Orzeczenie trybunału w Hadze spotęgowało presję na Izrael, by ograniczył skalę ofiar i zniszczeń w Strefie Gazy. Żaden sojusznik nie chce być wplątany w popieranie państwa, które może dokonywać ludobójstwa.

Izrael musi zrobić wszystko, co w jego mocy, aby przeciwdziałać ludobójstwu Palestyńczyków, a polityków, którzy do niego nawołują, karać – orzekł w poprzedni piątek Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, najwyższy organ sądowniczy ONZ. Zobowiązał też rząd Binjamina Netanjahu, by ułatwił dostarczanie do Strefy Gazy pomocy humanitarnej, ale, zgodnie z przewidywaniami, nie nakazał wstrzymania tam operacji wojskowej, czego domagali się pełnomocnicy reprezentującej w Hadze stronę palestyńską Republiki Południowej Afryki. To właśnie władze tego kraju pod koniec grudnia zainicjowały proces, w którym zarzucają Izraelowi popełnianie aktów ludobójstwa w bliskowschodniej enklawie. Trybunał nie rozstrzygnął na razie, czy te oskarżenia są zasadne. Piątkowa decyzja to dopiero środek tymczasowy wieńczący pierwszą fazę skomplikowanego postępowania, które potrwa zapewne wiele lat. Niemniej sędziowie dali rządowi w Tel Awiwie do zrozumienia, że niektóre działania jego sił zbrojnych oraz wypowiedzi polityków mogą się kwalifikować jako naruszenia Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z 1948 r. Już samo to podejrzenie jest uważane za bezprecedensowy, symboliczny zwrot w historii: demokratyczne państwo utworzone, by zapewnić azyl setkom tysięcy Żydów ocalonych z Zagłady i wypędzonych z ziem arabskich, samo jest teraz obwiniane o eksterminację innego narodu. A narzędziem jego oskarżycieli jest konwencja przyjęta po to, by oddalić niebezpieczeństwo masowych zbrodni okrucieństwa, których matrycą były ludobójstwo Ormian i Holokaust.

Najczęstszą reakcją w Izraelu na tę tragiczną ironię jest pełne zgrozy niedowierzanie, że można tak łatwo wziąć w nawias stulecia prześladowań i opresji Żydów, ale także umniejszyć masakrę z 7 października, w której terroryści Hamasu bezwzględnie i brutalnie zabili 1,2 tys. ludzi, a prawie 250 porwali jako zakładników. Nawet część osób, które chciałyby odsunięcia Netanjahu od władzy, przyznaje, że uderza on we właściwy ton, gdy określa zarzuty jako oburzające i absurdalne. – Izrael jest oskarżany o ludobójstwo w czasie, kiedy sam broni się przed ludobójstwem. Co za bezczelność. Świat stanął na głowie – komentował izraelski premier. Sam fakt, że hascy sędziowie zgodzili się rozpoznać sprawę, nazwał „hańbą na pokolenia”.

W oczach wielu Izraelczyków proces ten to kulminacja wieloletnich starań o zdegradowanie państwa żydowskiego do roli międzynarodowego pariasa, którego prawo do istnienia jest ciągle kwestionowane, a historia fałszowana. Przekonanie to otwarcie podsycają rządzący, którzy wpisują postępowanie przed MTS w podłą, prastarą tradycję antysemityzmu, porównując ją do oskarżeń o dokonywanie mordów rytualnych. – Ten sąd nie zajmuje się wymierzaniem sprawiedliwości, lecz prześladowaniem Żydów – oświadczył minister bezpieczeństwa wewnętrznego Itamar Ben-Gevir. Orzeczenie skwitował szyderczo: „Haga szmaga”.

W warstwie prawnej decyzja ta jest wstrzemięźliwa – w dużej mierze sędziowie wyartykułowali obowiązki, które nakłada na rząd w Tel Awiwie prawo międzynarodowe, starannie unikając słów, które zaprowadziłyby ich na teren polityki czy aktywizmu. Ale jej znaczenie wykracza daleko poza samą treść: dając zgodę na proces o ludobójstwo, trybunał roztoczył nad działaniami Izraela wnikliwą kontrolę. Również z udziałem światowej opinii publicznej. Rozprawy w Hadze dają rządom potężny instrument w walce na narracje, która formuje globalne nastroje i wpływa na postawy sojuszników.

MTS nie ma narzędzi, aby zmusić władze Izraela do wykonania orzeczenia, choć ma ono moc wiążącą. Niemniej są sygnały, że traktują sprawę z najwyższą powagą.

Nikt tam nie jest niewinny

– To pierwsze ludobójstwo w historii, którego ofiary na żywo transmitują, jak są unicestwianie, w rozpaczliwej nadziei, że może świat coś zrobi – mówiła 11 stycznia na pierwszej rozprawie irlandzka adwokatka Blinne Ní Ghrálaigh, jedna z pełnomocniczek RPA. Strategia oskarżenia skupiła się na obnażeniu skali przemocy i zniszczenia wyrządzanych w Gazie przez żołnierzy Izraela. Przytaczano statystyki ofiar śmiertelnych (obecnie szacowane na ok. 26 tys., z czego ponad trzy czwarte to kobiety i dzieci); podkreślano, że 85 proc. z 2,2-milionowej populacji enklawy zostało wysiedlone, a prawie 400 tys. domów zburzono w wyniku ostrzałów. Przywoływano raporty organizacji, które dokumentują okrucieństwa inwazji: blokowanie tygodniami dostaw żywności, wody i leków. Masakry dziennikarzy, medyków, pracowników humanitarnych. Młode matki i noworodki zabijane w ostrzałach rakietowych. Szpitale obrócone w ruinę. Ponad tysiąc dzieci z amputowanymi kończynami.

Rozmiary wojennej gehenny nie przesądzają o tym, że państwo, które jest jej sprawcą, dopuszcza się ludobójstwa. Trzeba mu jeszcze udowodnić zamiar, czyli wykazać, że umyślnie dąży do wymazania (w całości lub części) innego narodu, grupy etnicznej czy religijnej, co jest niezwykle trudne. Prawnicy RPA muszą zatem przekonać sędziów, że władze Izraela świadomie atakują cywilów, szkoły i szpitale, a także celowo utrudniają dostawy żywności, energii i pomocy medycznej, aby uczynić życie w Strefie Gazy nie do zniesienia. – Wyjątkowość tej sprawy polega na tym, że polityczni przywódcy, generałowie i osoby sprawujące urzędy publiczne systematycznie i jednoznacznie deklarowały zamiar ludobójczy – argumentował południowoafrykański prawnik Tembeka Ngcukaitobi.

Od czasu inwazji Hamasu team RPA udokumentował ponad 50 wypowiedzi, które uznał za przykłady „systemowej dehumanizacji”. Na rozprawie przypomniano, jak premier Binjamin Netanjahu przywoływał starotestamentową opowieść o wrogich Izraelitom Amalekitach – których Bóg nakazał wytępić królowi Saulowi – aby mobilizować obywateli do solidarnej walki. Cytowano wystąpienie ministra obrony Yoava Gallanta, który ogłaszał, że państwo żydowskie walczy z „ludzkimi zwierzętami”, i zapowiadał „całkowite oblężenie Gazy: zero prądu, jedzenia, wody, paliwa”. Wyciągnięto słowa parlamentarzystów i wojskowych, którzy grzmieli, że „tam nikt nie jest niewinny”; nalegali, by palestyńską enklawę „zlikwidować”, „zrównać z powierzchnią Ziemi”, np. zrzucić na nią bombę atomową. – Ktokolwiek tam wróci, jeśli w ogóle wróci, zastanie tylko spaloną ziemię – mówił w odtworzonym na rozprawie materiale izraelskiej telewizji płk Yogev Bar-Sheshet, zastępca szefa administracji cywilnej w Strefie Gazy.

Prawnicy Tel Awiwu oczywiście zaprzeczali twierdzeniom, że w enklawie umyślnie stworzono warunki, które narażają pozostałych tam mieszkańców na śmierć z głodu lub w ostrzałach. Wszystkie działania zbrojne sprowadzali do samoobrony, podkreślając, że rząd podejmuje „nadzwyczajne starania”, by w kampanii przeciwko terrorystom minimalizować szkody wyrządzane zwykłym Palestyńczykom, ostrzegać o atakach i zapewnić im pomoc humanitarną. Duży nacisk położyli na to, by przez pryzmat indywidualnych historii ukazać światowej opinii publicznej horror ataków z 7 października. Tal Becker, radca resortu spraw zagranicznych Izraela, opowiadał o torturowaniu rodziców na oczach dzieci, brutalnych mordach, gwałtach i okaleczeniach, ilustrując to drastycznymi obrazami. – W tych okolicznościach nie ma bardziej fałszywego i złowrogiego zarzutu niż oskarżanie Izraela o ludobójstwo – dowodził Becker.

Za śmiertelne ofiary, zrujnowane szkoły i zniszczone sieci przesyłowe w Gazie wprost lub pośrednio obarczono winą Hamas: jego źle wycelowane rakiety, miny, bomby pułapki, podziemne tunele i wykorzystywanie cywilów jako żywych tarcz. Znaczenie agresywnej retoryki polityków i wojskowych umniejszano – tłumaczono, że podburzające wypowiedzi zostały wyrwane z kontekstu, albo wskazywano, że ich autorami były osoby, które nie mają realnego wpływu na działania militarne. Dowodem na to ma być ponad 30 dokumentów dotyczących operacji w enklawie, które władze w Tel Awiwie odtajniły w zeszłym tygodniu. Wśród nich jest m.in. rozkaz dostarczenia do Gazy zapasów żywności i paliwa wydany pod koniec października przez Netanjahu. Udostępnione materiały są oczywiście starannie wyselekcjonowane. Z analizy „New York Timesa” wynika, że nie ma tam rozkazów wojskowych ani dokumentów z pierwszych 10 dni wojny, kiedy Tel Awiw blokował pomoc humanitarną oraz odciął prąd i dopływ wody do strefy.

Dotkliwy cios

– Jak każde państwo Izrael ma fundamentalne prawo do samoobrony – komentował po ogłoszeniu orzeczenia premier Netanjahu. Nie wyjaśnił, czy zamierza je wykonać. Niewykluczone, że po prostu przyjmie interpretację, wedle której inwazja jest prowadzona zgodnie z wytycznymi sędziów. Byłaby to jedynie fasada, bo analitycy uważają, że bez znaczącego zmniejszenia skali operacji nie da się zmniejszyć liczby ofiar i ograniczyć zniszczeń. Ale reakcje innych państw wskazują, że Tel Awiwowi będzie coraz trudniej forsować narrację, że działania, które podejmuje w Gazie, są konieczne dla bezpieczeństwa kraju. Decyzja MTS dostarczyła kolejnych argumentów, że tak nie jest. W konsekwencji narasta międzynarodowa presja na rząd Netanjahu, żeby włożył większy wysiłek w ochronę palestyńskich cywilów. „To dotkliwy cios dla pozycji Izraela na arenie globalnej” – napisał w swojej analizie Trita Parsi, wiceszef think tanku Quincy Institute for Responsible Statecraft. Jego zdaniem, choć proces w Hadze dopiero się rozpoczyna, to już przyniósł władzom w Tel Awiwie więcej szkód niż wszystkie kampanie bojkotu i sankcje z ostatnich dekad.

Naciski na zminimalizowanie strat wywierają już nie tylko RPA i kraje, które wspierają jej batalię prawną (jak Egipt czy Turcja) – coraz mocniej nalega na to również Zachód. Nakazując rządowi Netanjahu, aby zapobiegł aktom ludobójstwa w Strefie Gazy, hascy sędziowie potwierdzili, że takie zagrożenie istnieje. Oficjalnie USA i inni sojusznicy Izraela dalej powtarzają, że podejrzenia o naruszenie konwencji są bezpodstawne. Żaden z nich nie chce być jednak wplątany w popieranie państwa, które może dokonywać ludobójstwa, nie wspominając o ryzyku oskarżenia o współudział. Na początku tygodnia telewizja NBC podała, że administracja prezydenta Bidena rozważa spowolnienie lub wstrzymanie dostaw niektórych rodzajów broni dla Tel Awiwu, licząc, że taka groźba skłoni go do złagodzenia ofensywy. Do wykonania orzeczenia trybunału wezwały rząd Netanjahu również Unia Europejska i Niemcy, które przyłączyły się nawet do procesu, by go wspomóc.

Na razie wyraźnym efektem sprawy przed MTS jest złagodzenie retoryki. Wśród polityków przycichły głosy o „wymazywaniu Palestyńczyków” i „zrównywaniu Gazy z ziemią”. Jeszcze przed rozprawą w Hadze Netanjahu opublikował wideooświadczenie, w którym zapewnił, że nie ma w planach ponownej okupacji enklawy ani wypędzenia jej mieszkańców. „Izrael walczy z terrorystami Hamasu, a nie z ludnością palestyńską” – dodał. Siły obronne Izraela (IDF) zamieściły na portalu X podobny filmik: ich rzecznik utrzymuje w nim, że żołnierze robią, co w ich mocy, by ułatwić dostarczanie do Gazy żywności i lekarstw. Według informacji stacji Keshet 12 premier poinstruował też swoich ministrów, aby „ostrożnie dobierali słowa”.

Islamiści w quasi-państwie

Decyzja MTS tylko pogłębiła w Izraelu nieufność wobec ONZ. Wśród polityków i komentatorów panuje opinia, że ich kraj stał się dla wielu rządów chłopcem do bicia, a międzynarodowe instytucje służą im za wygodne areny. Na dowód antyizraelskich uprzedzeń przywołuje się nieproporcjonalnie wysoką liczbę powołanych komisji, wydanych rezolucji i opublikowanych raportów wymierzonych w państwo żydowskie, najczęściej potępiających represje stosowane wobec Palestyńczyków i okupację Zachodniego Brzegu Jordanu. Po latach sporów o historyczne związki z Ziemią Świętą i miejsca pamięci w 2019 r. rząd w Tel Awiwie oficjalnie wystąpił z UNESCO. Jego stosunki z Radą Praw Człowieka ONZ, która prześwietlaniu działań Izraela poświęca niemal tyle uwagi, ile całej reszcie świata, od ofensywy w Gazie stały się jeszcze bardziej oziębłe.

Jednak największe napięcia tliły się gdzie indziej. W tym samym dniu, w którym zapadło orzeczenie w Hadze, wypłynęły podejrzenia, że 12 pracowników UNRWA, agendy ONZ ds. pomocy palestyńskim uchodźcom na Bliskim Wschodzie, było zaangażowanych w planowanie i przeprowadzenie zamachu z 7 października. Dwóch zostało zabitych, resztę zwolniono i objęto śledztwem. Niewykluczone, że to nie koniec. Jak wynika z raportu izraelskiego wywiadu, do którego dotarł „Wall Street Journal”, UNRWA jest dzisiaj siedliskiem radykalnych islamistów: ok. 1,2 tys. z 13 tys. osób pracujących dla organizacji w Strefie Gazy ma powiązania z grupami terrorystycznymi, a co najmniej 190 jest ich członkami. Chodzi przede wszystkim o Hamas, ale też o zbliżony do niego Palestyński Islamski Dżihad.

W Gazie, która nie ma własnych struktur administracji, UNRWA pełni funkcję quasi-państwa świadczącego podstawowe usługi publiczne. Zapewnia schronienie i opiekę ponad 1,3 mln uchodźców, prowadzi 183 szkoły i 22 kliniki, odpowiada za transport i dystrybucję większości pomocy, która dociera do enklawy. Gdyby ten system się załamał, to sytuacja humanitarna byłaby tam jeszcze bardziej katastrofalna.

Zarzuty, że UNRWA wspiera, a przynajmniej toleruje aktywność Hamasu, krążyły w Izraelu od dawna. Oskarżano ją o podsycanie antyżydowskich nastrojów w obozach uchodźczych i szkołach, a nawet wyprowadzanie funduszy od międzynarodowych darczyńców na finansowanie operacji terrorystycznych. Wiadomo było o tunelach biegnących pod budynkami organizacji, których – według izraelskich służb – bojownicy używali jako składu broni i bazy wypadowej. Krytykowano też jej model działania: padały głosy, że ONZ-owska agenda tylko przyczynia się do ugruntowania kryzysu humanitarnego w Gazie, a Palestyńczyków goszczącym w innych krajach regionu powstrzymuje przed integracją. Rządzący nie ukrywali więc, że woleliby się jej pozbyć. Ostatnio głośno mówiono o tym w 2017 r., kiedy wyszło na jaw, że dyrektor jednej ze szkół UNRWA został wybrany na członka biura politycznego Hamasu. Jak zauważa publicysta dziennika „Ha-Arec” Anshel Pfeffer, rzecz w tym, że teraz – gdy MTS nie wykluczył, że blokowanie Gazie pomocy humanitarnej narusza konwencję o ludobójstwie – izraelskie władze tym bardziej nie mogą sobie pozwolić na likwidację organizacji. Nikt inny nie jest bowiem w stanie zadbać o to, aby ponad 2 mln Palestyńczyków nie zmarło z głodu. „UNRWA roi się od hamasowców, nie mogło być inaczej. Ale dopóki Izrael nie zmieni swojej polityki, nie ma dla niej alternatywy – chyba że sam zamierza nakarmić Gazę” – pisze Pfeffer.

W reakcji na te doniesienia Stany Zjednoczone, największy dotąd darczyńca agendy, odcięły jej fundusze do czasu wyjaśnienia sprawy. Ich śladem wkrótce poszło 13 kolejnych krajów, m.in. Wielka Brytania, Kanada, Szwecja, Szwajcaria i Niemcy. Łącznie odpowiadają one za ok. 60 proc. budżetu organizacji. Sekretarz generalny ONZ António Guterres ostrzegł, że jeśli państwa nie wznowią finansowania, to z końcem lutego UNRWA skończą się pieniądze. ©Ⓟ

Wymazywanie według wzorca

Ludzie często myślą o ludobójstwie jako o niezwykle rzadkim, makabrycznym zdarzeniu, które przypomina horror Auschwitz. W rzeczywistości jest ono znacznie częstsze, niż się zwykle uważa. Ludobójstwo było – i jest – dokonywane w wielu miejscach na świecie. Towarzyszy wielu momentom historii. Spójrzmy na kontekst amerykański i dzieje osadnictwa kolonialnego: systematyczna przemoc wobec rdzennej ludności była tam rozpowszechniona.

Na edgp.gazetaprawna.pl • „Nie skupiajmy się tylko na zabójstwach”, DGP nr 78/2022 z 22 kwietnia 2022 r.