Zdaniem rolników limity eksportowe nie wystarczą, by ochronić polski rynek przed ukraińską konkurencją.

Ukraina wciąż będzie mogła eksportować do Unii Europejskiej towary bez ograniczeń, choć Bruksela będzie mogła powiedzieć „stop”, jeśli jakiś produkt zaburzy sytuację na którymś z rynków. Wyjątek dotyczy cukru, drobiu i jaj, dla których wprowadzono limit w postaci średniej wielkości eksportu z lat 2022–2023. Decyzja wywołała niezadowolenie wśród polskich producentów.

– Mamy zastrzeżenia co do tego, że limity nie zostały zastosowane w stosunku do zboża. Ten sektor jest jednym z najbardziej pokrzywdzonych z powodu bezcłowego eksportu z Ukrainy. Spadły ceny, a sprzedaż i produkcja stały się nieopłacalne. Dlatego 9 lutego rusza ogólnopolski strajk generalny rolników – zapowiada Przemysław Bochat, prezes Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych. Przedstawiciele sektorów objętych limitami narzekają natomiast na ich wysokość. Jak tłumaczą, są one dużo wyższe niż te, które obowiązywały przed wdrożeniem bezcłowego handlu, na co państwa unijne zdecydowały się po rosyjskim ataku na Ukrainę. Limit na drób zadziała, jeśli import do UE przekroczy 146 tys. t, na jaja przy 26 tys. t, a na cukier – 311 tys. t. Przed wdrożeniem tzw. rozporządzenia ATM limity wynosiły odpowiednio 90 tys., 6 tys. i 20,7 tys. t. Polscy przedsiębiorcy i rolnicy mówią, że nasz kraj graniczy z Ukrainą, więc nasz rynek jest bardziej zagrożony naddnieprzańską konkurencją. Przez 11 miesięcy 2023 r. na nasz rynek trafiło 15 tys. t drobiu i 35 tys. t cukru. Większy ukraiński import do UE odbija się też na polskim eksporcie. Widać to zwłaszcza w sprzedaży drobiu i jaj.

– Zaproponowane limity nic nie zmienią, zwłaszcza że nie uwzględniają tego, co jest importowane z Ukrainy. W drobiu jest to filet, z którego Polska słynie. Dlatego do czasu wejścia Ukrainy do UE powinny obowiązywać cła na import. Jeśli ma on być bezcłowy, to powinien się odbywać tylko po spełnieniu norm w zakresie produkcji, które zostały narzucone przez UE – uważa Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso. Dariusz Goszczyński z Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej dodaje z kolei, że okres brany do wyliczenia limitu powinien obejmować nie dwa, ale trzy ostatnie lata. Obniżyłoby to jego poziom. – Wzięto pod uwagę lata, w których import towarów żywnościowych z Ukrainy wywołał zakłócenia na europejskim, w tym polskim rynku. To niezrozumiałe. Okres trzyletni byłby bardziej sprawiedliwy, dlatego będziemy o niego apelować – dodaje. Inaczej hamulec bezpieczeństwa – jak mówią przedsiębiorcy – nie zadziała i ceny, a co za tym idzie opłacalność produkcji, będą dalej spadać.

– Samo wprowadzenie ograniczeń ilościowych w imporcie z Ukrainy jest krokiem w dobrym kierunku. Problemem jest jednak to, kiedy zaczną one obowiązywać. Ma to mieć miejsce za cztery miesiące, a w tym czasie może wjechać tyle surowca, że wystarczy do destabilizacji i krachu, jaki obserwowaliśmy w sektorze zbóż – mówi Rafał Strachota z Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego. Dlatego niezależnie od protestów rolnicy zapowiadają apel do eurodeputowanych i unijnego komisarza rolnictwa Janusza Wojciechowskiego w sprawie zmiany limitów i objęcia nimi też innych kategorii towarów. Mogą liczyć na poparcie resortu rolnictwa. Ten wyjaśnia, że propozycje Komisji Europejskiej nie uwzględniają w całości jego postulatów. Wśród nich był trzyletni okres referencyjny oraz przyspieszenie procedury wprowadzania środków ochronnych. Według propozycji KE ma to być poprzedzone badaniem wpływu importu na rynek, na co Komisja miałaby cztery miesiące. Zdaniem resortu Czesława Siekierskiego to za długo. ©℗

Unia Europejska przyjęła limity eksportu cukru, drobiu i jaj przez Ukrainę