Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Francuzi zmagają się z wysypem fałszywych stron urzędów i ministerstw oraz podrabianymi serwisami mediów głównego nurtu.

Z Eurobarometru, czyli badania opinii publicznej przeprowadzanego przez Parlament Europejski, wynika, że 71 proc. obywateli Unii uprawnionych do głosowania deklaruje, że weźmie udział w wyborach. Opublikowane wczoraj badanie pokazało też, że 81 proc. Europejczyków wiąże zwiększone zainteresowanie wyborami z „kontekstem międzynarodowym”. Ponadto w wynikach – szczególnie w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, ale także w Skandynawii – wyraźne jest też zainteresowanie sprawami związanymi z obronnością i bezpieczeństwem, które w wielu państwach są uznawane za priorytetowe dla kolejnej kadencji PE. Kontekst międzynarodowy oddziałuje po prostu na postawy i przekonania, z którymi Europejczycy pójdą do urn od 6 do 9 czerwca.

Jean-Noël Barrot, francuski minister ds. europejskich, przyznał podczas międzynarodowego szczytu technologicznego we wtorek, że kraj zmaga się z falą dezinformacji przed wyborami. Od sześciu tygodni trwają tam skoordynowane kampanie dezinformacyjne prowadzone przez różne podmioty. Podrabiane są oficjalne strony internetowe urzędów, ministerstw, a nawet tradycyjnych mediów, które mają legitymizować przekazy dezinformacyjne. Francja – jak dodał Barrot – jest „przytłoczona” skalą zjawiska. Już w lutym francuski organ ds. dezinformacji zagranicznej Viginum ostrzegał o wykrytej akcji „Portal Kombat”, która była obliczona przez Kreml na oddziaływanie także w Niemczech oraz Polsce przed drugą rocznicą rosyjskiej inwazji w Ukrainie oraz wspomnianymi już wyborami.

Europa spodziewa się zmasowanej i sprofilowanej regionalnie dezinformacji Kremla

Swoją działalność wznowił także portal Voice of Europe, który został objęty sankcjami przez czeskie władze w marcu za szerzenie kremlowskiej propagandy przy wykorzystaniu współpracujących z portalem lub udzielających mu wypowiedzi eurodeputowanych. W PE trwa wyjaśnianie, czy i którzy europosłowie mogli się tam wypowiadać, a co gorsza także brać łapówki od twórców kanału, za którym stał Wiktor Medwedczuk, ukraiński polityk zbliżony do Kremla. Portal jest znów dostępny, a według niepotwierdzonych doniesień medialnych serwery, na których pracuje, są zarejestrowane w Kazachstanie. Zdelegalizowany przez czeskie władze Voice of Europe ma także kanał na portalu X, choć próżno szukać tam nowych wypowiedzi europosłów. Te jednak są dostępne w bogatym archiwum portalu. Można tam znaleźć m.in. wypowiedzi polityków Alternatywy dla Niemiec, słowackiej rządzącej partii Kierunek–Socjaldemokracja czy Wolnościowej Partii Austrii.

Wiceszefowa Komisji Europejskiej Věra Jourová, odpowiedzialna za media oraz zwalczanie dezinformacji, twierdzi, że portal może zostać poddany „przeglądowi” przez władze UE, co pozwoliłoby na nałożenie unijnych sankcji w ramach kolejnego pakietu. Wówczas za uniemożliwianie jego funkcjonowania odpowiadałyby poszczególne państwa. Jeśli informacje o zarejestrowaniu na kazachskich serwerach się potwierdzą, Voice of Europe pozostanie jednak poza kontrolą krajowych i unijnych służb. A te od początku roku alarmują, że wiosną jest spodziewane wszechstronne i sprofilowane pod kątem poszczególnych regionów, a nawet grup wyborców działanie dezinformacyjne Kremla. Bruksela ma monitorować sytuację na bieżąco, natomiast zarówno za uświadamianie o zagrożeniach, jak i czynną walkę z rosyjską propagandą mają odpowiadać krajowe ośrodki. Temat ten ma być także jednym z przedmiotów dyskusji unijnych liderów podczas nadzwyczajnego szczytu w Brukseli, który zakończy się dziś. ©℗