Tegoroczny szczyt BRICS nie należał do udanych. Niemal połowa przywódców państw członkowskich – w tym Xi Jinping i Władimir Putin – zrezygnowała z udziału w zakończonym wczoraj spotkaniu.

Nieobecność rosyjskiego przywódcy nie jest zaskakująca. Brazylia należy do Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK), który w 2023 r. wydał nakaz jego aresztowania. Obowiązek zatrzymania trudno zignorować; przekonały się o tym już dwa lata temu władze Południowej Afryki, które próbowały umożliwić Putinowi udział w szczycie w Johannesburgu. Prezydent Cyril Ramaphosa zwrócił się wówczas do MTK o zgodę na odstępstwo od nakazu, jednak negocjacje zakończyły się fiaskiem. Zarówno wtedy, jak i w tym roku Rosjanin uczestniczył w konferencji zdalnie.

Chiny chcą, aby BRICS stał się alternatywą dla Zachodu

Nie wiadomo za to, dlaczego w Rio de Janeiro nie pojawił się przywódca Chin. Zwłaszcza że w ostatnich latach uczynił on BRICS centralnym elementem strategii przebudowy porządku międzynarodowego. Pekinowi, jak i pozostałym członkom sojuszu, nie podoba się funkcjonowanie w świecie zdominowanym przez Zachód. Dlatego podczas poprzednich szczytów forsował rozszerzenie BRICS, aby grupa odpowiadała za podobną część światowego PKB, co G7. To – zdaniem władz ChRL – wzmocniłoby pozycję globalnego Południa na świecie. Cel ten jest systematycznie realizowany. Do końca 2023 r. członkami bloku były wyłącznie: Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA (stąd nazwa BRICS). Od tego czasu dołączyły do nich: Egipt, Etiopia, Indonezja, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Prezydent Brazylii Lula da Silva przekonywał w przemówieniu otwierającym konferencję, że „jesteśmy świadkami bezprecedensowego załamania multilateralizmu”. – Jeśli globalne mechanizmy zarządzania nie odzwierciedlają nowej, wielobiegunowej rzeczywistości XXI w., to BRICS musi pomóc w ich dostosowaniu do obecnych czasów – powiedział. W podobny sposób w telewizyjnym wystąpieniu skomentował sprawę Putin. Stwierdził, że „wszystko wskazuje na to, iż model liberalnej globalizacji jest coraz bardziej przestarzały”. – Centrum aktywności gospodarczej przesuwa się w kierunku rynków wschodzących – dodał.

Trump zagroził uczestnikom szczytu w Rio dodatkowym cłem

Spory utrudniają współpracę

Zdaje się jednak, że obaj przywódcy robią dobrą minę do złej gry. Proces rozszerzenia osłabił spójność BRICS jako organizacji oferującej ideologiczną przeciwwagę dla zachodniego kapitalizmu. Kraje członkowskie znajdują się na różnych etapach rozwoju gospodarczego i prezentują odmienne poziomy wrogości wobec Zachodu. Gdy Rosja prowadzi wojnę hybrydową przeciwko państwom europejskim, Indie zacieśniają z Europą i Stanami Zjednoczonymi współpracę w zakresie obronności i handlu.

Pierwsze spory pojawiły się już w kwietniu podczas spotkania ministrów spraw zagranicznych. Uczestnikom nie udało się uzgodnić wspólnego oświadczenia, a rozmowy zdominowały napięcia wokół tego, kto powinien objąć ewentualne przyszłe afrykańskie miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Dotychczasowa piątka BRICS skłaniała się ku poparciu kandydatury RPA, ale nowi członkowie, Egipt i Etiopia, się temu sprzeciwili. Stąd Brazylia, gospodarz tegorocznego szczytu, starała się skierować dyskusje w stronę mniej kontrowersyjnych tematów, jak choroby zakaźne, sztuczna inteligencja oraz – w kontekście listopadowego szczytu klimatycznego w Brazylii – finansowanie zielonej energii.

Członkowie bloku powstrzymali się również od bezpośredniej krytyki prezydenta USA Donalda Trumpa. W przyjętym wspólnie oświadczeniu wyrazili jednak „poważne zaniepokojenie” rosnącymi taryfami celnymi, podkreślając, że są one „niezgodne z zasadami Światowej Organizacji Handlu”. W pośrednim zarzucie pod adresem Waszyngtonu zaznaczono, że takie restrykcje „zagrażają ograniczeniem globalnego handlu, zakłóceniem łańcuchów dostaw i wprowadzeniem niepewności”. Na reakcję Trumpa nie trzeba było długo czekać.

„Każde państwo, które zdecyduje się poprzeć antyamerykańską politykę BRICS, zostanie objęte dodatkowym 10-proc. cłem. Nie będzie żadnych wyjątków od tej zasady. Dziękuję za uwagę!” – napisał na platformie Truth Social. Nie sprecyzował jednak, co dokładnie rozumie przez „antyamerykańską politykę”. Blok od dawna znajduje się na celowniku republikanina. W 2024 r. groził już nałożeniem 100-proc. ceł na te kraje, jeśli zdecydują się one wprowadzić własną walutę konkurencyjną wobec dolara. Tamte groźby były przedwczesne. Mimo ambitnych zapowiedzi, uczestnicy szczytu ponownie nie osiągnęli przełomu w kwestii wspólnej waluty. ©℗