Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker poinformował na wspólnym briefingu z premier Wielkiej Brytanii Theresą May, że Brukseli wciąż nie udało się zawrzeć porozumienia z Londynem w pierwszej turze negocjacji w sprawie Brexitu.

W poniedziałek brytyjska premier przyjechała do Brukseli, gdzie spotkała się m.in. z szefem KE. - Pomimo naszych wysiłków i znacznych postępów, osiągnięcie całkowitego porozumienia okazało się dziś niemożliwe - powiedział Juncker na konferencji prasowej. Dodał, że Bruksela jest gotowa na kontynuowanie negocjacji w tym tygodniu. - To nie jest porażka, to początek ostatniej rundy i jestem przekonany, że osiągniemy porozumienie w tym tygodniu - powiedział.

Szef KE podkreślił, że spotkanie było konstruktywne, a May jest "twardą i niełatwą negocjatorką". - Broni punktu widzenia Wielkiej Brytanii z całą energią, a ja robię to samo w imieniu Unii Europejskiej. Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie osiągnąć wystarczające postępy w rozmowach przed szczytem europejskim, który odbędzie się 15 grudnia - dodał.

Zdaniem May, poniedziałkowe rozmowy były konstruktywne. - Negocjowaliśmy twardo i poczyniliśmy znaczne postępy w wielu sprawach. W kilku kwestiach pozostały różnice, co wymaga dalszych negocjacji i konsultacji - powiedziała.

W poniedziałek po południu May spotyka się jeszcze z szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem.

W weekend Tusk przypomniał, że premier May ma czas do poniedziałku na przedstawienie swojej ostatecznej propozycji, która będzie podstawą do grudniowych dyskusji na szczycie Rady Europejskiej, w trakcie którego liderzy 27 państw członkowskich zdecydują o tym, czy osiągnięto "wystarczający postęp" w negocjacjach, by przejść do kolejnego etapu rozmów.

O tym, jaką wagę Bruksela przywiązywała do poniedziałkowych rozmów, świadczyć może decyzja Tuska, który w ostatniej chwili zrezygnował z wyjazdu do Izraela i Autonomii Palestyńskiej, żeby w tym kluczowym momencie być w Brukseli. W poniedziałek rano Juncker rozmawiał z koordynatorami grup politycznych Parlamentu Europejskiego ds. Brexitu, na czele z szefem grupy sterującej, przewodniczącym liberałów w PE Guy Verhofstadtem.

Strona unijna domaga się w negocjacjach m.in., by Londyn uznał Trybunał Sprawiedliwości UE jako instancję odwoławczą podczas ewentualnych przyszłych sporów dotyczących praw obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii. Bruksela obawia się bowiem, że brytyjskie prawo może się dla nich zmienić niekorzystnie po Brexicie, a sądy na Wyspach nie będą odpowiednio respektowały postanowienia umowy o wyjściu.

Drugą kwestią jest sprawa granicy - po zakończeniu Brexitu Irlandia Północna jako jedyna część Zjednoczonego Królestwa będzie miała granicę lądową z krajem członkowskim Wspólnoty - Irlandią. Rząd w Londynie i liderzy północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP) argumentowali, że nie należy dopuścić do powrotu tzw. twardej granicy między Irlandią i Irlandią Północną, ale jednocześnie opowiedzieli się za wyjściem z unii celnej i wspólnego rynku, co zamyka drogę do zachowania status quo.

W weekend Tusk spotykał się z irlandzkim premierem Leo Varadkarem, zapewniając go o wsparciu w rozmowach. Jak podkreślił, "jeśli oferta Wielkiej Brytanii będzie nieakceptowalna dla Irlandii, to będzie nieakceptowalna również dla Unii Europejskiej".

Trzecią sporną kwestią w rozmowach między Brukselą i Londynem są zobowiązania finansowe Zjednoczonego Królestwa wobec UE. We wtorek brytyjski „Daily Telegraph” napisał, że brytyjscy i unijni negocjatorzy osiągnęli porozumienie w sprawie tzw. rachunku za Brexit, co może otwierać drogę do przełomu w negocjacjach w grudniu. Nie pojawiło się jednak oficjalne potwierdzenie tej informacji.

Według tej gazety, powołującej się na „źródła po obu stronach”, osiągnięto wstępne porozumienie (agreement in principle) w sprawie żądanych przez UE 60 mld euro. Gazeta poinformowała, że ostateczna suma, „którą celowo pozostawiono otwartą dla interpretacji”, wyniesie od 45 do 55 mld euro, w zależności od metodologii przyjętej przez każdą ze stron.

Brak porozumienia w najbardziej drażliwej politycznie kwestii, czyli "rachunku rozwodowego", jaki Wielka Brytania będzie musiała zapłacić opuszczając UE, jest główną przeszkodą w zamknięciu pierwszego etapu rozmów. Dotychczas strony starały się nie wymieniać oficjalnie żadnych konkretnych sum. Z wypowiedzi polityków można było jednak wywnioskować, że szacunki Londynu oscylują wokół 20 mld euro, natomiast Brukseli – 60 mld (o takiej sumie wspominał m.in. szef Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani).

Porozumienie w tych trzech kwestiach - praw obywatelskich, granicy irlandzkiej i rachunku rozwodowego - pozwoliłoby unijnej "27" dać zielone światło w sprawie przejścia do drugiej fazy pertraktacji dotyczących wyjścia Zjednoczonego Królestwa z UE.

W środę ambasadorowie 27 państw członkowskich UE mają rozpocząć pracę nad wstępnymi konkluzjami szczytu Rady Europejskiej, który jest zaplanowany na 14-15 grudnia.

Wielka Brytania rozpoczęła proces wyjścia z Unii Europejskiej 29 marca br. i opuści Wspólnotę 29 marca 2019 roku.