Tegoroczna kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych jest jak jazda kolejką górską. Trudno nadążyć za zaskakującymi zwrotami akcji. Wtorkowa debata telewizyjna Donalda Trumpa z Kamalą Harris może przynieść kolejny?

ikona lupy />
Jakub Graca / Materiały prasowe / ekspert Instytutu Nowej Europy

Debaty rzadko stanowią punkt zwrotny w kampanii, choć debata Joego Bidena z Donaldem Trumpem okazała się wyjątkiem, gdyż spowodowała odwrócenie się przywództwa Partii Demokratycznej i mediów od obecnego prezydenta, co skłoniło Bidena do wycofania się z wyścigu. Starcie Harris z Trumpem również ma szansę być wyjątkowe, bo mamy do czynienia z nową, mało doświadczoną kandydatką, która weszła do gry w ostatniej chwili, niechętnie występuje w mediach, a mimo to prowadzi w sondażach. Stanie naprzeciwko kandydata, który jest niemającym zahamowań zwierzęciem medialnym i łobuzem politycznym.

O tym, jak w debatach prezydenckich wygląda Trump, już kilkukrotnie się przekonaliśmy. Harris debiutuje w tym formacie. Jakiego jej występu się pan spodziewa?

Niewątpliwie na demokratce ciąży większa presja przed debatą niż na republikaninie. Ma nieporównywalnie mniejsze od rywala doświadczenie, Amerykanie znają ją gorzej. Powinna udowodnić, że jest politykiem formatu prezydenckiego i że potrafi dobrze sobie radzić w wystąpieniach medialnych. Co za tym idzie, Harris ma mniejszy margines błędu niż Trump. Za to w przypadku bardzo dobrego występu może sporo zyskać. Najlepiej dla niej będzie, jeśli uda się jej wyprowadzić Trumpa z równowagi.

W debacie, jak można przewidywać, pojawi się temat wojny rosyjsko-ukraińskiej, ale kandydaci zapewne nie wyjdą poza ogólniki. Czy to w ogóle jest jeszcze temat kampanijny w Stanach Zjednoczonych? Dwa lata temu, przed wyborami środka kadencji, jeszcze był.

Wojna rosyjsko-ukraińska jest w kampanii tematem zauważalnym, ale pobocznym. Stronnicy Trumpa wykorzystują ją politycznie. Przekonują wyborców, że Amerykanie płacą za wspieranie kraju, który nie jest formalnie sojusznikiem USA, w wojnie, której nie da się w ich ocenie wygrać. Albo że Stany Zjednoczone mają ograniczone zasoby, podczas gdy priorytetowy kierunek stanowi dla nich Indo-Pacyfik, a nie Europa. Straszą też, że wojna w Ukrainie sprawiła, że świat stoi na krawędzi III wojny światowej, co jest oczywiście sporym nadużyciem. Najprawdopodobniej temat pojawi się w debacie, ale będzie drugoplanowy.

Harris bywa czasem politycznie porównywana do kameleona ze względu na to, że zmienia poglądy i wycofuje się z niektórych postulatów, jak np. z zakazu szczelinowania hydraulicznego, czyli procesu zwiększającego wydajność odwiertu. Jakie są prawdziwe poglądy wiceprezydent?

Niektórzy, jak Bernie Sanders, twierdzą, że Harris podchodzi do swoich postulatów pragmatycznie, ale wielu ją oskarża o koniunkturalizm. Jej zmiany stanowisk nie wyglądają dobrze i na debatę powinna przygotować sobie lepsze dla nich uzasadnienie niż to, które oferuje obecnie. W wywiadzie dla CNN z końca sierpnia kluczyła, utrzymując, że jej stanowisko w sprawie szczelinowania nie zmieniło się od poprzednich wyborów i że w debacie kandydatów na wiceprezydenta w 2020 r. mówiła, że go nie zakaże. W rzeczywistości powiedziała, że Joe Biden jako prezydent nie zakaże tej metody, a w 2019 r. opowiadała się za zakazem. Ale cóż, trudno na dłuższą metę uprawiać politykę bez twardego pragmatyzmu, który często ociera się o hipokryzję.

Z badania Instytutu Gallupa wynika, że aż 70 proc. Amerykanów uważa, iż gospodarczo kraj idzie w złym kierunku. Dlaczego tak się dzieje, skoro podstawowe wskaźniki za Bidena nie wyglądają źle? Czy to nie jest czynnik, który końcowo może mocno zadziałać na niekorzyść Harris, a jest nieuchwytny dla ośrodków badawczych?

Wskaźniki gospodarcze nie oddają niestety wszystkiego. Spadek inflacji nie oznacza powrotu do cen sprzed jej pandemicznych gwałtownych wzrostów i Amerykanie widzą, że za taką samą wypłatę mogą sobie pozwolić na mniej niż wcześniej. Harris stara się pokazać, że rozumie problem, i proponuje federalny zakaz sztucznego zawyżania cen produktów i usług, ulgi podatkowe, pomoc w zakupie pierwszego mieszkania dla rodzin. Natomiast Trump regularnie pyta wyborców, czy żyje im się teraz lepiej niż cztery lata temu. I to Trumpowi Amerykanie tradycyjnie bardziej ufają w kwestii gospodarki. ©℗

Rozmawiał Mateusz Obremski