Nowoczesne rozwiązania pomagają wykrywać podziemne tunele Hamasu. Ale nie pomogły przewidzieć jego ataku.

W miarę posuwania się armii izraelskiej w głąb Strefy Gazy jej nadrzędnym deklarowanym celem stają się palestyńskie podziemia. Chodzi o labirynt tuneli, które przez lata systematycznie budował Hamas. Ich likwidacja może zająć nawet kilka miesięcy.

Znaleźć i zniszczyć

Nie wiadomo, jaki jest całkowity obszar tego, co Izraelczycy określają mianem „metra”. W 2021 r. izraelska armia szacowała, że pod enklawą znajduje się ok. 300 km tuneli, których głębokość może osiągać od 15 m do 60 m. Uważa się, że system ten składa się z peryferii – płytszych korytarzy, które jest łatwiej zniszczyć – oraz rdzenia, gdzie znajdują się centra dowodzenia i prawdopodobnie część izraelskich zakładników.

Niektóre są wyposażone w zbiorniki z tlenem, rury wodociągowe i oświetlenie elektryczne. Powstały w nich składy broni oraz magazyny żywności i paliwa. Daje to bojownikom Hamasu możliwość przygotowywania zasadzek na izraelskie oddziały, szybkiego przemieszczania się po terytorium Gazy oraz chronienia się przed ostrzałem Izraelczyków.

8 listopada Izrael poinformował, że zniszczył już 130 tuneli. Siły Obrony Izraela (IDF) wykorzystują w tym celu wiele technologii.

W pierwszej kolejności tunele trzeba znaleźć. Sieć szpiegów państwa żydowskiego w Strefie Gazy zmniejszyła się od czasu wycofania jego sił z enklawy w 2005 r. Dziś pomocne okazują się np. drony obserwacyjne. Mogą wykrywać „wzorce życia”, które dają wskazówki co do tego, gdzie znajdują się wejścia do podziemnych korytarzy.

„Wyobraźmy sobie np., że 20 osób wchodzi do małego budynku i nikt z niego nie wychodzi przez 24 godziny” – mówi cytowany przez „The Economist” Robert Cardillo, były dyrektor amerykańskiej Narodowej Agencji Wywiadu Geo przestrzennego.

Idea „technologia zabezpieczy granicę” się nie sprawdziła

Przydatne są również satelity. Nowoczesne radary satelitarne mogą wykrywać zmiany poziomu powierzchni ziemi. To wystarczy, by dostrzec zakłócenia spowodowane drążeniem tuneli. Choć gruzy powstałe w wyniku izraelskiego bombardowania palestyńskiej enklawy utrudniają tego rodzaju analizę. Dlatego lepszym rozwiązaniem okazuje się często wykrywanie akustyczne. Czujniki wibracyjne mogą wykryć kopanie nowego tunelu, choć są mniej przydatne w lokalizowaniu tych, które już istnieją. Te można znaleźć np. za pomocą sonaru naziemnego, dzięki któremu wysyła się fale dźwiękowe i nasłuchuje echa. Istnieją też bardziej zaawansowane technologie. Zakopane sieci światłowodowe mogą wykrywać podziemne wibracje przez „rozpraszanie wsteczne”, które wibracje powodują w fotonach podróżujących przez kable.

Kolejnym krokiem jest wyłączenie lub zniszczenie zlokalizowanych tuneli.

W przeszłości odwoływano się do stosunkowo prostych metod. Egipt, który kontroluje południową granicę z Gazą, zalewał wykorzystywane przez Hamas tunele przemytnicze ściekami. Z kolei Izrael w poprzednich odsłonach konfliktu traktował je betonem.

Obecnie stosunkowo płytkie tunele można niszczyć z powietrza, używając bomb typu „bunker buster”, które penetrują ziemię przed detonacją. Tyle że według Izraela Hamas kopie tunele także pod infrastrukturą cywilną. A to oznacza, że w tego typu atakach giną cywile. IDF twierdzi, że przywódcy Hamasu ukrywają się np. pod szpitalem Al-Szifa, największą placówką medyczną w Strefie Gazy. To w jego sąsiedztwie toczyły się w ostatnich dniach najbardziej zacięte walki.

We wtorek Palestyńczycy uwięzieni w Al-Szifie kopali masowy grób, by pochować zmarłych tam pacjentów. W szpitalu brakuje bowiem wody, prądu i żywności. „Tysiące cywilów, personelu medycznego i pacjentów jest obecnie uwięzionych w szpitalach i innych ostrzeliwanych miejscach w mieście Gaza: muszą być chronieni i mieć zapewnione bezpieczne przejście, jeśli sobie tego życzą. Ponadto musi nastąpić całkowite i natychmiastowe zawieszenie broni” – przekazuje biuro Lekarzy bez Granic w Polsce.

Stępiona intuicja

Nadmierne poleganie na technologii przez Izrael ma ciemne strony także z perspektywy mieszkańców państwa żydowskiego. Badaczka z Israeli Democracy Institute Tehilla Shwartz Altshuler pisała na łamach „Times of Israel”, że koncepcja, zgodnie z którą „technologia zabezpieczy granicę”, nie sprawdziła się, podobnie jak dominujące przed wybuchem wojny Jom Kipur w 1973 r. założenie, że zabezpieczą ją regularne wojska. Wtedy Izrael nie przewidział uderzenia połączonych sił Egiptu i Syrii. Pięćdziesiąt lat później nie zapobiegł też atakowi Hamasu z 7 października.

„W ciągu ostatnich 20 lat IDF przeszły szeroko zakrojony proces technologizacji w ramach globalnej rewolucji technologicznej. Odpowiadało to klasie politycznej, bo mogła sprostać każdemu nowemu wyzwaniu w zakresie bezpieczeństwa za pomocą nowych rozwiązań technologicznych, zamiast praktycznego, strategicznego przywództwa” – wyjaśnia ekspertka. Jak przekonuje, dało to izraelskim przywódcom fałszywe poczucie pewności siebie. Jednocześnie zmiany w izraelskim społeczeństwie, takie jak preferowanie zaciągania się do jednostek technologicznych zamiast do bojowych, sprawiły, że zastąpienie żołnierzy maszynami stało się niemal niezbędne.

Armia przekształciła granicę z Gazą w „inteligentną” granicę, wykorzystując systemy kamer i dronów oraz bezzałogowe pojazdy. Wdraża rozwiązania takie jak bezzałogowe czołgi czy buldożery. „Ale kiedy technologia zastępuje ludzi, odbywa się to kosztem stępienia ludzkiej intuicji i zdolności badawczych” – wskazuje Shwartz Altshuler. Według niej był to jeden z czynników, które ułatwiły bojownikom przeprowadzenie uderzenia na początku października. ©℗