W Tbilisi zwycięstwo w sobotnich wyborach ogłosiło Gruzińskie Marzenie. Politykom tej partii nie zaszkodziły ani ustawy zbliżające reguły politycznej gry do rosyjskiego wzorca, ani gotowość do „przeproszenia Rosji” za wojnę w 2008 r., ani nawet zapowiedź powyborczej delegalizacji opozycji. Wiele wskazuje na to, że wybory zostały sfałszowane, a realny wynik był bliższy remisu. Gruzja może teraz podążyć szlakiem białoruskim i krwawo stłumić protesty, jeszcze przyspieszając dryf na polityczny Wschód, albo szlakiem ormiańskim, który doprowadzi opozycję do władzy. Może też przeczekać. Co by się nie stało, Rosja nie straciła na dobre nawet kraju, który raptem 16 lat wcześniej rozjechała czołgami.

Równolegle trwa rozgrywka w Mołdawii. Na razie mamy remis ze wskazaniem na obóz prozachodni, który wygrał o włos referendum w sprawie umocowania w konstytucji dążenia do członkostwa w Unii Europejskiej. Głosowanie zmieniło się jednak w plebiscyt w sprawie starającej się o reelekcję Mai Sandu, przez co jego wynik był dużo słabszy, niż się spodziewano. W efekcie Sandu wcale nie jest pewna sukcesu w planowanej na niedzielę II turze, w której zmierzy się z bliższym Rosji Alexandrem Stoianoglu. Kreml nie zasypia gruszek w popiele: od tygodni do Mołdawii trafiały miliony rubli na kupno głosów i antyzachodnią agitację. Prozachodni wybór Mołdawii nie jest jeszcze nieodwracalny.

Los Gruzji może wpłynąć na cały Kaukaz. Sytuacji uważnie przyglądają się władze Armenii. Jej premier Nikol Paszinjan zerka w stronę Zachodu, ale pod presją Rosji nie może sobie pozwolić na zbyt gwałtowne ruchy. Sukces opcji pro zachodniej w Tbilisi nieco zwiększyłby mu pole manewru. Azerbejdżan, z którym Paszinjan rozmawia o pokoju po upokarzającej klęsce w wojnie o Górski Karabach, prowadzi własną grę, ale też nie brzydzi się układów z Rosją. Wiele wskazuje na to, że pozwoli na reeksport na Zachód rosyjskich węglowodorów, które pójdą w świat jako pochodzące z Azerbejdżanu. Większą niż przed 2022 r. samodzielność wykazuje czasem Azja Centralna. Kazachstan w przededniu szczytu BRICS w Kazaniu demonstracyjnie odrzucił ofertę akcesji. Wynika to głównie ze wzrostu roli Chin, które krok po kroku przebudowują regionalną równowagę sił.

Zanim jednak spojrzymy z wyższością na Gruzinów i Mołdawian, w przynajmniej 40 proc. wciąż głosujących na partie, które swoje wielowątkowe powiązania z Kremlem pudrują hasłami o tym, że nie wszystko jest takie jednoznaczne, że to nie nasza wojna i że trzeba pamiętać o tradycyjnych wartościach w kontrze do zgnilizny płynącej z Zachodu, przypomnijmy sobie o belce we własnym – unijnym – oku. Systemowej różnicy między hasłami głoszonymi przez Bidzinę Iwaniszwilego z Gruzińskiego Marzenia a tymi, którymi szermuje Sahra Wagenknecht czy politycy Alternatywy dla Niemiec, przecież nie ma. Podobnie nie ma wielkiej różnicy, jeśli spojrzymy na istotę ich powiązań z Moskwą. A liczba głosów oddawanych na takie partie w Gruzji i dawnej Niemieckiej Republice Demokratycznej jest całkiem podobna. ©℗