Chiny chcą z Europą współpracować. Ale chciałyby wyłączyć sprawę Ukrainy – mówi DGP Prof. Michał Lubina z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Bank of China zawiesił współpracę z rosyjskimi bankami objętymi amerykańskimi sankcjami. Jak bardzo będzie to dotkliwa decyzja dla rosyjskiej gospodarki?
ikona lupy />
Prof. Michał Lubina z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego / Materiały prasowe / fot. Piotr Iwaszko/Materiały prasowe

Dotkliwa, choć nie złamie to gospodarki rosyjskiej czy handlu z Chinami. Decyzja ta właściwie klasycznie wpisuje się w model współpracy między Moskwą a Pekinem. Choć Chiny wspierają Rosję w jej inwazji na Ukrainę, to jednocześnie nie chcą ponosić kosztów. Starają się uniknąć sankcji wtórnych i gdy Amerykanie zacieśniają sankcje, to Chińczycy muszą reagować. Tak stało się teraz z zawieszeniem współpracy bankowej. Jednocześnie okrężna współpraca rosyjsko-chińska dalej ma miejsce i będzie kontynuowana, chodzi tu m.in. o dostarczanie produktów podwójnego zastosowania czy omijanie sankcji poprzez kraje trzecie. Znanym przypadkiem jest tu Kirgistan, który odnotowuje znaczący wzrost handlu i z Chinami, i z Rosją. I choć Pekin może teraz mówić Amerykanom: „stosujemy się do sankcji”, to tak naprawdę dalej będzie pośrednio wspierać Rosję.

Presję zwiększają nie tylko Amerykanie, lecz także Europejczycy. Xi Jinping widział się ostatnio z kilkoma europejskimi przywódcami. W Paryżu – jak relacjonował Emmanuel Macron – miał zobowiązać się do ostrzejszej kontroli eksportu produktów podwójnego zastosowania.

Z pewnością Chiny nie chcą całkowitego rozpadu relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Natomiast na Europie i jej rynku Pekinowi zależy. To ten „dobry Zachód”. Chcą z nim współpracować, eksportować tu samochody elektryczne, teraz znoszą wizy dla krajów europejskich. Przy tym chciałyby wyłączyć sprawę Ukrainy z relacji z Europą Zachodnią, ale to nie jest łatwe. Bo ta naciska na Chiny, by te wpłynęły na Rosję.

Równocześnie Europa nie chce załamania się relacji z Chinami, bo są one zbyt ważne. Już derusyfikacja była bolesna, a i tak nie została przeprowadzona do końca. Desinizacja jest już czymś niewyobrażalnym, oznaczałoby to koniec globalizacji. Strony mają sprzeczne interesy, ale negocjują. Stąd te wszystkie chińskie uniki. Chińczycy tłumaczą Europie, że są za pokojem i nie wspierają Rosji, a handlują prywatne firmy. Toczy się gra i obie strony idą na kompromisy i celowo nie zauważają tego, co robi druga strona.

Amerykanie mówią o wsparciu materiałowym Chin dla Rosji, szacują jego wartość średnio miesięcznie na nawet ponad 300 mln dol. Czy możemy te liczby uznać za wiarygodne?

Chwalenie się tym nie byłoby w chińskim stylu. A narracja Pekinu jest taka, że relacje z Rosją są gospodarcze, a USA nakładają nielegalne sankcje. Starają się popsuć normalny handel. Jeśli chodzi o Rosję, to współpraca z ChRL jest podkreślana, zwłaszcza polityczna. Gospodarczego wsparcia raczej się nie eksponuje. Rosja w wewnętrznej narracji chce pokazać, że jest samowystarczalna, że jest w stanie sama wygrać wojnę, że jej przestawiony na wojenne tryby przemysł da sobie radę. Oczywiście docierają informacje na temat wsparcia Chin, ale to nie jest najważniejszy przekaz. Choć wiadomo, że jest pokaźne wsparcie Iranu, Korei Północnej czy właśnie Chin.

Przy czym nikt nie wie, jakie są dokładne liczby. Amerykanie też mają interes w tym, by je nieco zawyżać. Choć te podane wyżej wydają się prawdopodobne. To wsparcie chińskie jest duże i bardzo inteligentne, bo ono nie jest wprost. W zeszłym roku był głośny przykład koparek, spychaczy, ciężarówek. To może mało spektakularne, ale widać wzrost ich eksportu z Chin do Rosji o 4700 proc. Wysyłają też hełmy, kamizelki kuloodporne, proch bezdymny, a także mikroprocesory. To inteligentne ruchy, bo to nie są czołgi.

A jak została przyjęta w Chinach wizyta Putina w Korei Północnej? I podpisanie czegoś na wzór sojuszu? Bo to chyba bardziej strefa wpływu chińska niż rosyjska.

Oficjalnie ze spokojem i bez żadnych informacji, że to się nie podoba Pekinowi. Co do zasady to ta współpraca Chinom nie przeszkadza, bo i Rosja, i Korea Północna są na tyle słabe, że nie uciekną od dominacji chińskiej. Więc z perspektywy chińskiej wystarczy, że po prostu dalej gdzieś tam sobie grają w drugiej lidze. Z pewnością w ten sposób te izolowane kraje się wzmacniają, ale są też granice tego wzmocnienia. Wizyta wywołała w Pekinie też niepokój, bo sugeruje, że może dojść do incydentu ze strony jednych czy drugich – nie daj Boże – nuklearnego. Rosja i Korea Północna zaczynają ustawiać się na innych pozycjach, jeśli chodzi o broń nuklearną, niż Chiny. Z punktu widzenia Chin użycie broni nuklearnej jest absolutnie wykluczone. Z punktu widzenia Korei Północnej i Rosji wcale nie. To inne perspektywy. Chińczycy wznowili podobno zakulisowy dialog z Amerykanami w tej sprawie. Chiny mają jednak narzędzia wpływu i na Rosjan, i na Koreańczyków z Północy.

Z danych Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) wynika, że Chiny ze wszystkich mocarstw najszybciej rozwijają swój potencjał nuklearny.

Chiny mają ok. 500 głowic. Nawet jeśli następuje szybki przyrost, to są w tyle, bo Amerykanie i Rosjanie mają po 5–6 tys. głowic. Potrzeba jeszcze sporo lat, by dobiły do kilku tysięcy. Owszem, zwiększanie przez Chiny swojego arsenału jest niepokojące, ale nie należy tym przesadnie się przejmować. Rosja jest większym powodem do zmartwienia niż Chiny, jeśli chodzi o broń nuklearną. Chińczycy traktują ją naprawdę bardzo defensywnie, chyba musiałby być zagrożony Pekin, by jej użyli. Z punktu widzenia chińskiego, jeśli dojdzie do incydentu nuklearnego, to niemal natychmiast Korea Południowa, Japonia i Tajwan mają możliwości samodzielnego wytworzenia broni. A to byłby koszmar dla Pekinu.

Chiny wyprzedziły Unię i są największym partnerem handlowym Rosji, mówi się o dostawach do Chin szarej floty tankowców. Czy to prawda?

To świetnie wpisywałoby się w model zakulisowego wparcia. Dziwne statki, dostawy, których oficjalnie nie ma w statystykach. Chińczycy i Rosjanie bardzo chętnie sięgają po takie rozwiązania. Wydaje mi się to więc prawdopodobne. Pamiętajmy także, że oficjalna współpraca paliwowa jest ogromna. Rosja jest największym dostarczycielem ropy do Chin i to oficjalnie rurociągami. Patrząc na urzędowe dane, widzi się, że stała się zapleczem surowcowym dla Chin. Dziesięć lat temu Unia odpowiadała za 50 proc. rosyjskiej wymiany handlowej, a Chiny za niecałe 10 proc. A teraz Chiny są już największym partnerem handlowym Rosji. To konsekwencja wyborów politycznych Putina. ©℗

Rozmawiał Mateusz Obremski