Urzędującego premiera obwinia się w Izraelu o dopuszczenie do ataku Hamasu. Obywatele ufają dziś wojsku, nie decyzjom Netanjahu.

Koniec kariery politycznej Binjamina Netanjahu był zapowiadany już wielokrotnie. Na przykład w 2021 r., kiedy zmęczeni trwającymi nieprzerwanie od 2009 r. rządami polityka i zniesmaczeni wytoczonym przeciwko niemu procesem korupcyjnym obywatele zagłosowali za zmianą.

Ale koalicja rządowa Ja’ira Lapida i Naftalego Bennetta przetrwała zaledwie rok. Netanjahu powrócił jako szef rządu pod koniec grudnia 2022 r. „Doradcy premiera już zbierają amunicję, która miałaby umożliwić mu polityczne przetrwanie po wojnie. Jest jednak mało prawdopodobne, by opinia publiczna pozwoliła mu utrzymać się na stanowisku” – pisał centrolewicowy dziennik „Ha-Arec” pod koniec ubiegłego tygodnia.

Z badania ośrodka The Israel Democracy Institute (IDI) wynika, że w kwestiach związanych z kierowaniem wojną w Strefie Gazy i zaogniającymi się walkami na froncie północnym z Hezbollahem znaczna większość żydowskich Izraelczyków bardziej ufa przywódcom Sił Obrony Izraela (IDF) niż premierowi. Różnica ta jest najbardziej zauważalna na lewicy, gdzie w dowódców IDF wierzy 80 proc. ankietowanych, a w Netanjahu – 4 proc. W politycznym centrum sytuacja wygląda podobnie. Premierowi ufa zaledwie 3 proc. osób, zaś wojsku – 74 proc. Nawet na prawicy – wśród wyborców tradycyjnie głosujących na kierowany przez premiera Likud – większym zaufaniem Izraelczycy darzą dziś IDF (41 proc.) niż szefa rządu (10 proc.).

Premier jest obarczany winą za dopuszczenie do ataku Hamasu z 7 października. Badanie IDI wskazuje, że zdaniem 70 proc. Izraelczyków na decyzję tej organizacji terrorystycznej o ataku wpłynęły np. podziały związane z reformą sądownictwa, którą po powrocie do rządu forsował Netanjahu. Od stycznia w kraju trwały protesty. W pierwszych miesiącach sporu na ulice wychodziły setki tysięcy ludzi. Choć w drugiej połowie roku demonstracje były mniejsze, kierowana przez Netanjahu koalicja, w której skład weszły ugrupowania skrajnie prawicowe, nie cieszyła się popularnością. Kraj był spolaryzowany.

Moshe Radman, przedsiębiorca z branży technologicznej i jeden z liderów protestów przeciwko reformie sądownictwa, idzie o krok dalej. Twierdzi, że Netanjahu jest „ojcem Hamasu”, który wykorzystywał do odegrania się na Autonomii Palestyńskiej. „W rezultacie był skłonny tolerować krótkie rundy walk z Hamasem przez lata swojego przywództwa” – przekonuje Radman. Dziś wzywa premiera do dymisji. „Osoby publiczne i dziennikarze często powtarzają, że nie zmienia się premiera podczas wojny. Dziś prawda jest inna. Musimy zmienić premiera. Netanjahu jest jedyną kwestią, która stoi między nami a zwycięstwem, zjednoczeniem narodu, wzmocnieniem strategii odstraszania oraz odbudową gospodarki i społeczeństwa” – napisał na portalu X (dawniej Twitter) w miniony wtorek.

Odejścia Netanjahu chcą nie tylko aktywiści. Niemal miesiąc od wybuchu wojny występują przeciwko niemu także byli urzędnicy ds. bezpieczeństwa.

Na łamach „Walla” Yuval Diskin, były szef służby odpowiedzialnej za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne Szin Bet, potępił Netanjahu za próbę zrzucenia winy za sytuację w Izraelu na obecnego szefa Szin Betu i przywódcę wywiadu wojskowego. Nalegając, by to premier poniósł wyłączną odpowiedzialność. „Pogrom 7 października to eksplozja kłamstw, fałszerstw i utraty właściwego kierunku przez państwo Izrael. Odpowiedzialny jest tylko jeden człowiek. Najdłużej urzędujący premier w historii państwa Izrael – Binjamin Netanjahu” – napisał Diskin. Były szef Szin Bet uważa, że Netanjahu zawiódł na poziomie „strategicznym”, i stwierdził, że kraj musi zażądać natychmiastowej dymisji premiera i powołania rządu nadzwyczajnego, który zajmie się wojną.

Kto mógłby kierować państwem żydowskim zamiast Netanjahu? Wydaje się, że największym zaufaniem cieszy się dziś Beni Ganc, były współpracownik „Bibiego” i członek powołanego na czas wojny rządu jedności narodowej.

Jego partia Jedność Narodowa cieszy się obecnie poparciem na poziomie 36 proc. – wynika z sondażu przeprowadzonego pod koniec października przez ośrodek badawczy Lazar. Za Likudem opowiada się 19 proc. obywateli.

Różnicę widać jeszcze wyraźniej, kiedy porówna się poparcie dla poszczególnych kandydatów na szefa rządu. Listopadowe badanie Lazar wykazało, że Ganca w tej roli widzi 49 proc. ankietowanych, a Netanjahu zaledwie 19 proc. ©℗