Prawicowe i skrajnie prawicowe partie mogą się stać jedną z kluczowych sił politycznych na Starym Kontynencie, choć raczej nie będą rządzić.

Choć o prawicowym zwrocie mówi się od roku 2022, gdy do władzy we Włoszech doszła Giorgia Meloni, europejskim środowiskom konserwatywnym ani skrajnej prawicy nie udało się utworzyć jednolitego obozu. Także tym razem wydaje się wątpliwe, że prognozowany dobry wynik wyborczy prawej strony sceny politycznej przełoży się w UE na realny wpływ na decyzje Europarlamentu czy Komisji Europejskiej. Po tych wyborach jednak może dojść do kolejnych przetasowań i zawiązania współpracy między środowiskami, którym dotychczas niekoniecznie było po drodze.

Paryż stawia na młodość

Jak zauważa Jean-Louis De Brouwer, ekspert Egmont Institute, choć partie z tej strony sceny mogą łącznie osiągnąć znacznie lepszy wynik niż w poprzednich wyborach europejskich, trudno wskazać wspólne przyczyny ich popularności w państwach UE. Według niego należałoby ich szukać raczej w uwarunkowaniach wewnętrznych. Prawicowy obóz łączy przede wszystkim sprzeciw wobec obecnej polityki UE. – Te partie bardzo często mają różne programy, różne stanowiska w wielu kwestiach, co wyjaśnia, dlaczego tak trudno jest im osiągnąć spójne stanowisko poza powiedzeniem „nie” – dodaje De Brouwer.

Jedynym miejscem w Europie, w którym partie określane jako skrajnie prawicowe od początku dystansowały konkurencję przed wyborami i utrzymały swoją przewagę na ostatniej prostej, jest Francja. Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen od lat zyskiwało solidną reprezentację w Strasburgu, ale tym razem jest na najlepszej drodze do zdublowania się pod względem poparcia z prezydencką partią Renaissance.

Ugrupowanie Le Pen od lat celowało w politykę migracyjną – i kolejnych rządów francuskich, i całej Unii. Choć Le Pen nigdy nie wycofała się ze swoich najbardziej radykalnych uwag na temat obcokrajowców, a zwłaszcza przyjmowania nielegalnych migrantów, Zjednoczenie Narodowe tym razem o wiele silniej postawiło w swojej agendzie na kwestie gospodarcze. Postulaty ochrony miejsc pracy, inwestycji i powrotu produkcji nad Sekwanę zaczęły przekonywać część elektoratu zniechęconą wobec liberalnego kursu obranego przez obóz Emmanuela Macrona. Dodatkowy wiatr w żagle partia kojarzona z rodziną Le Penów złapała po zmianie przywództwa. Charyzmatyczną liderkę zastąpił pod koniec 2022 r. 27-letni Jordan Bardella (w partii od 16. roku życia). Od tego momentu ugrupowanie odnotowywało właściwie nieustanny wzrost poparcia w sondażach.

Zgodnie z uwagami chadeków i socjalistów Zjednoczenie Narodowe, będące częścią skrajnie prawicowej frakcji Tożsamość i Demokracja, powinno zostać otoczone przez unijny mainstream „kordonem sanitarnym”. To odmieniane przez wszystkie przypadki w trakcie kończącej się kampanii sformułowanie oznacza niepodejmowanie współpracy z antysystemowymi partiami określanymi często jako populistyczne lub skrajne – i z prawa, i z lewa. Sęk w tym, że dziś to Marine Le Pen proponuje szefowej włoskiego rządu założenie nowej, prawicowej frakcji, czego Włoszka nie wyklucza. Dziś – jak podsumował to Viktor Orbán – przyszłość europejskiej prawicy leży w rękach dwóch kobiet. Być może nie doszłoby do tego, gdyby nie pomoc z zachodniej strony Odry.

Cień munduru SS

Od kilku lat skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) zaczęła ugruntowywać swoje poparcie na poziomie 10 proc. Jej pochód w kolejnych miesiącach był symbolem kłopotów dla największych frakcji, w tym przede wszystkim Europejskiej Partii Ludowej, w której niemieckie konserwatywne środowisko CDU/CSU odgrywa główną rolę. AfD zaczęła zagospodarowywać oburzone polityką UE grupy społeczne i sama inspirowała liczne protesty, w tym rajd na Berlin rolników domagających się przywrócenia dopłat do paliw. Od połowy 2022 r., kiedy to państwa unijne zaczęły bezpośrednio odczuwać skutki gospodarcze rosyjskiej napaści na Ukrainę, poparcie dla AfD przekroczyło 10 proc. na stałe. Niespełna rok później ta antyimigrancka, eurosceptyczna partia, w której co chwile wybuchają kolejne skandale z nazistowskimi sympatiami w tle, wygrała w sondażach poparcia z rządzącą lewicową SPD. Kolejnym celem wydawało się już tylko rzucenie wyzwania chadekom z CDU/CSU. W październiku 2023 r. różnica w poparciu między dowodzoną przez Alice Weidel i Tino Chrupallę Alternatywą dla Niemiec a rodzimą koalicją Ursuli von der Leyen spadła do zaledwie 5 pkt proc.

Od tego czasu jednak pozycja AfD zaczęła się chwiać – zarówno na skutek problemów wewnętrznych, jak i presji chadeków. Europejska Partia Ludowa wróciła w kampanii wyborczej do swoich konserwatywnych korzeni i postawiła na bezpieczeństwo, obronność i zaostrzenie polityki migracyjnej. Szczególnie to ostatnie wytrąciło oręż skrajnej prawicy budującej swoją tożsamość na hasłach antymigracyjnych.

W maju doszło do niefortunnej dla AfD serii wydarzeń – od zarzutów o szpiegostwo na rzecz Kremla dla współpracowników partii, przez przeszukania biur asystentów europosłów, po wydalenie z frakcji Tożsamość i Demokracja. To ostatnie było następstwem wypowiedzi europosła Maximiliana Kraha, który stwierdził, że nie każdy, kto nosił mundur SS, był przestępcą. Partia odcięła się od Kraha, ale skuteczniej odcięła się od niej skrajna prawica w Strasburgu.

Według sondaży Tożsamość i Demokracja z AfD na pokładzie miała szansę na objęcie pozycji trzeciej najliczniejszej reprezentacji w PE. Teraz zaś najpewniej spadnie poniżej bardziej umiarkowanego środowiska konserwatystów z EKR, w którym wyraźną liderką została szefowa Braci Włochów.

Meloni w świetle reflektorów

Rzym to obecnie jedyna stolica spośród największych państw w UE, w której prawica – acz bliska unijnego mainstreamu – nie tylko rządzi, lecz także ugruntowała swoją pozycję i jest pewna kolejnego zwycięstwa. Partia premier Giorgii Meloni wciąż pozostaje częścią ugrupowania Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), w którym do niedawna główną rolę grał PiS. Polsko-włoskiego aliansu nie udało się jednak przekuć w żadną większą siłę, choć na horyzoncie była choćby współpraca z węgierskim Fideszem. Dziś Orbán nie jest mile widziany ani przez PiS, ani przez Le Pen, która od początku wojny w Ukrainie konsekwentnie zrywała z wizerunkiem polityczki prorosyjskiej. Jedynie szefowa włoskiego rządu wydaje się utrzymywać Fidesz w orbicie przyszłej współpracy.

Zanim jednak Meloni stała się jedną z najważniejszych rozgrywających w UE, zaczynała u boku Silvia Berlusconiego, z którego partią weszła w koalicję. Z jednej strony przez najważniejszych unijnych liderów była postrzegana niemal jak Le Pen – jako antyeuropejska nacjonalistka, z drugiej próbowano podważyć jej mandat do rządzenia ze względu na sojusz z Matteo Salvinim i wróżono jej szybki koniec kariery. W ciągu półtora roku Meloni skutecznie spacyfikowała Salviniego, który odgrywa niewielką rolę w rządzie (podobnie jak jego partia), utrzymała wraz z PiS spójność frakcji EKR i co najistotniejsze – zyskała sobie przychylność nawet Ursuli von der Leyen i Europejskiej Partii Ludowej. Dziś EPP i sama szefowa KE są atakowani zarówno przez swojego zwyczajowego koalicjanta – socjalistów, jak i przez liberałów za obieranie prawicowego kursu. Zdaniem takich polityków jak Emmanuel Macron czy premier Hiszpanii Pedro Sánchez sojusz z Meloni to przekroczenie granicy umownego kordonu, którą antysystemowcy mieli być objęci przez chadeków, liberałów i socjalistów. Tymczasem o względy Meloni zabiega dziś zarówno środowisko konserwatystów z EKR, najważniejsza postać dla Tożsamości i Demokracji – Marine Le Pen, jak i szef EPP Manfred Weber oraz ubiegająca się o reelekcję von der Leyen.

Jak ocenia Júlia Pőcze z brukselskiego think tanku Centre for European Policy Studies (CEPS), największa frakcja europejska w ostatnich latach oddala się od mainstreamu. – Europejska Partia Ludowa, tradycyjnie centroprawicowa, w ostatnich latach przesunęła się na prawo i stała się bardziej konserwatywna. Choć nadal jest zdecydowanie proeuropejska, z pewnością oddaliła się od centrum – uważa analityczka.

Nasz region dziś w tle

Kilka lat temu, gdy PiS wygrywał kolejne wybory w Polsce, a na Węgrzech swoją dominację ugruntowywał Viktor Orbán, to Europa Środkowa i Wschodnia była przedstawiana przez jednych jako jądro ciemności, z którego środowiska populistów rozlewają się na Stary Kontynent, a przez innych jako źródło nowej, odrodzonej i zreformowanej UE. Z iście imperialnych planów powołania prawicowej superfrakcji w Parlamencie Europejskim na razie nic nie wyniknęło i wątpliwe, żeby zmieniły to wybory, których wyniki poznamy już za kilka dni. Splot interesów poszczególnych partii i rządów komplikuje konsolidację po prawej stronie europejskiej sceny politycznej, a wszystkie potencjalne różnice i potknięcia bezwzględnie wykorzystuje unijny mainstream, czyli chadecy, socjaliści i liberałowie. Tym razem jednak EPP i socjaliści mogą nie uzyskać większości pozwalającej na swobodne forsowanie ich wizji UE – najprawdopodobniej potrzebne będą krótko- lub długofalowe sojusze, których konkretny kształt trudno dziś przewidzieć.

Zakończona właśnie kampania wyborcza świadczy jednak o wejściu prawicy (niekiedy także skrajnej) do europejskiego mainstreamu. O poparcie Giorgii Meloni zabiega dziś pół Starego Kontynentu, a ugrupowanie Marine Le Pen wkrótce może być nie tylko gospodarzem na prawej stronie sceny w Strasburgu, lecz także w Pałacu Elizejskim, jeśli Emmanuelowi Macronowi nie uda się znaleźć następcy. A za takowego coraz trudniej uznać premiera Gabriela Attala, który miał stawić czoła rosnącemu w siłę Jordanowi Bardelli, a nie uzyskał ani o punkt większego poparcia dla obozu prezydenckiego.

W każdym z pięciu największych państw UE – w tym w rządzonej przez socjalistów Hiszpanii – prawica ma silną reprezentację, rządzi lub może niedługo przejąć władzę. A to powoduje, że największe siły w UE, w tym przede wszystkim EPP, muszą uwzględnić te stronnictwa w swojej polityce i albo nagiąć do nich własne programy, albo przekonać te frakcje do własnej wizji. Proces może się okazać obopólnie korzystny albo równie dewastujący dla obu stron.

Według Júlii Pőcze prawica i skrajna prawica będą miały znaczący wpływ na politykę i działania legislacyjne Parlamentu Europejskiego w tej kadencji, a łącznie mogą mieć więcej europosłów niż skrajna lewica, Zieloni, liberałowie z Renew Europe, a może nawet socjaliści, co powoduje, że – jak mówi – „prawicowo-populistyczny blok będzie siłą, z którą należy się liczyć”. – Na razie zjednoczony front twardej prawicy wydaje się mało prawdopodobny, ale pomimo rozdrobnienia te siły wciąż mogą stać się „mniejszością blokującą” i odeprzeć propozycje, które im się nie podobają. Zielony Ład i polityka rolna będą prawdopodobnie polami bitew, na których skrajna prawica może odnieść pewne korzyści – ocenia ekspertka. ©Ⓟ