Władimir Putin po swój jarłyk na piątą kadencję pojechał do Pekinu tydzień po inauguracji, zabierając ze sobą połowę rządu. Jarłyk otrzymał, ale ChRL dała mu do zrozumienia, że nie zamierza spełniać każdej zachcianki Kremla. Moskwa ma znać swoje miejsce, bo w relacjach z Pekinem – jak zgrabnie, choć z pewną przesadą ujął w rozmowie z DGP politolog Iwan Prieobrażenski – odgrywa taką rolę, jak Mińsk w relacjach z Moskwą.

Putin tym stanem rzeczy bynajmniej się nie brzydzi. W listopadzie 2023 r. podczas wystąpienia w Muzeum Zwycięstwa w Moskwie wprost odnosił się do tradycji sprzed wieków. – Przypomnijmy sobie, co się działo w czasach, powiedzmy, Aleksandra Newskiego – zaczął, odwołując się do władcy z XIII w. – Wszak jeździł on do Ordy, kłaniał się ordyńskim chanom, otrzymywał jarłyk na księstwo także i przede wszystkim po to, żeby skutecznie przeciwstawiać się inwazji Zachodu. Dlaczego? Dlatego, że Orda zachowywała się bezczelnie, okrutnie, ale nie naruszała najważniejszego – naszego języka, tradycji, kultury, co gotowi byli uczynić zachodni zdobywcy. A to jest najważniejsze, bo jeśli niszczy się kulturę, tradycję i historię ludu, to lud stopniowo zaczyna wymierać jako etnos, rozpuszcza się niczym śnieg późną wiosną – dodał.

Putin mówił o Aleksandrze, ale miał na myśli sytuację bieżącą. W myśl linii ideologicznej – Kreml w nią nie wierzy, wybrał ją świadomie i cynicznie – zgniły Zachód, Gejropa, zagraża tradycyjnym wartościom chrześcijańskim, a Putin – czekista, rozwodnik i ojciec kilkorga dzieci z co najmniej dwiema kochankami – to obrońca światowego konserwatyzmu. Putin wie bowiem, że za gejami – a ruch LGBT został już formalnie uznany w Rosji za organizację ekstremistyczną – idą szwadrony kolorowych rewolucji, by po obaleniu władzy wprowadzić pod płaszczykiem demokracji zachodni zarząd powierniczy. Chiny z drugiej strony może i podporządkowują sobie Rosję gospodarczo, może i wymuszają sprzedaż gazu po cenie dumpingowej, ale nie obchodzi ich system ani kultura tak długo, jak długo Moskwa postrzega się jako polityczna antyteza Zachodu.

Xi Jinping podtrzymuje kroplówkę dla Rosji, którą przez granicę kapie wszystko, czego Kreml potrzebuje, by ominąć sankcje. Przez Amur jadą na północ mikroprocesory, silniki do bezzałogowców, sprzęt optyczny i masa innych rzeczy, na które z niecierpliwością czeka rosyjska zbrojeniówka. Kreml odwdzięcza się eksportem technologii wojskowych, o których przed 2022 r. nawet by nie pomyślano, że można się nimi dzielić. Moskwa ignoruje oficjalne mapy z przedkolonialnymi nazwami swoich miast (Władywostok jako Haishenwai), choć gdy Polska zmieniła nazwę Kaliningradu na Królewiec, przez kilka dni była na celowniku państwowej propagandy. Kreml liczy też, że chan wstawi się za nią na arenie międzynarodowej. Xi nie mówi „nie”; gdzie tylko się da, Chińczycy powtarzają, że Rosja musi zostać zaproszona na rozmowy pokojowe i powinno się uznać jej roszczenia wobec Ukrainy zmierzające do neutralizacji tego kraju. Chiński lider powtórzył tę tezę w obecności Putina.

Ale Pekin zarazem dał do zrozumienia, że 100 proc. rosyjskich potrzeb pokrywać nie zamierza. Nie chodzi nawet o dostawy broni, przez Waszyngton określone jako czerwona linia, dla której przekroczenia nie będzie tolerancji. Pouczający jest przykład planowanego rurociągu Siła Sibiri 2, którym Rosja chciałaby dostarczać do Chin surowce, zasypując dziurę po wstrzymanym handlu z większością Europy. Rozmowy w tej sprawie trwają od lat, ale Chiny kręcą nosem, także z zemsty za czynione przez Rosjan afronty podczas rozmów o poprzednich inwestycjach energetycznych, gdy to Moskwa miała lepszą pozycję negocjacyjną. Chcąc zagwarantować sobie korzystne ceny, odwlekają negocjacje. I tym razem – jak wynika ze słów Putina – prezydent wróci z niczym. Na pytanie, czy w sprawie Siły Sibiri 2 udało się osiągnąć porozumienie, odpowiedział naokoło, że „specjaliści powinni zdecydować, jak najlepiej postąpić”. ©℗