Żart premiera Silvio Berlusconiego z ofiar wojskowego reżimu w Argentynie wywołał poważne napięcie dyplomatyczne, zakończone wezwaniem ambasadora Włoch do MSZ w Buenos Aires i oficjalnym protestem - pisze w czwartek włoska prasa.

Szef rządu podczas piątkowego wiecu wyborczego w Cagliari na Sardynii powiedział: "Porównują mnie do Hitlera, do Mussoliniego albo do tego argentyńskiego dyktatora, który pozbywał się swych przeciwników wywożąc ich samolotem razem z piłką, a potem otwierał drzwi i mówił "jest ładna pogoda, idźcie sobie pograć".

Kiedy w reakcji na te słowa rozległy się gromkie śmiechy sympatyków Berlusconiego, zastrzegł on: "To może śmieszyć, ale to jest dramatyczne".

Prasa w Argentynie nagłośniła tę wypowiedź ostro krytykując włoskiego premiera za drwiny z tysięcy tzw. desaparecidos, czyli ofiar dyktatury wojskowej z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Zaprotestowały stowarzyszenia rodzin zabitych.

W środę ambasador Włoch w Argentynie został wezwany do MSZ tego kraju, gdzie usłyszał, że jego władze są "zaniepokojone i dotknięte" żartem z tzw. lotów śmierci.

Ambasador tłumaczył, że słowa Berlusconiego były "pomyłką" i zapewnił, iż ma "absolutną pewność", że w wypowiedzi tej nie krył się żaden zamiar urażenia kogokolwiek. Dyplomata w geście pojednania spotkał się następnie z przedstawicielami kilku organizacji krewnych ofiar reżimu.

Centrolewicowa włoska opozycja nazwała żart premiera "niegodną gafą" oraz "kalumniami" i domaga się obecnie, aby publicznie za nią przeprosił. Pojawiły się również żądania, aby minister spraw zagranicznych Franco Frattini zreferował we włoskim parlamencie okoliczności tego poważnego kryzysu dyplomatycznego między obu krajami.