To są demokratyczne wybory w demokratycznym państwie i to zależy od społeczeństwo francuskiego, kogo wybiorą, nic nam do tego - mówił szef MSZ Witold Waszczykowski w poniedziałek w TVP odpowiadając na pytanie, który kandydat na prezydenta Francji byłby lepszy z perspektywy Polski.

Centrysta Emmanuel Macron w pierwszej turze wyborów prezydenckich we Francji zdobył 24,01 proc. głosów - wynika z oficjalnych rezultatów ogłoszonych w poniedziałek przez francuskie MSW. Szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen otrzymała 21,30 proc. Macron i Le Pen spotkają się w drugiej turze wyborów 7 maja.

Szef MSZ pytany w programie "Gość Wiadomości" o to, czy lepszym dla Polski kandydatem na prezydenta Francji byłby Emmanuel Macron odpowiedział, że "nie może wejść w te spekulacje". "To są demokratyczne wybory w demokratycznym państwie i to zależy od społeczeństwa francuskiego, kogo wybiorą, a nic nam do tego" - mówił.

"My możemy w zaciszu gabinetów oczywiście pospekulować, porozmawiać o jakieś taktyce, strategii, jak się ustawić do tego czy innego kandydata natomiast publicznie ja nie akceptuję takiej sytuacji, jak np. byliśmy świadkami kilka miesięcy temu, kiedy też wielu polityków europejskich w czasie kampanii wyborczej w stanach zjednoczonych publicznie krytykowało jednego z kandydatów" - dodał szef MSZ.

Waszczykowski pytany o deklaracje niektórych polityków europejskich, którzy "stawiają" na Macrona odpowiedział, że jego zdaniem nie powinno się stawiać na któregoś z polityków. "Jeśli mamy zaufanie do państw demokratycznych i społeczeństw demokratycznych to tamte społeczeństwa rozstrzygną według własnych interesów, a my możemy się tylko dostosować" - podkreślił.

Dopytywany o jego kontakty z kandydatami na prezydenta Francji, którzy zmierzą się w drugiej turze wyborów, zaznaczył, że poznał Emmanuela Macrona 1,5 roku temu na konferencji w Davos podczas jednego z paneli dyskusyjnych. "Rozmawialiśmy na temat przyszłości UE, przyszłości Europy, bezpieczeństwa" - powiedział. Jak podkreślił szef MSZ, wówczas Macron był ministrem w rządzie socjalistów.

Minister spraw zagranicznych był również pytany o deklaracje Macrona na temat zacieśnienia współpracy w strefie euro. "Musimy żyć z tym, iż jest wielu polityków w zachodniej części Europy, którzy uważają, że UE powinna być Unią wielu prędkości, na szczęście przypomnę, w Rzymie to nie Deklaracja Wersalska została przyjęta, ale Deklaracja Rzymska, która bardziej odpowiada Deklaracji Wyszehradzkiej, więc ciągle nam się udaje jeszcze wprowadzić do głównego nurtu UE, do głównych dokumentów decyzyjnych nasze spojrzenie o jedności Unii" - stwierdził.

Szef MSZ pytany o deklarację Macrona dotyczącą wsparcia finansowego emigrantów podkreślił, że w tej sprawie władze francuskie podejmą suwerenną decyzję. "My mamy odmienne spojrzenie na kwestie migracji, uważam, że migracja nie powinna być decyzją UE. co innego są uchodźcy, którzy wymagają wsparcia, natomiast emigracja zależy od problemów ekonomicznych, rynku pracy w danym kraju i od wymogów demograficznych" - powiedział Waszczykowski.

Pytany o to, że w pierwszej turze wyborów we Francji "około 40 proc. zdobyli kandydaci jawnie antyeuropejscy" odpowiedział, że potwierdza to tezę głoszoną przez polski rząd, że trzeba spojrzeć na nowo na UE. "Trzeba zdefiniować jeszcze raz instytucje europejskie, pewien cel funkcjonowania UE, trzeba nie obrażać się na Brytyjczyków, którzy uznali, że trzeba wyjść, trzeba urządzić Brexit, bo to nie była fanaberia" - mówił Waszczykowski.

"My też o tym mówimy, że jeśli nie będziemy reformować UE, a będzie taki głos +jeszcze więcej tego samego+, to będzie taka reakcja jak we Francji" - dodał.

Według opublikowanych w poniedziałek przez francuskie MSW ostatecznych wyników I tury niedzielnych wyborów prezydenckich, Emmanuel Macron zdobył 23,75 proc. głosów, Marine Le Pen - 21,53 proc., na trzecim miejscu znalazł się prawicowy konserwatysta Francois Fillon uzyskując 19,91 proc. głosów a na czwartym lewicowy polityk Jean-Luc Melenchon z 19,64 proc. głosów.

W kontekście reform UE Waszczykowski zaznaczył, że przed wyborami w Wielkiej Brytanii i Niemczech nie należy spodziewać się poważnych decyzji w tej sprawie. "Można uruchomić dyskusje na ten temat, natomiast rzeczywiście trzeba ustabilizować sytuację wewnętrzną w kilku krajach kluczowych, na szczęście nasza jest stabilna i na jesieni zacząć poważną rozmowę" - podkreślił.