23 420 głosów. To ostateczna liczba głosów, jaką uzyskał w republikańskich prawyborach Ron DeSantis. Tylu wyborców zaufało gubernatorowi Florydy w partyjnym konwentyklu w Iowa z połowy stycznia, gdzie stracił on do Donalda Trumpa 30 pkt proc. W następnych prawyborach 45-latka nie zobaczymy, bo zdecydował się zawiesić kampanię oraz poprzeć Trumpa.

Stan Iowa był dla DeSantisa gwoździem do trumny w jego słabnącej z miesiąca na miesiąc kampanii. Mały, rolniczy stan zdominowany przez białych i ewangelików, wydawał się dla niego demograficznie doskonały, właśnie takich wyborców miał przyciągać. W Iowa zainwestował więc mnóstwo zasobów i energii, ale do Trumpa nawet się nie zbliżył.

DeSantis, popularny gubernator Florydy, był uznawany na prawicy za jedynego polityka, który może rzucić wyzwanie byłemu prezydentowi. Szczególnie po ogólnokrajowych wyborach w 2022 r., gdy w cuglach uzyskał reelekcję na fotel gubernatora i wylądował na pierwszych stronach gazet. Kampanię DeSantis, prywatnie przykładny konserwatysta, opierał na postulatach obrony tradycyjnych wartości i ograniczenia wydatków państwowych. Nie wypadał porywająco w debatach ani spotkaniach z wyborcami, nie potrafił charyzmatycznie i przekonująco odpowiedzieć na zaczepki Trumpa, który nazywał go prześmiewczo „Świętoszkowatym” i zarzucał mu sztywność czy niewdzięczność. Gubił się w polityce zagranicznej, w sprawie Ukrainy wygłaszał niejednoznaczne stanowiska.

W weekend DeSantis poparł Trumpa, twierdząc, że po Iowa oczywiste jest, że elektorat republikanów chce drugiej kadencji nowojorczyka. Nikki Haley, jedyną już rywalkę Trumpa w wyścigu o nominację w Partii Republikańskiej, oskarżył o sprzyjanie wielkim korporacjom. Skutki decyzji gubernatora zobaczymy już we wtorek wieczorem, gdy zakończą się prawybory w New Hampshire. Haley wygląda tu solidnie w sondażach, ale faworytem w wyścigu do uzyskania ponad połowy głosów jest Trump. ©℗