Argumenty Katalończyków na rzecz niepodległości można zrozumieć. Są odrębnym narodem z własną, długą historią, odrębnym językiem, innymi zwyczajami. Skoro tylko w tym wieku niezależnymi państwami stały się 680-tysięczna Czarnogóra czy 2-milionowe Kosowo, to dlaczego nie miałaby takiego statusu mieć 7,5-milionowa, znacznie lepiej przygotowana do samodzielnego życia Katalonia?
Nie sposób zaprzeczyć temu, że były okresy, w których Katalończycy byli przez władze w Madrycie autentycznie prześladowani, np. gdy za rządów Francisco Franco zabronione było mówienie po katalońsku. W demokratycznej Hiszpanii Katalonia cieszy się dużą autonomią, ale tamte rany w głowach Katalończyków tkwią głęboko. Albo argumenty ekonomiczne. Konkretne liczby są sporne, ale tego, że Katalonia od zawsze więcej wpłacała do budżetu centralnego, niż z niego dostaje, nie kwestionuje nawet Madryt.
Nikt też nie podważa statystyk mówiących, że Katalonia ma lepiej rozwiniętą gospodarkę, wyższą wydajność pracy, więcej eksportuje, ma więcej innowacyjnych przedsiębiorstw i gdyby była niepodległym państwem, mogłaby z powodzeniem funkcjonować w świecie. Można zrozumieć frustracje Katalończyków z powodu tego, że kolejne hiszpańskie rządy uciekają od dyskusji na temat kształtu państwa, a ich ambicje tłumią za pomocą wyroków sądowych. A nawet można uznać argumenty o tym, że hiszpańska polityka jest bardziej skorumpowana i zepsuta.
O czywiście Madryt też ma swoje racje. Nie chodzi tylko o obronę jedności kraju, który w razie secesji Katalonii zapewne zacznie się dalej rozpadać. Katalończycy są odrębnym narodem, ale jednak spokrewnionym z Hiszpanami (Kastylijczykami). Mają nowoczesną gospodarkę także dlatego, że od wieków są częścią Hiszpanii. Nikt dziś nie jest prześladowany za mówienie po katalońsku, bo rząd intensywnie wspiera ten język i prędzej jego nieznajomość niż znajomość jest problemem. A wbrew temu, co mówią niektórzy katalońscy politycy, Hiszpania wcale nie jest niemal upadłym państwem, tylko pomimo wszelkich zawirowań historii jest całkiem udanym bytem.
Jak wyważyć argumenty obu stron? Zostawiając na boku geopolitykę – secesja Katalonii na pewno stanie się zachętą dla wszystkich innych separatystów w Europie, a jej dekonstrukcja raczej nie wpłynie pozytywnie na nasze bezpieczeństwo – powinny przeważać argumenty katalońskie. Prawo narodów do samodzielnego decydowania o swoim losie wydaje się ważniejsze od integralności terytorialnej państw. Zwłaszcza patrząc z perspektywy Polski – kraju, który takiego prawa był pozbawiony – najpierw przez 12 3 l ata, a później jeszcze przez 44. Mimo wszystko trudno z pełnym przekonaniem sympatyzować ze sprawą katalońską. Trudno oprzeć się wrażeniu, że kataloński rząd mówiąc o demokracji w istocie sam tę demokrację traktuje instrumentalnie. Że tę niepodległość – na którą Katalończycy zapewne zasługują – zamierza wymusić niezależnie od wszystkiego. Także niezależnie od prawa i być może woli większości mieszkańców. Pół biedy, że wczorajsze referendum było niezgodne z hiszpańską konstytucją – one było niezgodne nawet ze Statusem Katalonii, który wymaga, by wszelkie zmiany w nim zatwierdzane były większością dwóch trzecich. Tymczasem ustawa o referendum przyjęta została pod nieobecność deputowanych opozycyjnych. Referendum ma być ważne niezależnie od frekwencji, co praktycznie przesądza o tym, że zdecydowanie wygrają zwolennicy niepodległości, bo większość partii opozycyjnych wzywała do bojkotu głosowania. Kataloński rząd – będący formalnie gabinetem mniejszościowym, a nawet wraz ze wspierającym go ugrupowaniem skrajnej lewicy mający tylko minimalną większość w parlamencie – nie dopuszcza innego wyniku niż ten, który jest po jego myśli.
To nie była kampania, w której obie strony miały równe szanse, by przekonać do swojego punktu widzenia (tak było np. w referendum niepodległościowym w Szkocji w 201 4 r ., choć tamtejszy rząd też opowiadał się za secesją). Bo wcale nie jest tak, że Katalończycy jednoznacznie niepodległość popierali. 1 0 l at temu był to raczej polityczny margines, kilka miesięcy temu sondaże wskazywały na równowagę. Owszem, nastroje społeczne trochę się zmieniły, w czym zresztą spora „zasługa” władz w Madrycie, który wybrał konfrontację zamiast dialogu, ale też rządowi w Barcelonie było to na rękę, bo ułatwia osiągnięcie celu, jakim jest niepodległość. Ten cel prędzej czy później – może za kilka dni, może za kilka lat – zapewne zostanie osiągnięty, ale wątpliwości co do metod szybko nie znikną .