Oglądam w „Super Expressie” wyniki sondażu: 54 proc. odpowiada „tak” na pytanie, czy NATO „ochroni nas w razie wojny z Rosją”; 30 proc. odpowiada „nie”. Pojęcia nie mam, co sam bym odpowiedział. Analogie historyczne zawodzą, a wróżenie, co by było, gdyby było, ma sens taki sobie.

Każdy z nas nosi gdzieś w mózgu gadzim narodową pamięć o Polsce zdradzonej we wrześniu 1939 r. Tylko że Ukraina nie została porzucona. Prawdę mówiąc, NATO nie zostało sprawdzone w sytuacji, gdy Rosja napada np. na taki kraj, jak Polska, może dla kogoś egzotyczny, ale natowski. Ukraina, do Paktu nienależąca, otrzymuje ogromną pomoc państw, które stanowią europejski kręgosłup NATO, nawet nie wspominając o pomocy amerykańskiej. Wsparcia wojsk NATO Polska mogłaby być pewna w razie eskalacji tej cholernej ruskiej wojny, której państwa wielokrotnie dominujące militarnie nad Rosją nie potrafią zdusić. A jednak chyba odpowiedziałbym, że raczej „nas nie ochroni”.

Jedyna bowiem całkowita ochrona polegałaby na tym, że już teraz doczekamy się ze strony państw NATO – z Republiką Federalnych Niemiec na czele – wzrostu żądań wobec Rosji. I blokady jej portów, lotnisk, przejść granicznych, korytarzy wymiany handlowej (i importu uzbrojenia). A kiedy trzeba, to zastosowania siły, by sprowadzić państwo Putina do roli petenta znacznie silniejszego Zachodu. Winę moralną za rozpętanie krwawego konfliktu ponosi przywództwo rosyjskie i tylko ono. Winę moralną za wspomaganie morderców z Rosji ponoszą putinowcy rozsiani po Europie. Winę polityczną za podtrzymywanie złudzeń w sprawie porozumienia z Rosją, winę nieporównanie mniejszą, ale realną, ponosi przywództwo Zachodu.

Często zwraca się uwagę, że w licznych krajach Zachodu opinia publiczna (jak to się kiedyś mówiło) zasadniczo zmieniła nastawienie do wojny. Z „niemożliwe, tak robią tylko chamy”, do „zbrójmy się, bo kto wie”. Mimo wszystko Europa jest co najwyżej w połowie drogi do odzyskania pewności siebie w działaniu. Po dekadach pustoszenia przekonania o wartości własnego dorobku, niekończącego się dyskursu o neokolonializmie, zbrodniach cywilizacyjnych, pysze białego człowieka i patriarchalno-klerykalnym ucisku płciowym standardowy uczestnik debat politycznych z Zachodu jest odważny tylko wtedy, kiedy mu na to pozwolą poprawne autorytety. Umiejętność krytycznej oceny własnego dorobku stanowi jeden z filarów naszej cywilizacji – gdzieś jednak przekroczono granicę między autorefleksją a autodestrukcją. Kiedy Zachód się wstydził, Putin się zbroił, by teraz bezwstydnie grabić i mordować. ©Ⓟ