W parlamencie race i wezwania do buntu, ale premier Edi Rama ma niezachwianą pozycję.

Albański parlament nie był ostatnio najspokojniejszym miejscem na świecie. Pod koniec listopada w trakcie kłótni między rządzącymi socjaldemokratami a opozycją pojawiły się race i barykady z krzeseł. Sytuacja powtórzyła się w ubiegłym tygodniu. Odpalając race, opozycjoniści chcieli przeszkodzić odebraniu immunitetu 79-letniemu Salemu Berishy, w latach 1992–1997 prezydentowi, a później w latach 2005–2013 premierowi. Lidera nie udało się uchronić. Berisha stracił immunitet.

Ten kluczowy albański polityk ma zarzuty korupcyjne, grozi mu nawet 12 lat więzienia. Chodzi głównie o wprowadzone przez niego ponad dekadę temu prawo dotyczące prywatyzacji obiektów sportowych. Prokuratura twierdzi, że Berisha wraz z zięciem, wykorzystując nowe zapisy, zyskali później nielegalnie nawet 5,5 mln euro. – Jestem silniejszy niż kiedykolwiek – mówił pewny siebie Berisha, opuszczając parlament przed Bożym Narodzeniem. Do zarzutów się nie przyznaje, wzywa do protestów przeciwko władzy na wzór tych, które trwają w Serbii, a śledztwo uznaje za motywowane politycznie, wszczęte na osobisty rozkaz jego wielkiego rywala, premiera Ediego Ramy. To dobra mina do złej gry. Z sondaży wynika, że Berishy nie ufa od dwóch trzecich co trzech czwartych Albańczyków. Do tego nie jest też faworytem Zachodu. Do USA nie może wjechać z powodu sankcji, które Amerykanie nałożyli, uznając go za winnego defraudacji środków publicznych.

Mimo politycznego zamieszania nie ma więc widoków na powtórzenie scenariusza z 1997 r., gdy krajem wstrząsnęły niepokoje w efekcie krachu piramid finansowych. Pozycja Ramy jest mocna, premier z racji wpływów (i siwej brody) jest nazywany w Tiranie „Zeusem”. W mieście pełno jest jego plakatów, w barach transmitowany jest podcast, w którym prowadzi rozmowy m.in. z trenerem odnoszącej sukcesy piłkarskiej kadry. Rama, syn popularnego komunistycznego rzeźbiarza, wie, jak dbać o popularność. Jeździ po kraju, rozmawia z lokalnymi władzami, uczestniczy w debatach, otwiera inwestycje. Największa to renowacja piramidy, symbolu Tirany otwartego w 1988 r. na 80. rocznicę urodzin zmarłego trzy lata wcześniej dyktatora Envera Hoxhy. Obiekt był zdewastowany, było to gruzowisko z palącymi papierosy nastolatkami i kręcącymi się u podnóża bezpańskimi psami. Teraz na górę prowadzą nowe schody, a dookoła, a także w środku piramidy, wybudowano nowoczesne przestrzenie biurowe. Jedno biuro należy do Kolegium Europejskiego, które w przyszłym roku w Tiranie otwiera swój trzeci kampus po Brugii i Warszawie.

Rama pasjonuje się polityką zagraniczną. Albańczykom przedstawia się jako polityk o znaczeniu regionalnym. Wspieranie Kosowa nie przeszkadza mu w dobrych relacjach z prezydentem Serbii Aleksandarem Vučiciem. Gdy w 2022 r. Albania była niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, strofował publicznie rosyjskiego ambasadora. Gestów wobec Kijowa było więcej, jedną z ulic naprzeciwko piramidy przemianowano na Ukraina e Lirë, „wolnej Ukrainy”, a administracji Wołodymyra Zełenskiego przekazano co najmniej 1 mln euro wsparcia humanitarnego. W szeregach ukraińskiej armii z naszywkami z czarnym dwugłowym albańskim orłem walczą ukraińscy Albańczycy spod Odessy. Co najmniej dwóch z nich poległo.

Na polu militarnym zaangażowanie Tirany nie jest już tak imponujące. Na Ukrainę trafiło z należącej do NATO Albanii ponad 20 wozów piechoty International MaxxPro, a także amunicja moździerzowa. – Problem w tym, że albańska amunicja jest wadliwa. Wyszło to już w trakcie konfliktu w Afganistanie. Jako kraj sprzętowo nie mamy za wiele do zaoferowania, ale mamy naszych żołnierzy w wielonarodowej batalionowej grupie bojowej na Łotwie – mówi DGP Gjergj Erebara z bałkańskiej sieci dziennikarzy śledczych BIRN. Do tego dochodzi rozbudowa bazy lotniczej Kuçovë nieopodal Wlory. NATO do końca 2023 r. miało dostosować obiekt do standardów Sojuszu. ©℗