Z perspektywy interesu Polski lepszym prezydentem Stanów Zjednoczonych byłaby Kamala Harris. Kandydatkę demokratów w badaniu zaznaczyło 58,1 proc. ankietowanych. Jej konkurenta, Donalda Trumpa, wskazało 30,7 proc. respondentów. Zdania w tej kwestii nie ma 11,2 proc. osób – to wynik najnowszego sondażu United Surveys by IBRiS dla DGP i RMF FM.
Głosy rozkładają się wzdłuż podziałów partyjnych. Wśród wyborców obozu rządzącego (Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga, Lewica) częściej wybierano Kamalę Harris jako korzystniejszą dla Polski (86 proc.). W tej grupie Donalda Trumpa wskazało jedynie 8,1 proc. badanych. Wariant „trudno powiedzieć” zaznaczyło 6 proc. osób.
Zdaniem zwolenników partii opozycyjnych (Prawo i Sprawiedliwość i Konfederacja) z perspektywy naszego kraju lepszym prezydentem USA byłby Donald Trump – z 62,8 proc. głosów, niż Kamala Harris – z 20,6 proc. 16,6 proc. nie wie, co sądzić na ten temat.
W grupie niegłosujących i niezdecydowanych obecna wiceprezydent USA wygrywa w sondażu z wynikiem 61,9 proc. Byłego prezydenta z ramienia republikanów wskazało 21,6 proc. 16,5 proc. osób nie udzieliło odpowiedzi.
– W stosunkach polsko-amerykańskich trudno mówić o równowadze. Nie mamy wielkiego pola manewru, jesteśmy uzależnieni od decyzji, które zapadają po drugiej stronie Atlantyku – komentuje w rozmowie z DGP dr hab. Bohdan Szklarski, politolog, amerykanista, związany z Uniwersytetem Warszawskim i Collegium Civitas. – Interes Polski jest ściśle skorelowany z amerykańskimi interesami w Europie. Stan relacji polsko-amerykańskich należy rozpatrywać więc nieco szerzej, ich przebieg silnie uzależniony od relacji Waszyngtonu z całym kontynentem europejskim – mówi. W jego ocenie pojedyncze, deklaratywne wypowiedzi Donalda Trumpa czy Kamali Harris o Polsce trudno traktować jako barometr ich podejścia do naszego kraju. – O wiele ważniejsze będzie podejście nowego prezydenta do kwestii związanych z paktem północnoatlantyckim, bo to determinuje interes Polski. Wygrana Harris oznaczałaby utrzymanie status quo, zwycięstwo Trumpa – pewnego rodzaju napięcia i bliżej nieznaną rewolucję. Oczywiście między bajki należy włożyć scenariusze wyjścia USA z NATO, bo to nierealne, niemniej połajanki względem sojuszników mogą się stać standardem – tłumaczy profesor.
Rozmówca DGP zwraca również uwagę na brak jednoznacznego rozwiązania dla kwestii rosyjskiej agresji w Ukrainie, co jest istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski. – Żaden z kandydatów nie kładł na to akcentu w kampanii. Trump ograniczył się do deklaracji, że zakończy ten konflikt w jeden dzień. Nie precyzował jednak, jak zamierza to zrobić. Szybkie zakończenie wojny oznaczałoby dla Ukrainy de facto akceptację znacznych strat terytorialnych i to bez gwarancji, że za jakiś czas Rosja nie zaatakuje jej ponownie. Zresztą ewentualne rozmowy pokojowe z Moskwą wcale nie muszą trwać krótko. Władimir Putin może grać na czas, wykorzystywać go do odbudowy swoich sił – wskazuje politolog.
– Niestety obóz demokratów również nie miał pomysłu, jak tę sprawę zakończyć. Było to widać w ostatnich miesiącach. Joe Biden i Kamala Harris akcentowali, że to Kijów będzie decydował o tym, jak zakończy się ta wojna. Widzimy jednak, że wcale się tak nie wydarzy. Dowodem na to było ostatnie spotkanie przywódców w Berlinie, na którym zabrakło przedstawicieli Ukrainy i Polski. Z tej perspektywy niestety wygrana żadnego z kandydatów nie gwarantuje, że głos naszego kraju będzie w tej sprawie wysłuchany – konkluduje Szklarski. ©℗