Eskalacja zimnej wojny z Zachodem, militaryzacja państwa, autarkizacja gospodarki i zamykanie ust niezadowolonym gigantycznymi programami socjalnymi – takie są najważniejsze wnioski po ponaddwugodzinnym wystąpieniu Władimira Putina przed połączonymi izbami parlamentu.

W ten sposób prezydent zainaugurował w czwartek kampanię przed planowanymi na 15–17 marca wyborami prezydenckimi. Choć pewnie to sformułowanie wypadałoby wziąć w cudzysłów, bo o żadnych wyborach nie ma mowy, skoro typowany na zdobywcę drugiego miejsca w wyborach Leonid Słucki, następca nadwornego błazna Władimira Żyrinowskiego, oklaskiwał Putina najbardziej energicznie ze wszystkich zgromadzonych posłów i senatorów.

Mowę można chyba traktować jako program na kolejną kadencję Putina, czyli lata 2024–2030. Jeśli tak, to widać wyraźnie, że schyłkowemu – miejmy nadzieję – putinizmowi brakuje jakichkolwiek nowych koncepcji na przyszłość. Wielkie idee początku lat 2000. skurczyły się do pijackich pogróżek Dmitrija Miedwiediewa na Telegramie i Twitterze. Putin pijackie pogróżki poprzednika ubiera może w nudniejsze, mniej clickbaitowe, a co za tym idzie, trudniejsze do cytowania frazy, ale sedna sprawy to nie zmienia. Ostatnią ideą putinizmu jest wojna, ubierana a to w hasło denazyfikacji Ukrainy, a to specjalnej operacji wojskowej dla obrony mieszkańców Donbasu. Nihilizm absolutny.

Nawet lojalne wobec Kremla media miały problem, by namalować relację z przemówienia w optymistycznych barwach. „Władimir Putin przedstawił społeczeństwu gigantyczny program przemienienia kraju w duchu realnej suwerenności” – pisze „Niezawisimaja gazieta”. „Teraz będziemy oczekiwać doprecyzowania i konkretyzacji – jaka dokładnie organizacyjna struktura zarządzania będzie zdolna do skutecznego przeprowadzenia tak radykalnej transformacji” – dodaje z trudno skrywanym sceptycyzmem. A biznesowy „Kommiersant” skupił się na podliczeniu, ile będą kosztować programy społeczne, które zapowiedział Putin. Wyszło mu, że suma tylko wymienionych przez prezydenta liczb wyniosła 9,7 bln rubli. To więcej niż czwarta część tegorocznych wydatków budżetowych.

Wszystko to przy zapowiedzi dalszego ograniczania importu (do 17 proc. PKB w 2030 r.) z jednoczesną modernizacją gospodarki (wartość dodana w przemyśle ma wzrosnąć o 40 proc. w ciągu sześciu lat). Na pytanie, jak to pogodzić, odpowiedzi brak. A przecież program modernizacji Miedwiediewa spalił na panewce jeszcze w czasach, gdy relacje Rosji z Zachodem stały pod znakiem resetu i obietnic częściowego sfinansowania zmian poprzez wymyślone przez Niemców Partnerstwo dla modernizacji, a miliardy rubli nie były przepalane przez wojsko na froncie. W dodatku Putin zapowiedział wymianę – albo przynajmniej istotną korektę – kasty panów. Już nie ci z korzeniami w latach 90. – „kto w dawnych latach napchał sobie kieszenie” – będą stanowili elitę, ale „ludzie pracy i żołnierze, porządni, sprawdzeni, którzy dowiedli swoją działalnością, że są oddani Rosji”. Zwłaszcza „weterani specjalnej operacji wojskowej”, którzy mają się stać jądrem nowego, skonsolidowanego społeczeństwa oblężonej twierdzy Rosja. I po podboju ruin Awdijiwki ruszyć na podbój stanowisk w administracji, biznesie i szkolnictwie.

Twierdzy oblężonej – rzecz jasna – przez Zachód, co też nie jest przecież jakąś wielką nowością. – Tak zwany Zachód z jego kolonialnymi nawykami, ze zwyczajem wzniecania na całym świecie konfliktów narodowościowych stara się nie tylko powstrzymać nasz rozwój. Zamiast Rosji potrzebuje zależnej, gasnącej, wymierającej przestrzeni, gdzie można robić, co się chce – mówił Putin.

Gdyby nie rosyjska polityka podbojów, Zachód kontynuowałby pełnowymiarową współpracę z Kremlem, o czym oczywiście Putin nie wspomniał. Bardzo chciałbym, żeby miał rację, a demokratyczny świat naprawdę robił wszystko, by największe zagrożenie dla światowego pokoju, w jakie przekształciła się ta – cytując byłego kanclerza RFN Helmuta Schmidta – Górna Wolta z rakietami, na dobre unieszkodliwić. Niestety wygląda na to, że Zachód się na to nie zdecydował, i pierwotne zapewnienia, że będzie wspierał Ukrainę aż do jej zwycięstwa, zastąpił już uznaniem, że wystarczy nie dać Kijowowi przegrać. To ogromna różnica. I zarazem źródło optymizmu i buty Putina. ©℗