O wywiad z Władimirem Putinem zabiegały różne zachodnie redakcje, ale Kreml nie ryzykował, a gdy wybrał, to arcybezpiecznie. Rozmowę z prezydentem Rosji zapowiedział Tucker Carlson. Gwiazda amerykańskiej prawicy, a przy okazji szerzący teorie spiskowe notoryczny kłamca, którego komunikaty coraz trudniej odróżnić od tych podawanych przez rzecznika Kremla.

Moment, w którym zdecydowano się na wywiad, jest symboliczny. Zapatrzona w Carlsona oraz Donalda Trumpa część kongresmenów Partii Republikańskiej blokuje fundusze dla Ukrainy. Swój sprzeciw argumentując za każdym razem inaczej. Z najnowszych doniesień wynika, że nie do końca chodzi im o reformę migracyjną. Ta prawdopodobnie nie wystarczy, by ich przekonać. Ich cel nieoficjalnie jest inny – to podkopanie Bidena w roku wyborczym. Ukraińskie fiasko prezydenta jest im na rękę, uznają, że toruje im dojście do władzy.

Wizyta Carlsona w Moskwie jest kontrowersyjna także z innego powodu. W Rosji ciągle jest więziony obywatel USA, dziennikarz „Wall Street Journal” Evan Gershkovich. W prawie pięciominutowym filmiku zapowiadającym wywiad Carlson nie znalazł czasu, by wspomnieć o swoim rodaku i koledze po fachu. To nie jego misja. W Moskwie jest – jak sam przyznaje – by po prostu przekazać, co uważa Putin. Wymiana więźniów między USA a Rosją, coś na wzór tej z końca 2022 r., gdy uwolniono koszykarkę Brittney Griner za handlarza bronią Wiktora Buta, jest mało prawdopodobna. ©℗

Mateusz Obremski