Siostra kolegi miała zostać uwolniona w drugiej turze organizowanej przez Polskę ewakuacji. Do tej drugiej tury nigdy nie doszło - mówi Ahmed Elsaftawy, polski lekarz pochodzenia palestyńskiego, kierownik oddziału chirurgii plastycznej i chirurgii ręki w Trzebnicy.

Od wybuchu wojny w Strefie Gazy próbuje pan wydostać z niej swoich bliskich.
ikona lupy />
Ahmed Elsaftawy, polski lekarz pochodzenia palestyńskiego, kierownik oddziału chirurgii plastycznej i chirurgii ręki w Trzebnicy / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Tak. W Strefie są mój ojciec z macochą, a także – z własnymi rodzinami – dwóch braci i dwie siostry. W ubiegłym tygodniu dowiedziałem się, że najstarsza siostra mieszka w namiocie na plaży. Najpierw musiała się wyprowadzić do domu jednej z córek. Potem konieczna była ucieczka do mieszkania kolejnej córki. Walki toczyły się jednak za blisko, a one nie miały już gdzie się schronić. Zamieszkały więc na plaży. Sytuacja z dnia na dzień się pogarsza. Przed inwazją większość mojej rodziny mieszkała na północy. Wszyscy szybko stracili domy. Kontakt z nimi jest obecnie mocno ograniczony. Mój starszy brat wysyła co pięć, sześć dni SMS, że żyje. Czasami pisze, że udało mu się zjeść ciecierzycę. To są informacje, które bolą i ściskają za serce. Ze starszą siostrą kontakt straciłem. Pisałem ostatnio do jej córki. Do tej pory nie odebrała mojej wiadomości.

Pana bliscy znaleźli się na liście osób, które miały zostać ewakuowane do Polski?

Nie mam bladego pojęcia. Problem w tym, że oni nie mają polskiego obywatelstwa. Starałem się umieścić na liście nazwiska siedmiu osób, czyli ojca z macochą, młodszego brata, jego żony i trójki ich dzieci. Przekazałem je dalej. Nikt nie poinformował mnie jednak o jakiejkolwiek decyzji w tej sprawie. To było co najmniej kilka tygodni temu.

Do kogo zwrócił się pan z tą prośbą?

Do byłego już wiceministra spraw zagranicznych Arkadiusza Mularczyka. Dostałem mail zwrotny kilka dni później, że zostanę poinformowany o dalszych krokach. I tyle. W międzyczasie doszło do wymiany rządu i zapewne gdzieś to utknęło. Sam nawet nie wiem gdzie. Domyślam się, że adres mailowy wiceministra Mularczyka jest już nieaktywny, więc wszystko przepadło.

Sprawą zajmowała się również Kancelaria Prezydenta. Był pan z nimi w kontakcie?

Nikt ze mną nie rozmawiał. Wie pani, ja występuję z nieco innej strony. Lista, która została przygotowana, miała uwzględniać przede wszystkim nazwiska osób z polskim paszportem lub najbliższych członków rodzin polskich obywateli. Ale nawet siostra mojego kolegi – kobieta, której matka jest Polką, a ojciec Palestyńczykiem – nie otrzymała pomocy. Wciąż jest w Strefie Gazy. Jej rodzice i brat mieszkają w Polsce. Ona ma polskie obywatelstwo. Miała zostać uwolniona w drugiej turze organizowanej przez Polskę ewakuacji. Tylko że do tej drugiej tury nigdy nie doszło, choć były takie obietnice. Zorganizowano jeden transport dla kilkunastu osób. Zastanawialiśmy się wspólnie z kolegą, jak uratować naszych bliskich. Ktoś podrzucił mi pomysł, że mogliby otrzymać wizy humanitarne. W ten sposób podczas ewakuacji postępowała np. Wielka Brytania. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że na takie wizy mogłyby liczyć kobiety i dzieci z pierwszego stopnia pokrewieństwa, czyli np. moje siostry i ich dzieci. Mój 83-letni ojciec już nie. Oficjalnej odpowiedzi nigdy nie dostałem. Nie dziwię się. Skoro polski rząd nie jest w stanie wyciągnąć stamtąd swoich obywateli, to jaka jest szansa, że pomoże tym, którzy polskiego paszportu nie mają? Inna sprawa, że na przestrzeni ostatnich miesięcy odnotowano przypadki, kiedy rząd Izraela utrudniał ewakuację obywateli Brazylii czy Irlandii. Wszystko dlatego, że władze tych państw nie zgadzają się z polityką Izraela.

Polska swój przekaz balansowała. Były minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau wzywał obie strony do zawieszenia broni. Myśli pan, że Izrael utrudnia naszą ewakuację?

Tak. W Polsce od ponad miesiąca słyszymy to samo, podczas gdy inne kraje już dawno ewakuację zakończyły. Dlatego oczekuję, że ktoś w końcu powie wprost: „Izrael nie wyraża zgody na ewakuację naszych obywateli z Gazy”. Zrobiła to Irlandia, zrobiła to Brazylia. Myślę, że nas też stać na szczerość. Ale wkrada się tu także inna kwestia, która potencjalnie mogła cały proces wstrzymywać: polityka migracyjna Prawa i Sprawiedliwości. Już w październiku było wiadomo, że ich rządy dobiegają końca. Według mnie oni i tak nie chcieli wpłynąć na decyzje, które umożliwiłyby przyjęcie jakiegokolwiek migranta. Nawet gdyby był to starszy człowiek z regionu ogarniętego wojną. Chcieli zachować w mediach czyste konto migracyjne.

Od dwóch tygodni mamy nowy rząd, a w nim nowego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

Uważam, że polityka zagraniczna w wykonaniu PO będzie dużo bardziej proizraelska niż w przypadku poprzedniej ekipy. Nie spodziewam się więc, że ta pomoc nagle nadejdzie. W tym przypadku można się domyślić po samym tytule, o czym będzie książka. Poruszyłem już kilka frontów, by pomóc rodzinie. W MSZ sprawę do przodu pchała jedna osoba (na prośbę rozmówcy nie ujawniamy jej nazwiska – red.). Kontaktowałem się również ze starostą mojego powiatu. Mówiła, że spróbuje pomóc. Ale potem pojawił się problem: starosta nie jest z ramienia PiS, a osoba wspierająca nas w MSZ już tak. Prawdopodobnie przez to doszło do nieporozumienia. Tylko, że – niezależnie od moich przekonań politycznych – jestem obywatelem Polski i mam pewne prawa. W tej sprawie epatowanie poglądami czy przynależnością partyjną nie powinno mieć miejsca. Pomoc nie może być uzależniona od barw partyjnych. W Strefie Gazy giną ludzie. I będą ginąć dalej. Również nasi bliscy.

W Sejmie funkcjonuje polsko-palestyńska grupa bilateralna. W poprzedniej kadencji w jej skład wchodzili przedstawiciele różnych środowisk. Nie podejmowali prób lobbowania u władz na rzecz kontynuacji ewakuacji?

Ta grupa działa, ale nie ma w jej składzie żadnego znaczącego polityka. To sprawia, że mimo najszczerszych chęci jej możliwości są ograniczone. ©℗

Rozmawiała Karolina Wójcicka