Jeśli wojna rosyjsko-ukraińska zakończy się bez poważniejszych ustępstw wobec Kremla, inwestorzy pozytywnie ocenią polskie firmy jako stabilne i rozwijające się w przewidywalnym otoczeniu. Jeśli jednak Amerykanie wymuszą na Ukrainie i reszcie Europy znaczące ustępstwa (np. w postaci zniesienia sankcji na rosyjskie surowce), rodzime koncerny staną się mniej atrakcyjne, a ich wyceny mogą spaść. Inwestorzy będą analizować, czy Unia Europejska zgodzi się na powrót do handlu rosyjskimi surowcami, a co za tym idzie – większą konkurencję z ich strony.
Zdaniem Wojciecha Jakóbika z Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego pożegnanie z surowcami z Rosji zależy od woli Europy oraz polityki sankcji USA. – Jeżeli na Starym Kontynencie znajdą się chętni na rosyjskie surowce, a Amerykanie zniosą sankcje, pojawi się przestrzeń do powrotu do współpracy z Moskwą. Taki rozwój wypadków byłby jednak niezgodny z unijnym planem REPowerEU, który zakłada porzucenie rosyjskich surowców do 2027 r. Byłby też niekorzystny z punktu widzenia bezpieczeństwa dostaw i nie po myśli prezydenta Donalda Trumpa, który zakłada ekspansję amerykańskich węglowodorów na rynku europejskim – ocenia Jakóbik.
Unia pożegnała się z rosyjskimi surowcami
Większość krajów UE rozstała się z surowcami rosyjskimi po inwazji na Ukrainę. Powodem była nie tylko chęć pozbawienia Kremla pieniędzy na prowadzenie wojny, ale i troska o własne bezpieczeństwo energetyczne. – To Gazprom wywołał kryzys energetyczny i sam jeszcze przed inwazją ograniczał dostawy na Zachód. Z tego punktu widzenia plan REPowerEU był pomyślany jako trwałe zerwanie z rosyjskimi surowcami. Jednak fala populizmu w Europie zwiększa znaczenie sił prorosyjskich, które, tak jak to się dzieje na Słowacji i Węgrzech, lobbują za powrotem do surowców z Rosji – mówi Jakóbik.
Polskie koncerny energetyczne mogą odnieść korzyści, jeśli potencjalne rozwiązanie pokojowe doprowadzi do regionalnej stabilizacji politycznej i spadku ryzyka inwestycyjnego. W takim przypadku firmy takie, jak Orlen czy PGE, mogłyby łatwiej planować długoterminowe inwestycje, np. w infrastrukturę LNG oraz energię odnawialną. Gdyby wojna się zakończyła, Ukraina mogłaby się stać atrakcyjnym rynkiem dla polskich spółek energetycznych. Inwestorzy mogliby liczyć na udział w odbudowie infrastruktury, co zwiększyłoby popyt na polskie surowce i technologie. Zdaniem Daniela Kosteckiego, analityka giełdowego z CMC Markets, perspektywy dla naszych koncernów w kontekście amerykańsko-rosyjskich rozmów pokojowych nie są jednak jednoznaczne.
Co Trump zrobi z sankcjami na Rosję?
– Zatrzymanie działań zbrojnych mogłoby stworzyć stabilniejsze środowisko dla inwestycji i potencjalnie otworzyć ukraiński rynek dla polskich firm. Mogłyby one uczestniczyć w odbudowie ukraińskiej infrastruktury energetycznej, co dałoby szansę na ekspansję i nowe możliwości biznesowe – uważa ekspert. Z drugiej strony niepewność co do warunków ewentualnego porozumienia i jego długoterminowych skutków stwarza dodatkowe ryzyka. – Możliwe ustępstwa wobec Rosji mogłyby dać jej przewagę na ukraińskim rynku energetycznym. Dodatkowo zmiana priorytetów amerykańskiej administracji może wpłynąć na dotychczasowe plany współpracy energetycznej między Polską, Stanami Zjednoczonymi a Ukrainą. Najważniejsze będą szczegóły dotyczące statusu terytorialnego Ukrainy, jej przyszłych relacji z NATO oraz los sankcji wobec Rosji – tłumaczy.
To, czy polskie spółki energetyczne zyskają, czy stracą na ewentualnych porozumieniach, pozostaje niewiadomą. – Nie słyszeliśmy do tej pory o żadnych rozmowach między władzami Polski i Ukrainy o tym, w co nasze firmy będą mogły być zaangażowane. Tymczasem Trump już kładzie rękę na metalach ziem rzadkich. My ręki na niczym jeszcze nie położyliśmy i nie wiadomo, czy położymy – mówi Kostecki. I podkreśla, że Polską wiążą liczne kontrakty na dostawy gazu i ropy spoza Rosji, więc jest od niej niezależna, a na scenie politycznej nie widać zwolenników powrotu do surowców rosyjskich. – Dopiero dojście do władzy sił prorosyjskich groziłoby powtórzeniem polityki Budapesztu i Bratysławy. Nawet wtedy poważnym utrudnieniem byłaby rezerwacja rynku poprzez kontrakty nierosyjskie – uważa Kostecki. ©℗