Branża chce, żeby państwo wsparło wydatki związane z bezpieczeństwem offshore. Na razie ma mieć zróżnicowanie ceny maksymalnej w zależności od kosztów inwestycji.

Szwedzki rząd anulował 13 projektów morskich farm wiatrowych w swojej części Morza Bałtyckiego. Uznał, że doprowadziłyby one do „niedopuszczalnych konsekwencji dla szwedzkiej obrony”. Łączna moc anulowanych projektów offshore to ok. 32 GW. To więcej mocy niż w dwóch pierwszych fazach rozwoju offshore, jakie planuje zbudować Polska, i niemal połowa wszystkich mocy zainstalowanych w polskim Krajowym Systemie Elektroenergetycznym na koniec 2023 r. Szwedzi uzasadnili decyzję zagrożeniem, jakie wynika z bliskiej odległości od rosyjskiego obwodu królewieckiego. Wartość inwestycji to 47 mld euro.

Doktor Dariusz Materniak, ekspert ds. bezpieczeństwa i redaktor naczelny Portalu Polsko-Ukraińskiego, ocenia w rozmowie z DGP, że jeśli wziąć pod uwagę kontekst wojny w Ukrainie i zniszczenie gazociągów Nord Stream oraz wiele innych incydentów, z którymi można powiązać Rosjan, decyzja szwedzkiego ministerstwa obrony była „niestety słuszna”. – Można powiedzieć, że są przesłanki, by obawiać się o bezpieczeństwo infrastruktury energetycznej na Morzu Bałtyckim, zwłaszcza że w nadchodzących latach sytuacja raczej nie będzie się poprawiać – mówi ekspert. Dodaje, że chociaż Rosjanie nie mają już takiej swobody działania w basenie Bałtyku jak jeszcze rok temu, zwłaszcza po przystąpieniu Szwecji i Finlandii do NATO, to jednak wciąż mają duży potencjał w prowadzeniu działań dywersyjnych. – Obarczałoby to inwestycje w offshore dużym ryzykiem – uważa Materniak.

Polska to nie Szwecja

– Decyzja Szwecji jest niepokojąca, ponieważ pokazuje, że kraj uległ presji wywieranej przez Putina – mówi DGP Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW). – Polska ma całkowicie inne uwarunkowania niż Szwecja, gdzie podczas planowania offshore nie uwzględniono licznych morskich stref militarnych – mówi. Branża od początku rozmawia z Ministerstwem Obrony Narodowej (MON) o tym, jak zabezpieczyć projekty i umożliwić lepszą ochronę stref terytorialnych dzięki wykrywaniu zagrożeń. – W ramach porozumienia sektorowego na rzecz rozwoju morskiej energetyki wiatrowej powołaliśmy różne grupy robocze. Ta współpracująca z MON jest najbardziej aktywna – dodaje prezes PSEW.

– Rząd Szwecji obawia się, że w razie wybuchu wojny wiatraki mogłyby utrudnić obronę przed rosyjskimi rakietami wystrzelonymi z obwodu królewieckiego w kierunku centralnych części kraju. To więc zupełnie inne uwarunkowanie przestrzenne niż w przypadku polskich projektów, rozwijanych na północ od Łeby czy Ustki – mówi Michał Smoleń, kierownik programu „Energia i klimat” w fundacji Instrat.

Branża chce dzielić koszty

Nie zmienia to jednak tego, że lokowanie farm wiatrowych na Bałtyku ma wpływ na bezpieczeństwo państwa, a koszty związane z jego zapewnieniem będą dla branży większe. Chodzi przede wszystkim o inwestycje drugiej fazy rozwoju offshore. Doktor Oliwia Mróz-Malik, menedżerka w PSEW, tłumaczy, że w Polsce obowiązki inwestorów związane z zapewnieniem bezpieczeństwa morskich elektrowni wiatrowych były początkowo określane w pozwoleniach lokalizacyjnych. Następnie inwestorzy zostali zobowiązani do wykonywania ekspertyz technicznych określających wpływ inwestycji na funkcjonowanie systemów łączności, bezpieczeństwa morskiego, ochronę granicy państwowej na morzu oraz na obronność państwa, zatwierdzanych przez wojsko. – Zakładają one konieczność wyposażenia elektrowni wiatrowych w radary czy sonary w związku z kompensacją ewentualnego, potwierdzonego w ekspertyzie, negatywnego wpływu na te systemy. Inwestorzy muszą więc kupić dodatkowy sprzęt, co nie było uwzględniane przy początkowych wyliczeniach wysokości wsparcia dla pierwszej fazy – podkreśla dr Mróz. – Według nas niezbędne jest wsparcie ze strony państwa, ponieważ są to ogromne koszty – dodaje.

W sierpniu Ministerstwo Klimatu i Środowiska zaprezentowało projekt rozporządzenia, które wyznaczyło cenę maksymalną dla drugiej fazy projektów off shore na poziomie 471,83 zł/MWh. W październiku podniosło ją do 512,32 zł/MWh, choć według branży nadal jest to za niska kwota. – Żeby w licytacji pojawiły się przynajmniej trzy oferty, maksymalna cena powinna wynieść co najmniej 550 zł – mówi Janusz Gajowiecki, prezes PSEW. Przedstawiciele branży przekonywali, że na przestrzeni ostatnich lat ceny inwestycji znacznie wzrosły. Wydatki związane z bezpieczeństwem należą do wielu zmiennych, które wpływają na koszt projektów. Złożenie minimum trzech ofert, które będą ze sobą konkurować, jest natomiast warunkiem koniecznym dla powodzenia aukcji.

W wykazie prac legislacyjnych Rady Ministrów w zeszłym tygodniu pojawiły się dwa projekty ustaw dotyczących offshore. Znalazły się w nich zapisy dotyczące m.in. zróżnicowania ceny maksymalnej w zależności od projektu i jego kosztów oraz umożliwiające sprzedaż energii w trakcie rozruchu technologicznego. Nie wiadomo jednak, jaka ostatecznie będzie cena maksymalna. Szczególne znaczenie ma jednak zapis o przesunięciu aukcji na 2026 r., jeśli nie uda się jej zrealizować w 2025 r.

Nowelizowana jest też ustawa o zarządzaniu kryzysowym. – Morskie elektrownie wiatrowe najprawdopodobniej zostaną uznane za infrastrukturę krytyczną, a nieznane jeszcze zasady ich ochrony i obrony dodatkowo zwiększą koszty realizacji inwestycji – mówi Oliwia Mróz.

Polska ma mieć 5,9 GW mocy z morskich wiatraków do 2030 r., 12,5 GW do 2035 r. i 17,9 GW do 2040 r. ©℗

ikona lupy />
Szwedzkie projekty offshore / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe