Polski rząd i unijny komisarz rolnictwa walczą o ograniczenie kwot, jakie od czerwca miałyby przysługiwać Kijowowi w eksporcie produktów rolnych do UE.

Decyzja w sprawie handlu z Ukrainą, jaką prawdopodobnie dziś po południu podejmie Komisja Europejska, będzie obowiązywać od czerwca 2024 r. przez kolejny rok. Dla Polski to kluczowa sprawa w stabilizacji naszego rynku rolnego, bo nielimitowany i bezcłowy napływ ukraińskich towarów rolnych od 2022 r. rozregulowuje nasz rynek i powoduje głośne protesty rolników.

Przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę kraj ten eksportował do Wspólnoty towary zgodnie z ustaleniami umowy stowarzyszeniowej. W maju 2022 r. – działając z pobudek humanitarnych – Unia Europejska przyjęła rozporządzenie umożliwiające tymczasową liberalizację handlu z napadniętym przez Rosję krajem. Otwarcie rynku spowodowało niekontrolowany napływ produktów rolnych do UE, w tym do Polski, co doprowadziło do destabilizacji tych rynków. Obecnie obowiązujące rozporządzenie liberalizujące handel z Ukrainą, tzw. autonomiczne środki handlowe (ATM), wygasa 5 czerwca.

W ostatnich tygodniach w Brukseli trwały intensywne prace nad przyszłością tej umowy. Jeszcze na początku roku mówiło się, że KE po prostu przedłuży o kolejne 12 miesięcy obecne przepisy, czyli zezwoli na swobodny napływ towarów z Ukrainy do czerwca 2025 r.

W połowie stycznia ministrowie rolnictwa krajów wschodniej flanki UE – Bułgarii, Polski, Rumunii, Słowacji i Węgier – zwrócili się listownie do komisarza UE ds. handlu Valdisa Dombrovskisa oraz komisarza UE ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego z apelem o podjęcie działań ograniczających negatywny wpływ importu produktów rolnych z Ukrainy. Wskutek ich nacisków, a także ogólnoeuropejskich protestów rolników oraz działań Wojciechowskiego, który opowiada się za ochroną unijnego rynku, KE prawdopodobnie jednak nałoży pewne limity. Najbardziej możliwy scenariusz, który już dziś po południu może zostać ogłoszony, mówi o wprowadzeniu kontyngentów na wwóz cukru, drobiu i jaj. Kością niezgody między unijnymi urzędnikami jest jednak wysokość tych limitów.

Komisja przychyla się do ustalenia limitów, ale diabeł tkwi w szczegółach

– Rozwiązanie proponowane przez przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen zakłada utrzymanie rocznego limitu na poziomie kilkanaście razy wyższym, niż przewiduje umowa stowarzyszeniowa. Co więcej, w przypadku wyczerpania kontyngentu przed końcem roku możliwe ma być jego przedłużenie, a dodatkowa kwota ma być wyliczana na podstawie skomplikowanego algorytmu – mówi DGP osoba znająca kulisy rozmów. W poniedziałek w rozmowie z dziennikiem „Financial Times” Dombrovskis powiedział, że propozycja KE pojawi się w tym tygodniu i prawdopodobnie będzie zawierać „specyficzne zabezpieczenia dla danego kraju”, które umożliwią Brukseli blokowanie importu na rynki wybranych państw. Dodał, że wpływ eksportu z Ukrainy jest bardzo nierównomiernie rozłożony w poszczególnych krajach członkowskich, a odczuwają go przede wszystkim państwa sąsiadujące z Ukrainą, podczas gdy na rynku UE jako całości większych zakłóceń nie widać.

Przed inwazją Ukraina miała prawo rocznie sprzedawać do UE do 20 tys. t cukru. Po zniesieniu limitów wolumen ten momentalnie wzrósł – w 2022 r. przekroczył 177 tys. t, a w zeszłym roku prawdopodobnie przewyższył 450 tys. t. – Zdolności eksportowe Ukrainy dla cukru szacowane są na 700 tys.–1 mln t rocznie. To gigantyczna skala. Gdy skończą się korzystne warunki cenowe na świecie, taka skala importu wymiecie unijnych cukrowników – dodaje nasz rozmówca. W 2022 r. wysokie ceny cukru łagodziły skutki napływu z Ukrainy do Polski i reszty UE. W połowie 2023 r. ceny cukru na europejskim rynku kontraktów terminowych osiągnęły poziom 730 dol./t, najwięcej od prawie 12 lat. Niemniej, zdaniem plantatorów, pozostawienie szeroko otwartych drzwi dla ukraińskiego cukru obniży jego ceny i opłacalność krajowych upraw. Podobne obawy mają producenci jaj i drobiu, a Polska w obu dziedzinach należy do światowych potentatów i unijnych liderów eksportu.

Propozycjom von der Leyen sprzeciwia się także komisarz Wojciechowski. Na początku stycznia przedstawił przewodniczącej KE swoje stanowisko, w którym zaznaczył, że „kontynuacja przywilejów handlowych Ukrainy zawartych w rozporządzeniu ATM (…) bez wystarczających klauzul ochronnych i limitów ilościowych dla wrażliwych produktów rolnych grozi ponownym kryzysem nadpodaży importowanych produktów rolnych z Ukrainy”. Jak dowiedzieliśmy się w Brukseli, Wojciechowski proponuje, by limit na kolejne 12 miesięcy ustalić na podstawie okresu referencyjnego z lat 2021–2022 lub – w kompromisowym rozwiązaniu – lat 2021–2023. Ograniczałoby to roczny napływ 250 tys. t cukru oraz 150 tys. t drobiu znad Dniepru. Również polski minister rolnictwa Czesław Siekierski podkreślał, że rząd opowiada się za wprowadzeniem limitów.

W poniedziałek Siekierski spotkał się w tej sprawie w Brukseli z Dombrovskisem i podkreślił, że Polska chce wspólnie z Ukrainą i przy wsparciu Komisji wypracować instrumenty, które pozwolą zabezpieczyć krajowy sektor rolno-spożywczy przed nadmiernym napływem produktów spożywczych. W poniedziałkowej rozmowie z DGP wiceminister rolnictwa Adam Nowak wskazał, że naszą propozycją dla Ukrainy jest system licencjonowania obrotu surowcami i ustalenie takich wolumenów, które nie destabilizowałyby polskiego rynku. Rozwiązaniem ma być też system kaucji dla tranzytu. Jednocześnie Nowak nie chciał jasno odpowiedzieć, czy w przypadku niesatysfakcjonującej decyzji KE Warszawa rozszerzy na inne newralgiczne produkty narodowe embargo, które dziś dotyczy zbóż. – Nie chciałbym jednoznacznie wskazywać, jakie mamy przygotowane rozwiązania. Na razie toczą się negocjacje. Chcemy doprowadzić do sytuacji, gdy blokady nie będą niezbędne – mówił nam Nowak. ©℗

ikona lupy />
Import towarów rolnych z Ukrainy do Unii Europejskiej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe