Izraelczycy jednoczą się w obliczu irańskiego ataku. Eksperci przekonują, że Tel Awiw odpowie uderzeniem w obiekty nuklearne i naftowe.

– Iran popełnił wielki błąd i zapłaci za niego – grzmiał premier Binjamin Netanjahu na posiedzeniu gabinetu bezpieczeństwa. Przekonywał też, że „irański reżim nie rozumie determinacji Izraela, który będzie się bronić i dokona odwetu na swoich wrogach”.

Odwet Iranu

We wtorek wieczorem Teheran wystrzelił ok. 180 pocisków balistycznych w kierunku państwa żydowskiego. Jak twierdzi, była to odpowiedź na ubiegłotygodniowe zabójstwo przywódcy Hezbollahu Hassana Nasrallaha w Bejrucie, a także lipcowy atak na stolicę Iranu, w którym zginął szef Hamasu Isma’il Hanijja. Zarówno Hezbollah, jak i Hamas wchodzą w skład tzw. osi oporu, czyli wspieranej przez ajatollahów grupy bliskowschodnich bojówek uznawanych przez UE i USA za organizacje terrorystyczne. Choć cieszą się one dużą niezależnością, łączą je wspólne cele, które wynikają z nienawiści do Izraela i Stanów Zjednoczonych. Od Teheranu otrzymują wsparcie w postaci dostaw broni i szkolenia z jej użycia. Dzięki temu Iran rozszerzył swoje wpływy na całym Bliskim Wschodzie. Według think tanku International Institute for Strategic Studies (IISS) oś oporu jest dziś dla Iranu ważniejsza niż jego konwencjonalna armia czy nawet program nuklearny.

Dlatego ostrzał ten, wymierzony przede wszystkim w izraelskie bazy wojskowe, był nieco większy od kwietniowego odwetu za atak Izraela na irańską placówkę dyplomatyczną, w którym zginęło dwóch generałów (wówczas wystrzelono ok. 110 pocisków balistycznych i 30 manewrujących). Choć podobnie jak pół roku temu większość pocisków została zestrzelona przez izraelskie systemy obrony powietrznej. „Nasza operacja została zakończona, chyba że izraelski reżim zdecyduje się na dalsze działania odwetowe. W takim scenariuszu nasza odpowiedź będzie silniejsza i potężniejsza” – napisał w środę na portalu X irański minister spraw zagranicznych Abbas Araghchi. Podkreślił też, że rozmawiał ze swoimi odpowiednikami z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji. Ostrzegł ich, że chociaż Iran nie dąży do wojny, to „nie boi się jej”. Wezwał również „strony trzecie” do powstrzymania się od interwencji, co należy odczytywać jako sygnał do Amerykanów, głównego sojusznika państwa żydowskiego.

Izrael nie odnotował żadnych ofiar wśród swoich obywateli, ale Palestyńczycy z okupowanego przez Izrael Zachodniego Brzegu informowali, że spadające odłamki pocisków zabiły jednego mężczyznę w pobliżu Jerycha.

Jaka będzie reakcja Izraela?

Nie wiadomo, jak rozwinie się sytuacja w regionie. Na ten moment Bliski Wschód wyczekuje reakcji Izraela. Miri Eisin, emerytowana pułkowniczka Sił Obronnych Izraela (IDF) i szefowa izraelskiego Institute for Counter-Terrorism, tłumaczy DGP, że Tel Awiw ma przed sobą wiele możliwości. – Przede wszystkim może uderzyć bezpośrednio w Iran. Wystarczy wysłać tam nasze odrzutowce, dokładnie tak jak w przeszłości do Jemenu – tłumaczy. Jej zdaniem na celowniku mogą znaleźć się przede wszystkim obiekty militarne i nuklearne. Amerykański portal Axios pisze zaś, że odwet – spodziewany w najbliższych dniach – może zostać wymierzony także w zakłady produkcji ropy naftowej.

USA i Wielka Brytania pomagały w strącaniu pocisków z Iranu

Zaledwie kilka godzin po irańskim ataku siły izraelskie zbombardowały południowe obrzeża Bejrutu i południe kraju, twierdząc, że zabiły dwóch dowódców Hezbollahu. Ostrzały są uzupełnieniem trwającej od początku tego tygodnia inwazji lądowej na Liban. W sumie w Libanie w wyniku izraelskich nalotów zabitych zostało już ponad 1,4 tys. osób, a prawie 1 mln mieszkańców, czyli ok. 20 proc. całej populacji, musiało opuścić swoje domy.

Zdaniem Miri Eisin uderzenia w irańskich proxy również są częścią izraelskiego odwetu, choć nie będą stanowić jej głównego elementu. Izraelczycy chcą bowiem zadać Irańczykom większy cios. – Według mnie kluczowe jest, by Izrael nie walczył sam. Odwet powinien polegać także na tym, że zaangażuje się w niego więcej państw. Choć nie wiem, czy to się wydarzy – komentuje ekspertka.

USA wspiera Izrael

Na razie prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden potwierdził wsparcie dla Izraela, opisując działania Teheranu jako „nieskuteczne”, a sekretarz obrony Lloyd Austin mówił o „skandalicznym akcie agresji ze strony Iranu”.

Biały Dom nakazał obecnym w regionie siłom amerykańskim „wspomóc obronę Izraela”. Pentagon potwierdził, że niszczyciele US Navy wystrzeliły ok. tuzina pocisków przechwytujących przeciwko irańskim rakietom zmierzającym w kierunku państwa żydowskiego. Jak podaje BBC, we wtorkową operację zostały zaangażowane również brytyjskie myśliwce.

Tamtejszy sekretarz obrony John Healey powiedział, że siły brytyjskie „odegrały swoją rolę w próbach zapobieżenia dalszej eskalacji”, nie podając więcej szczegółów. Londyn podobnie jak Waszyngton będzie kontynuował wsparcie dla państwa żydowskiego, które toczy obecnie walki na kilku frontach. Premier Keir Starmer powiedział, że Wielka Brytania stoi po stronie Izraela i uznaje jego „prawo do samoobrony”.

Choć Julien Barnes-Dacey z think tanku European Council on Foreign Relations zauważa, że Europejczycy powinni przede wszystkim pomóc we wzmocnieniu kanałów dyplomatycznych na linii Iran–Arabia Saudyjska. – Mogłoby to doprowadzić do ustabilizowania sytuacji w regionie. Rijad może być obecnie jednym z niewielu podmiotów zdolnych do wywarcia nacisku i zachęcenia Teheranu do uniknięcia szerszej pożogi. Co więcej, jeśli nowi przywódcy Iranu są skłonni zaangażować się w negocjacje w sprawie porozumienia nuklearnego, Europejczycy powinni postrzegać Rijad jako kanał, który pomoże w uzgodnieniu poziomu łagodzenia sankcji. Jeśli Iran zaś odmówi przystąpienia do rozmów, a stosunki z Zachodem ulegną dalszemu pogorszeniu, Europejczycy powinni uznać Arabię Saudyjską za ważnego mediatora między Zachodem a Iranem – przekonuje.

"Jesteśmy na wojnie z Iranem"

Zaangażowanie partnerów nie uspokaja jednak Izraelczyków. – Jesteśmy na wojnie z Iranem. Nie wiem, czy przerodzi się to w konflikt na pełną skalę, bo nie wydaje mi się, że którakolwiek ze stron tego chce. Jest to jednak bardzo prawdopodobny scenariusz – uważa Eisin. Na łamach dziennika „Ha-Arec” czytamy, że „kraj pogrążył się w wojnie regionalnej”. „Eskalacja ta spycha wojnę Izraela z Hamasem, a nawet z Hezbollahem na drugie miejsce. Teraz najważniejszy jest konflikt izraelsko-irański. Stany Zjednoczone niecałe pięć tygodni przed wyborami prezydenckimi, prawdopodobnie zostaną wciągnięte w konfrontację wbrew swojej woli” – przekonuje dziennikarz Amos Harel.

W skłóconym na co dzień kraju zapanowała jedność w kwestii odwetu. Lider opozycji Ja’ir Lapid wzywa do „twardej” odpowiedzi na wtorkowy atak. – Jest coś, co powinno być jasne dla naszych wrogów: Izrael zwycięży. Stanie się tak dzięki naszym zdolnościom wojskowym, naszemu przemysłowi obronnemu, wsparciu naszych sojuszników, a zwłaszcza sile naszych niesamowitych ludzi – powiedział. ©℗

Obcokrajowcy uciekają przed wojną

Trwa ewakuacja zagranicznych obywateli z Libanu. Choć lotnisko Rafika al-Haririego w Bejrucie nie zostało zamknięte, większość komercyjnych lotów została odwołana w obawie przed zaostrzeniem wojny. Na ten moment ze stolicy Libanu wylatują głównie samoloty lokalnej linii lotniczej Middle East Airlines. Do Polski wróciło dotychczas 16 osób. – To jest element pomocy humanitarnej, którą realizujemy we współpracy z jednym z krajów sojuszniczych – powiedział PAP wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna. W ewakuacji Polaków pomogli Ukraińcy.

W pogrążonym w wojnie kraju wciąż przebywa jednak ok. 500 obywateli Polski. Warszawa na razie nie zdecydowała się na wysłanie do Bejrutu samolotów, choć w ubiegłym roku – tuż po ataku Hamasu na terytorium Izraela i wybuchu wojny w Strefie Gazy – Polacy mogli wrócić do kraju na pokładzie wojskowych herculesów. Z możliwości tej skorzystało wówczas ponad 1 tys. osób. Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowało się za to na zmniejszenie personelu polskiej ambasady, która znajduje się pod Bejrutem. Placówka poinformowała na portalu X, że do kraju wróciły przede wszystkim rodziny dyplomatów.

Część państw nie czeka na eskalację i już dziś organizuje transport dla swoich obywateli. Londyn zdecydował się na wyczarterowanie komercyjnego lotu dla przebywających w Libanie Brytyjczyków. Rząd Wielkiej Brytanii zapowiedział też, że w zależności od zapotrzebowania mogą zostać zorganizowane kolejne loty. Na początku tygodnia dwa samoloty do Bejrutu wysłała także m.in. Bułgaria. Szacuje się, że w Libanie mieszka ok. 400 obywateli tego państwa. Z Libanu samolotem niemieckich sił powietrznych A321 uciekło już także ponad 100 Niemców.

Na wypadek, gdyby doszło do ataku na port lotniczy w Bejrucie – jedyne lotnisko w kraju – Cypr, który jest najbliżej położonym państwem UE, najpewniej stanie się punktem przerzutowym, do którego łodziami docierać będą uciekający przed wojną mieszkańcy Libanu i przebywający tam obcokrajowcy. W 2006 r., kiedy doszło do wojny między Izraelem a Hezbollahem, Cypr przyjął ok. 60 tys. uchodźców. ©℗

Karolina Wójcicka