Piątkowa informacja o wydatkach francuskich konsumentów na towary w maju przyniosła lekki powiew optymizmu po serii niezbyt dobrych doniesień. Biorąc pod uwagę dane oczyszczone z wahań sezonowych i efektów kalendarzowych, zakupy Francuzów zwiększyły się o 1,5 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem, najmocniej od ponad roku. Liczby wydają się potwierdzać prognozy ekonomistów, że po opanowaniu inflacji siła nabywcza konsumentów znów rośnie, a ich zwiększone wydatki pozwolą nabrać rozpędu europejskiej gospodarce w drugiej połowie roku. Mniej optymistycznie wygląda bliższe spojrzenie na strukturę zwiększonych wydatków – Francuzi kupili przede wszystkim więcej żywności i energii, a nie dóbr trwałego użytku.
Żeby decydować się na większe wydatki, trzeba być pewnym swojej ekonomicznej przyszłości. A mieszkańcy Francji najwyraźniej nie są, co pokazują na przykład spadające od kilku miesięcy wskaźniki obrazujące nastroje konsumentów. Tak jak w całej Europie ich wartości rosły niemal przez cały 2023 r., odrabiając straty po gwałtownym załamaniu związanym z napaścią Rosji na Ukrainę, której ekonomiczną konsekwencją był gwałtowny wzrost cen. Ale ten pozytywny trend wyhamował na początku tego roku, tak jak zatrzymał się rozwój francuskiej gospodarki. W poprzednim roku wzrost PKB o 0,9 proc. wyglądał bardzo przyzwoicie, biorąc pod uwagę, że gospodarka niemiecka, największa w strefie euro, skurczyła się o 0,3 proc. Liderami pod względem tempa rozwoju niespodziewanie okazały się państwa południa Europy, z Hiszpanią, Portugalią i Grecją na czele, co ekonomiści w dużym stopniu przypisywali zwiększonemu ruchowi turystycznemu. Francja też się na ten trend załapała – w zeszłym roku odwiedziło ją rekordowe 100 mln zagranicznych gości, o 37 proc. więcej niż rok wcześniej.
Początek roku przyniósł kontynuację dobrej passy w usługach, w których powstaje ponad 80 proc. francuskiego PKB, co sprawiło, że w pierwszych trzech miesiącach roczne tempo wzrostu gospodarczego wyniosło 1,1 proc. Ale prognozy ekonomistów na cały rok są niższe i zakładają, że w najlepszym razie Francja powtórzy zeszłoroczny wynik. Dlaczego? Bo trudno zakładać, że znów na tę skalę błyśnie turystyka, ciągnąc w górę wynik całego sektora usług. Ostatnie odczyty wskaźników PMI, które powstają na podstawie ankiet wypełnianych przez menedżerów prywatnych przedsiębiorstw, w których oceniają oni poziom produkcji, zatrudnienia czy nowych zamówień, pokazują, że francuska gospodarka znajduje się w fazie spowolnienia. Dotyczy to zarówno usług, jak i przemysłu.
Słabnącą pozycję towarów wyprodukowanych we Francji dokumentują wyniki handlu zagranicznego. W 2024 r. już dwa razy miesięczne dane pokazały, że import przewyższał eksport przynajmniej o 7 mld euro. Francja z nadwyżką w wymianie towarowej z zagranicą pożegnała się już w pierwszej dekadzie XXI wieku, ale na przykład w latach 2018–2019, ostatnich bez gwałtownych wstrząsów w globalnej gospodarce, tylko raz miesięczny deficyt przekroczył 6 mld euro. Ekonomiści często powtarzają, że znaczną część konkurencyjności na globalnych rynkach utraciły Niemcy, największy unijny eksporter. Warto jednak zwrócić uwagę, że w 2024 r. miewają miesiące z nadwyżką eksportu nad importem przekraczającą 20 mld euro, co jest wynikiem porównywalnym z rekordowymi miesiącami sprzed pandemii. Jeśli Niemcy nie są tak mocni w globalnej konkurencji jak w swoich najlepszych latach, to co mają powiedzieć Francuzi?
Jednak w perspektywie najbliższych kwartałów największym problemem francuskiej gospodarki będą finanse publiczne. W drugiej połowie czerwca Komisja Europejska ogłosiła, że siedem unijnych państw, w tym Francja i Polska, zostało objętych procedurą nadmiernego deficytu, bo ich deficyty finansów publicznych w 2023 r. przekroczyły 3 proc. PKB i – według prognoz – utrzymają się ponad tym poziomem także w tym roku. Zapewne do połowy lipca decyzję KE potwierdzi Rada Europejska, a to oznacza, że do ok. 20 września państwa objęte procedurą będą musiały przedstawić ścieżkę sprowadzenia deficytu poniżej rozmiarów zalecanych przez traktat z Maastricht. Dla Francji może to być szczególnie bolesne. Wydatki publiczne w 2023 r. stanowiły równowartość 57,3 proc. PKB i był to unijny rekord – żaden inny kraj nie wydaje tak dużo z publicznej kasy w relacji do wielkości swojej gospodarki co Francja. Przy niskim tempie wzrostu gospodarczego redukcja deficytu będzie wymagać albo zmniejszenia wydatków publicznych, albo podniesienia – i tak już wysokich – podatków.
Co na to politycy? Ekonomiści ING przeanalizowali programy wyborcze trzech głównych ugrupowań politycznych. I tak blok centrowy, sympatyzujący z prezydentem Emmanuelem Macronem, ma wśród propozycji obniżenie rachunków za energię o 15 proc., poczynając od kolejnej zimy, sfinansowanie ubezpieczenia medycznego nieobjętych nim obywateli czy zniesienie opłaty notarialnej w wysokości 250 euro dla kupujących pierwsze mieszkanie. Skrajna prawica zapowiada z kolei natychmiastowe obniżenie VAT na energię i paliwa do 5,5 proc. czy zawieszenie tego podatku na podstawowe produkty na czas audytu finansów publicznych. Z kolei skrajna lewica, którą ze skrajną prawicą łączy zapowiedź zwiększenia dochodów do dyspozycji Francuzów na koszt państwa, ma ok. 150 różnych propozycji działań, a absolutnym priorytetem jest zamrożenie cen żywności, energii i paliw. I wycofanie się z wprowadzanej 1 lipca podwyżki cen prądu. Każdy z programów zawiera propozycję zwiększenia wydatków publicznych, z bardzo mglistym pomysłem (lub bez pomysłu) na ich sfinansowanie.
Ktokolwiek obejmie władzę po drugiej turze wyborów zaplanowanej na 7 lipca, Francję czekają cięcia w finansach publicznych, co na wzrost PKB w najbliższym czasie zapewne korzystnie nie wpłynie. Według ekspertów jedyną nadzieją Francji na przyzwoite tempo rozwoju jest kontynuacja odbicia w największych globalnych gospodarkach. ©℗