Izrael zamierza zaprowadzić w Strefie Gazy „nowy reżim bezpieczeństwa”. Jednak po wyeliminowaniu Hamasu ma się wycofać z palestyńskiej enklawy.

Wojna z Hamasem ma zostać rozłożona na trzy etapy – wynika z planów izraelskiego ministra obrony Joawa Gallanta. – Dziś znajdujemy się w fazie pierwszej. Prowadzimy kampanię wojskową opartą na nalotach. Następnie rozpoczniemy także manewry lądowe – powiedział Gallant. Walki będą kontynuowane w drugim etapie z mniejszą intensywnością, bo żołnierze będą wtedy pracować nad „wyeliminowaniem miejsc oporu”.

Ostatnia faza zakłada wycofanie sił państwa żydowskiego i stworzenie „nowego reżimu bezpieczeństwa” w Strefie Gazy. Gallant nie przedstawił jednak żadnych szczegółów.

– Wszyscy zastanawiamy się, co miał na myśli – mówi DGP Miri Eisin, emerytowana pułkowniczka Sił Obronnych Izraela (IDF) i szefowa izraelskiego Institute for Counter-Terrorism. Tłumaczy, że „nowy reżim bezpieczeństwa” to pojęcie dotychczas nieznane. – Myślę, że jest to wyłącznie myślenie życzeniowe. Gallant chciałby, żeby pojawiła się siła inna niż Izrael, która zaprowadziłaby tam porządek i sprawiła, że Hamas nie będzie w stanie prowadzić działań militarnych. Nie widzę jednak na horyzoncie żadnego kandydata – wyjaśnia.

Izrael zgromadził już dziesiątki tysięcy żołnierzy i setki czołgów wzdłuż granicy ze Strefą Gazy. Nie wiadomo jednak, kiedy rozpocznie się planowana od dwóch tygodni ofensywa lądowa. – Może do niej dojść zarówno jutro, jak i za tydzień. W takiej sytuacji nie wyznacza się konkretnego terminu. Musimy się przygotować, zdobyć więcej danych wywiadowczych o operacjach Hamasu i sytuacji oraz lokalizacji zakładników. A jeśli Hamas zwróci 200 przetrzymywanych osób i złoży broń, być może nie dojdzie do niej wcale – przekonuje Eisin.

Dotychczas Hamas wypuścił dwie zakładniczki z amerykańskim obywatelstwem. Kluczową rolę w negocjacjach odegrał Katar. Pojawiła się nadzieja, że decyzja ta umożliwi transport pomocy humanitarnej do Gazy. Dotychczas na terytorium enklawy przez przejście graniczne z Egiptem wjechał jedynie konwój 20 ciężarówek. Prezydent USA Joe Biden uznał to za sukces ubiegłotygodniowej podróży na Bliski Wschód. Ale potrzeby mieszkańców są znacznie większe: przed wybuchem wojny docierało tam ok. 100 tirów ze wsparciem dziennie. Tym bardziej że IDF poinformował w weekend o planach wzmocnienia ataków z powietrza. Izraelskie samoloty zrzuciły w sobotę czerwone ulotki na terytorium enklawy, wzywając mieszkańców do ewakuacji. Grożąc jednocześnie, że dojdzie do „potężnej walki”. W wyniku ostrzałów zginęło już co najmniej 4,4 tys. Palestyńczyków.

Sytuacja zaostrza się również na północy Izraela, gdzie dochodzi do wymiany ognia między siłami państwa żydowskiego a libańskim Hezbollahem. Istnieją obawy, że działające w regionie bojówki dołączą do walk, jeśli Tel Awiw rozpocznie ofensywę lądową. Dotychczas po obu stronach granicy zginęło trzech cywili. Izrael podjął decyzję o ewakuacji 43 miejscowości w pobliżu granicy z Libanem. Z terenów przygranicznych uciekają także obywatele Libanu. Z informacji DGP wynika, że z kraju wyjeżdżają również pracownicy organizacji humanitarnych. – Ich ewakuacja jest niezbędna, bo spodziewamy się powtórki scenariusza z 2006 r., kiedy w pierwszej kolejności Izrael zaatakował lotnisko w Bejrucie – tłumaczy nam pracownik jednej z instytucji międzynarodowych. „New York Times” donosił, że rząd Binjamina Netanjahu rozważał uderzenie wyprzedzające na sąsiada, ale plan ten spotkał się ze sprzeciwem amerykańskiej administracji.

Z USA płyną sprzeczne doniesienia na temat tego, czy Biden wyraził zgodę na izraelską lądową operację w Strefie Gazy. Jeśli do niej dojdzie, to niemal na pewno doprowadzi to do zmasowanych ataków na amerykańskie bazy wojskowe w regionie, czego obawia się Waszyngton. Zresztą pod ostrzałem już znalazła się baza US Army w Al Tanf w pobliżu pól naftowych Conoco w Syrii. Ataki rakietowe i dronowe przeprowadzono też na trzy amerykańskie bazy w Iraku, gdzie stacjonuje ok. 2,5 tys. amerykańskich żołnierzy. Iracki Kata’ib Hezbollah wzywał ich do opuszczenia obiektów, w przeciwnym razie „poczują piekielne ognie”. Równolegle Izrael bombarduje lotniska w syryjskich Aleppo oraz Damaszku, w weekend po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch tygodni.

W przypadku narastania konfliktu dostawy broni z USA do Izraela są niemal pewne, ale by były one znaczące, zgodę musi wyrazić Kongres. Tymczasem kontrolowana przez republikanów Izba Reprezentantów jest pogrążona już trzeci tydzień w chaosie i wciąż nie może wybrać swojego przewodniczącego. Sytuacja frustruje Biały Dom, który oficjalnie zwrócił się do Kongresu o 61 mld dol. wojskowego wsparcia dla Ukrainy oraz 14 mld dol. dla Izraela, wiążąc w jednym pakiecie oba konflikty. Ze względu na chaos na Kapitolu trudno jest przewidzieć, kiedy odbędzie się głosowanie nad pakietem i czy kwoty nie zostaną uszczuplone. ©℗