Niedzielne wybory do parlamentu i rad lokalnych na Białorusi to "dekoracja i rytuał" bez realnego znaczenia; jest to także trening dla pionu władzy i struktur siłowych przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi – ocenił niezależny białoruski politolog Alaksandr Kłaskouski. "Jest pewne, że on wystartuje ponownie, nie odda władzy. Nowym elementem będzie tzw. Ogólnobiałoruski Zjazd Ludowy (WNS). Nowa konstytucja daje tej strukturze duże pełnomocnictwa jako tzw. organowi ludowemu. Łukaszenka będzie prawdopodobnie chciał objąć funkcję przewodniczącego WNS. Dla niego to nawet ważniejsze, niż wybory do parlamentu" – zaznaczył Kłaskouski

25 lutego to na Białorusi główny dzień połączonych "wyborów do parlamentu i rad lokalnych". Poprzedza je rozpoczęte w tym tygodniu głosowanie przedterminowe.

"W obu kampaniach są tylko kandydaci prorządowi, a same wybory mają charakter rytuału, dekoracji" – poinformował Kłaskouski, przebywający poza granicami Białorusi. Jak przyznał, "chociaż nie są to wybory", jest to wydarzenie o znaczeniu politycznym.

Politolog o potrzebach dyktatorów

"Dość paradoksalnie, odbywa się to we wszystkich dyktaturach i z jakiegoś powodu dyktatorzy tego potrzebują. Nawet w Korei Północnej są tzw. wybory" - zauważył analityk.

"Dla Putina i Łukaszenki to ważna rzecz, ponieważ daje im taką formalną legitymację. Wpisuje się potrzebne liczby, a potem propaganda może mówić – zobaczcie, przyszło 90 proc., a z tego 90 proc. nas popiera. To oznacza, że przeciwko jest tylko jakaś grupka zbiegłych oszołomów" – podkreślił ekspert.

W jego ocenie białoruskie wybory lokalne to jeszcze większa atrapa, niż wybory parlamentarne, ponieważ "na Białorusi nie ma żadnego samorządu".

"Żeby w życiu obywatela nie było za dużo polityki"

"Wybory zostały połączone po to, żeby w życiu obywatela nie było za dużo polityki. Alaksandr Łukaszenka i szef komisji wyborczej Ihar Karpienka mówili wprost, że trzeba uniknąć niepotrzebnego upolitycznienia społeczeństwa. Dlatego w nowej konstytucji zrodziła się instytucja tzw. dnia połączonego głosowania" – wyjaśnił.

"To jest wynik traumy spowodowanej protestami 2020 roku, czyli rany, która do tej pory się nie zagoiła. Wybory lokalne w ogóle powinny były odbyć się jeszcze w 2022 roku, a parlamentarne – w 2023 roku, ale chodziło o to, żeby jak najbardziej odsunąć to w czasie. Obie kampanie zostały przesunięte pod pretekstem jednego dnia głosowania" – dodał.

Obawy władz Białorusi

Pomimo brutalnego stłumienia protestów władze Białorusi bały się, że ludzie znowu mogą wyjść na ulice. "Teraz wszystko jest, jak to się u nas mówi, zalane asfaltem, zabetonowane. Ale nawet pomimo tego nieprawdopodobnego poziomu represji, (władze) nie mają pełnego spokoju. Straszą, organizują kolejne kampanie ścigania zmyślonych wrogów ludu. Grożą, że w lokalach wyborczych będzie milicja, weterani, drużyny ludowe itd." – opowiadał Kłaskouski.

"Jest oczywiste, że teraz protestów nie będzie. Po pierwsze, panuje atmosfera absolutnego strachu, a po drugie – nie ma o co walczyć. W tych wyborach nie ma ani jednego kandydata opozycji. Wszystkie partie opozycyjne zostały zlikwidowane. Kandydaci są tylko za. Czy wygra Iwanow, czy Pietrow, to nie ma znaczenia, bo oni obydwaj są za Łukaszenką" – podkreślił analityk.

Te "wybory" mają jeszcze inną funkcję. Według Kłaskouskiego jest to "trening dla pionu władzy i dla siłowików przed wyborami Łukaszenki w 2025 roku".

"Jest pewne, że on wystartuje ponownie, nie odda władzy. Nowym elementem będzie tzw. Ogólnobiałoruski Zjazd Ludowy (WNS). Nowa konstytucja daje tej strukturze duże pełnomocnictwa jako tzw. organowi ludowemu. Łukaszenka będzie prawdopodobnie chciał objąć funkcję przewodniczącego WNS. Dla niego to nawet ważniejsze, niż wybory do parlamentu" – zaznaczył Kłaskouski, oceniając, że będzie to kolejna instytucja, której Łukaszenka użyje do wzmocnienia "legitymacji" swojej władzy.