Jeszcze w lutym miliarder Elon Musk mówił, że „kocha Donalda Trumpa tak bardzo, jak bardzo heteroseksualny mężczyzna może kochać innego mężczyznę”.
Dziś wiele wskazuje na to, że dobiegł końca miesiąc miodowy między prezydentem Stanów Zjednoczonych a biznesmenem, który pomógł mu wygrać wybory w listopadzie 2024 r., przeznaczając na kampanię ok. 288 mln dol. Musk wszedł później do jego administracji jako szef Departamentu Wydajności Rządu (DOGE) i kluczowy doradca. Cieszył się przywilejami, na które nie mogli liczyć inni współpracownicy Trumpa – przemawiał w Gabinecie Owalnym w obecności swojego syna, a gdy w marcu zaczęły spadać akcje należącej do niego Tesli, ogrody Białego Domu zamieniły się w jej tymczasowy showroom. Donald Trump prezentował zebranym tam dziennikarzom poszczególne modele samochodów, zapewniając, że planuje zakup jednego z nich.
Wielka i piękna ustawa
W sobotę amerykański przywódca potwierdził jednak, że jego relacja z miliarderem dobiegła końca. Doszło do tego po serii ostrych wpisów, które biznesmen opublikował w czwartek w mediach społecznościowych. Wezwał do impeachmentu Trumpa, zasugerował, że wprowadzane przez niego cła doprowadzą do recesji w USA, zagroził wycofaniem kapsuł SpaceX używanych do transportu astronautów NASA i insynuował, że prezydent miał powiązania z pedofilem Jeffreyem Epsteinem. Musk, największy polityczny darczyńca w USA, zasugerował też, że republikańscy kongresmeni powinni stanąć po jego stronie. „Niech rozważą: Trump ma przed sobą jeszcze 3,5 roku prezydentury, a ja będę obecny przez kolejne 40+ lat” – napisał na portalu X, którego jest właścicielem. Część wpisów – jak ten dotyczący Epsteina – zniknęła w weekend z jego profilu.
Trump stwierdził, że szef Tesli odwrócił się od niego w związku z pracami nad „wielką, piękną ustawą” podatkową. Ta miałaby przedłużyć szeroko zakrojone cięcia podatkowe z 2017 r., wprowadzone podczas jego pierwszej kadencji w Białym Domu. Plan zakłada również realizację nowych obietnic kampanijnych – takich jak zniesienie podatków od napiwków i wynagrodzeń za nadgodziny – oraz przeznaczenie setek miliardów dolarów na masowe deportacje i priorytety obronne.
Aby zrównoważyć koszty tych działań, republikanie rozważają cięcia przekraczające 1,2 bln dol. m.in. w rządowych programach opieki zdrowotnej i pomocy żywnościowej dla osób o niskich dochodach, głębokie ograniczenia w inicjatywach dotyczących umarzania kredytów studenckich wprowadzonych przez prezydenta Joego Bidena oraz stopniowe wycofywanie ulg podatkowych dla firm inwestujących w zieloną energię i pojazdy elektryczne, ustanowionych na mocy ustawy o redukcji inflacji z 2022 r. „Zlikwidowałem jego mandat na pojazdy elektryczne, który zmuszał wszystkich do kupowania elektryków, których nikt nie chciał (a on wiedział od miesięcy, że to zrobię!) – i po prostu OSZALAŁ!” – napisał Trump na platformie Truth Social w czwartek po południu. „Najłatwiejszy sposób na oszczędności w naszym budżecie… to zakończyć rządowe dotacje i kontrakty dla Elona” – dodał, sugerując, że może zakończyć współpracę wartą miliardy dolarów pomiędzy rządem USA a firmami Muska, takimi jak SpaceX i Starlink.
Musk oficjalnie przekonuje, że sprzeciwia się ustawie, bo pogłębi deficyt budżetowy. Ale konflikt między nim a prezydentem narastał już wcześniej. Muskowi nie spodobała się m.in. coraz bliższa współpraca Trumpa z Samem Altmanem, szefem OpenAI, z którym pokłócił się kilka lat temu. To, że „Oszust Altman” – jak go nazywa Musk – miał pojawić się u boku Trumpa na konferencji w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w zeszłym miesiącu, było dla niego czerwoną linią. Muskowi udało się pokrzyżować plany wspólnego wystąpienia Trumpa i Altmana, ale nie zdołał zablokować podpisanej tam umowy. OpenAI stanęło na czele konsorcjum amerykańskich gigantów technologicznych, które zdobyło kontrakt na budowę jednego z największych na świecie centrów danych dla sztucznej inteligencji w Abu Zabi. Należąca do Muska xAI, która jak dotąd nie odniosła szczególnych sukcesów w zakresie rozwoju AI, została pominięta w całym przedsięwzięciu.
Musk założy partię?
W rezultacie w ostatnich tygodniach pojawiało się coraz więcej sygnałów, że sojusz na linii Elon Musk-Donald Trump się rozluźnia. Trump wycofał nominację miliardera i astronauty Jareda Isaacmana – bliskiego sojusznika Muska – na szefa NASA, oficjalnie z powodu jego wcześniejszych wpłat na rzecz kandydatów Partii Demokratycznej. Z kolei Musk już pod koniec maja ogłosił, że wycofuje się z prac w DOGE.
Na razie trudno oszacować, jakie będą konsekwencje tego konfliktu. Z jednej strony miliarder zasugerował, że może utworzyć nową partię polityczną. W piątek powiedział, że nazwałby ją „Partią Ameryki”. Niektórzy politycy są jednak przekonani, że spór między Trumpem a Muskiem wkrótce przygaśnie, a plany powołania nowego ugrupowania się nie ziszczą. W piątek republikański kongresman z Florydy Jimmy Patronis powiedział NewsNation: „Elon Musk nie założy nowej partii politycznej. Trump wie, że czasem dochodzi do spięć, nawet z tymi, którym ufasz, których lubisz, z którymi się przyjaźnisz. W Waszyngtonie to się zdarza przez cały czas. Zapamiętajcie moje słowa – za miesiąc znów będą się razem pokazywać”.
Szczególnie że Musk ma zbyt wiele do stracenia. Choćby dlatego, że przyszłość Tesli, która jest kluczowym filarem jego imperium biznesowego, w dużej mierze zależy od decyzji regulatorów z resortów transportu, finansów i handlu. Jeszcze przed rozpoczęciem drugiej kadencji Trumpa Krajowa Administracja Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (NHTSA), podległa Departamentowi Transportu, wszczęła dochodzenia w sprawie poważnych zastrzeżeń dotyczących rozwiązań technologicznych Tesli, głównie systemów przyspieszania i utrzymywania pasa ruchu. Agencja ta bada kwestie bezpieczeństwa pojazdów i może nakładać obowiązek wycofania wadliwych modeli z rynku. Choć wcześniej wydawało się, że Tesla – dzięki bliskim relacjom Muska z Trumpem – może liczyć na łagodniejsze traktowanie, ten układ mógłby się diametralnie zmienić, jeśli miliarder spróbuje zagrozić pozycji prezydenta. ©℗