżeli dla kobiet znaczenie ma nie tylko sama rywalizacja, ale również to, z kim rywalizują (a tak sugerują niektóre badania eksperymentalne), to wyniki opisanych badań nie będą miały bardzo szerokiego przełożenia na inne zawody niż sport.
A co z nierównościami płacowymi? Rozpiętość dochodów zawodników jest ogromna, co wynika z opisywanego już przez nas tzw. efektu supergwiazdy („Dlaczego Neymar jest wart 222 mln euro?”, DGP z 14 sierpnia 2017 r.). Tylko w roku 2017 pierwszy w rankingu Rafa Nadal otrzymał ponad trzykrotność tego, co zarobił trzeci w rankingu młody, obiecujący Alexander Zverev. Gdyby doliczyć przychody z reklam, różnica ta wzrosłaby kilkukrotnie. Czy jednak rozpiętości zarobków mają wpływ na kariery sportowców? Oczywiście, każdy chciałby zarabiać tyle co Nadal, ale czy rzuca rakietą w kąt, gdy ta idée fixe zderza się z rzeczywistością? Kerry Paps (University of Bath) wraz ze współautorami przeanalizował, czy wiedza o rozkładzie potencjalnych zarobków oddziałuje na decyzje młodych tenisistów o tym, by zostać profesjonalnym graczem. Okazało się, że wśród mężczyzn skłonność do trwania przy tenisie rośnie wraz ze wzrostem średniej i wraz ze wzrostem rozpiętości zarobków: młody chłopak, widząc dużą grupę zawodników, którzy na tenisie ledwie zarabiają na trenera i odnowę biologiczną, trwa przy sporcie zawodowym wiedziony nadzieją na naprawdę dużą „wygraną” w tej loterii ze sportem, zdrowiem swoim i innych zawodników. Profesjonalni gracze bardziej niż przeciętny zjadacz chleba dają się wieść na pokuszenie wysokimi zarobkami w tenisie, choć wartość oczekiwana zarobków w innych zawodach jest wyższa. A kobiety? Na razie badań z kortu brak, lecz w innych badaniach eksperymentalnych i empirycznych wyraźnie zarysowała się prawidłowość, iż „ryzykowne” zawody są mniej atrakcyjne w ocenie kobiet (przy innych czynnikach niezmienionych).
Zaczyna się kolejny sezon. Po raz kolejny pula nagród w czołowych turniejach będzie wyższa niż przed rokiem. Czekamy, kiedy wróci Serena i znów zdominuje kobiecy tenis. Czy Rafa utrzyma formę? Czy Djoko ją odnajdzie? Kolejne roczniki juniorek i juniorów podejmą próbę dobicia się do rozgrywek profesjonalnych, zarobków, turniejów i splendoru. Dla ilu z nich jest to rzeczywiście optymalna ścieżka kariery? Ilu graczy zawodowych powinno ten sezon potraktować jak ostatni? Jedną sprawą jest unieść presję wygrywania, inną znaleźć w sobie motywację do grania – a zupełnie inną jest to, czy gramy we właściwej grze i o właściwą stawkę. Dane z kortów pokazały, że zbyt rzadko ten, który przegra, nie porzuca rakiety, choć w ten sposób mógłby być wygranym.