O tym, że wody na wyspie zabraknie, eksperci mówili od dawna. Teraz zabrakło.

Na zdjęciach wyspa wygląda jak raj na ziemi. Malownicze klify, kilka złotych plaż nad lazurowymi wodami, wulkaniczne wzgórza porośnięte lasami. Aż trudno uwierzyć, że leżąca między Madagaskarem a wschodnią Afryką Majotta nie należy do szczególnie popularnych kierunków wakacyjnych wyjazdów; a przecież jako terytorium zamorskie Francji (departament 101) główne wyspy – Grande-Terre (Majotta lub Maore) oraz mniejsza Pamanzi – są częścią UE. Zapewne tylko dlatego Europa w ogóle zauważyła, że to wątpliwy raj. Gdyby, jak pobliskie Komory, Majotta wybiła się na niepodległość, o jej problemach wiedzieliby tylko szczególnie dociekliwi hydrolodzy.

Gdy na początku września śródziemnomorskie wyspy i przygraniczne tereny Grecji i Turcji pustoszyły pożary, trudno było nie trafić na przerażające obrazy w większości telewizji. Przez kilka dni pokazywano także te same ujęcia z oddolnej obławy na migrantów, których podejrzewano o podpalenia. Świat współczuł również greckiemu miasteczku Wolos, na które w ciągu jednej doby – 6 września – spadło tyle wody, ile średnio przypada na rok. Zrozumiałe, że bliższa koszula ciału, a ujęcia wzburzonej wody porywającej samochody z ulic są bardziej fotogeniczne niż susza.

A pierwsze informacje, że zapanowała ona na Majotcie, pojawiły się we francuskich mediach dopiero, gdy mieszkańcy wyspy wyszli na ulice i zaczęli się domagać reakcji rządu w Paryżu. Jednak susza trwała na wyspie od maja, kiedy powinna się właśnie kończyć pora deszczowa. Niektórzy twierdzą, że wyłączenia wody pitnej w kranach zaczęły się nawet w styczniu.

– W zwykłych czasach produkcja wody pitnej wynosi 38 tys. m sześc. (nieco ponad 12 l na mieszkańca – red.), podczas gdy dzienne zapotrzebowanie departamentu to 42 tys. – mówił portalowi Franceinfo prefekt Gilles Cantal, odpowiedzialny za zaopatrzenie mieszkańców Majotty. W związku z tym, jeszcze zanim nastąpiły ostatnie, rekordowe niedobory, zasoby wody na wyspie były zdecydowanie niewystarczające.

Deszczu nie ma i nie będzie

Większość wody pitnej na archipelagu pochodzi z opadów. A te w ostatnim roku były, według Météo-France, o 24 proc. niższe niż średnia i najmniejsze od 1997 r. W regionie są dwie pory roku – sucha i deszczowa. Ta druga powinna trwać od listopada do maja. Nie wygląda jednak ona tak jak monsun w indyjskich filmach, gdy woda leje się z nieba strumieniami. Tu, nawet kiedy deszcz pada, to niekoniecznie przez cały dzień. W tym roku było go za mało, by zapełnić zbiorniki retencyjne (zapewniały 79 proc. zasobów przeznaczonych do produkcji wody pitnej; Komitet ds. wody i różnorodności biologicznej Majotty podaje, że tylko 21 proc. pochodzi z wód głębinowych, teraz – już w czasie trwającego kryzysu – mówi się o planowanych 20 nowych odwiertach). Zbiorniki są położone w rejonach Combani w centrum dużej wyspy i Dzoumogné na północy. Są to sztuczne konstrukcje u podnóży wzgórz, które zbierają spływające wody. Zasadą jest napełnianie ich zimą i wiosną, tak aby były gotowe na duże zapotrzebowanie latem. Tegoroczny deficyt opadów na to nie pozwolił. We wrześniu zbiorniki miały być wypełnione w ok. 25 proc., a 2 października w zaledwie 7–15 proc. w zależności od prefektury.

Suszę na Majotcie pogłębia globalne ocieplenie, które skraca porę deszczową z sześciu do mniej więcej trzech miesięcy i zmniejsza jej intensywność. Agencja Météo-France od 1961 r. obserwuje zawężenie okresu uzupełniania wody, obecnie skoncentrowanego na styczniu, lutym i marcu. To oficjalne potwierdzenie obserwacji mieszkańców: pora deszczowa coraz bardziej się opóźnia, nadejście suchej przyspiesza. Co do intensywności opadów, to od stycznia do czerwca tego roku w Pamanzi spadło 600 mm deszczu, a w Combani 916 mm. W tym samym okresie roku 2022 r. było to odpowiednio 900 mm i 1300 mm.

Przewidzieć przewidywalne

Można by westchnąć: „Taki klimat” i uznać, że rząd Francji nie ma wpływu na poziom globalnego ocieplenia, zmiany prądów morskich oraz ruch wilgotnych i suchych mas powietrza. A nawet jeśli, to dalece za mały, by regulacje proklimatyczne na naszym kontynencie mogły zmienić sytuację w Zatoce Mozambickiej. Tyle że mógł – i powinien był – inaczej zaplanować gospodarkę wodną departamentu.

Na początek zwraca uwagę różnica między 24-proc. deficytem opadów a stopniem zapełnienia zbiorników. Co się stało z brakującymi procentami? Duża część została zmarnowana. Długość sieci wodociągowej na Majotcie wynosi 760 km. To niewystarczająco konserwowane instalacje. Z powodu wycieków zwykle ucieka przynajmniej 25 proc. wody, a jak twierdzi Gilles Cantal, w tej chwili nawet ponad 35 proc. 15 tys. m sześć wody dziennie (odpowiednik sześciu basenów olimpijskich) zostaje straconych, i to w sytuacji kryzysu.

Spółka Société Mahoraise des Eaux została za to skrytykowana przez francuski Trybunał Obrachunkowy już w roku 2020. Według trybunału złe zarządzanie i niewłaściwe wydatki doprowadziły do osłabienia systemu dystrybucji wody. Kilku urzędników rady departamentu, służby cywilnej (z wydziału środowiska, rozwoju i mieszkalnictwa odpowiedzialnego za gospodarkę wodną) oraz prefektury zostało skazanych za korupcję.

Dodatkowo sieć wodociągowa jest nierównomiernie rozmieszczona na terytorium dużej wyspy (koncentruje się na północy), w zasadzie z założenia dyskryminując mieszkańców południa.

Najbogatsi z najbiedniejszych

Majotta to także terytorium Francji, które doświadcza największego wzrostu liczby ludności. Według Narodowego Instytutu Statystyki i Badań Ekonomicznych (INSEE) w latach 2014–2020 średni przyrost populacji dla całego kraju wynosił 0,3 proc., a w tym zamorskim departamencie nawet 3,8 proc. To „pierwsze wyzwanie stojące przed archipelagiem” – stwierdził Trybunał Obrachunkowy. I podał, że liczba mieszkańców wzrosła ze 131 tys. w 1997 r. do prawie 300 tys. w 2021 r. W raporcie wskazano też, że liczba ta może być „zdecydowanie niedoszacowana”. Wyspa o powierzchni 395 km kw. doświadczyła więc ponad dwukrotnego zagęszczenia zaludnienia. Powody są dwa.

Po pierwsze, wyższa niż dla całej Francji dzietność. Według raportu INSEE w 2021 r. na kobietę przypadało tam średnio 4,39 dziecka, we Francji kontynentalnej – 1,8. Po drugie, migracja. W departamencie w 2017 r. odnotowano 123 tys. legalnie mieszkających obcokrajowców. Liczby przybywających nielegalnie oczywiście nikt nie zna. Opierając się na szacunkach INSEE, Trybunał Obrachunkowy uważa, że w 2050 r. populacja Grande-Terre będzie wynosić 530–760 tys. (w zależności od trendów migracyjnych). A to dlatego, że Majotta – najbiedniejszy region UE – dzięki subwencjom z Paryża jest i tak relatywnie bogata na tle reszty Komorów, które w 1974 r. opowiedziały się w referendum za niepodległością, a także na tle wschodniej Afryki. Jeśli nie zdecydowanej większości całego kontynentu.

Coraz liczniejsi mieszkańcy potrzebują coraz więcej wody – przy coraz mniejszych opadach – ale nie to nawet jest głównym problemem. Presja demograficzna powoduje potrzebę zwiększania areału gruntów ornych. To sprawia, że – według raportu Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) z 2020 r. – w latach 2011–2016 na Majotcie roczny wskaźnik wylesiania wyniósł 1,2 proc. Podobnie jak w Indonezji, tyle że o niej międzynarodowa opinia publiczna wie głównie za sprawą aktywistów próbujących chronić orangutany.

Tradycyjne agroleśnictwo z Majotty, które polegało na zrównoważonej uprawie mozaiki lokalnych gatunków (liczi, ylang-ylang czy palm kokosowych, które tworzyły ogrody z Maore), ustępuje monokulturom manioku i bananów. A to ta pierwsza forma sprzyja przenikaniu deszczu do gleby. Druga wodę wyłącznie eksploatuje.

Część pól powstaje nielegalnie. Jak mówi Dominique Paget, dyrektor Krajowego Urzędu Leśnictwa Majotty, „mieszkańcy są głodni, zajmują więc teren lasu pod uprawy i myślą, że przestrzeń należy do nich. Przy pomocy policji przeprowadzamy średnio 30 akcji niszczenia nielegalnych pól rocznie i ponownie zalesiamy. Ale zakładanie tych upraw postępuje coraz szybciej i coraz trudniej jest nam kontrolować presję”. Lasów pilnuje na Majotcie ok. 60 strażników.

Najbardziej bezbronni

Kiedy zdesperowani mieszkańcy wyszli na ulice, na Majottę przyleciał minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin i ogłosił plan pomocowy, ale tylko dla „najbardziej narażonych”: dzieci, starszych i chorych. I wyliczył, że będzie do tego potrzebować 30 tys. l butelkowanej wody dziennie. Zapowiedź spotkała się z – delikatnie mówiąc – nieprzychylnym odzewem. Kolejny plan także został skrytykowany. „Rząd ogłosił, że chce rozdzielić maksymalnie dwa litry wody na osobę dziennie wśród osób najbardziej bezbronnych, w szczególności kobiet w ciąży i dzieci poniżej 2. roku życia. Mówi się o 51 tys. osób. Jednakże niezbędne jest wyjaśnienie kryteriów, aby zapewnić, że żadna osoba izolowana nie zostanie wykluczona z tej pomocy. Na przykład wiele kwalifikujących się osób nie posiada zaświadczenia o miejscu zamieszkania i/lub dostępu do systemu opieki zdrowotnej, które umożliwiałoby im wystawienie wymaganych zaświadczeń. Kwestionujemy również brak przejrzystości i komunikacji z zainteresowanymi społecznościami” – napisało w liście otwartym 11 ekspertów i przedstawicieli organizacji pozarządowych, m.in. Florence Rigal – przewodnicząca Lekarzy Świata, Adeline Hazan – szefowa UNICEF France, Marie-Christine Vergiat –wiceprzewodnicząca Ligi Praw Człowieka i Véronique Devise, kierująca francuską Caritas.

Rząd zamroził też ceny wody butelkowanej sprzedawanej na Majotcie, ale – jak twierdzą autorzy listu – często nie jest to przestrzegane w praktyce, a w największych sklepach regularnie brakuje towaru.

We wrześniu woda w kranach była co drugi dzień. Obecnie przerwy w dostawach mogą trwać do 48 godzin. „Nawet szkoły i szpitale są dotknięte niedoborami do tego stopnia, że grozi im zamknięcie. Działania wdrażane przez instytucje są niewystarczające. Prosimy władze o podjęcie natychmiastowych działań w celu zaradzenia tej niepokojącej sytuacji: musimy przewidzieć ryzyko epidemiczne zagrażające ludności i podjąć pilne działania, aby zapewnić wszystkim mieszkańcom Majotty dostęp do wody” – kończy się list ekspertów. A Agencja Zdrowia Publicznego ocenia, że całkiem możliwy jest wybuch epidemii cholery, wirusowego zapalenia wątroby typu A i duru brzusznego.

Aby uspokoić sytuację, premier Élisabeth Borne ogłosiła 5 października pokrycie wszystkich rachunków za wodę od października do grudnia dla mieszkańców wyspy. Tyle że to plasterek na otwarte złamanie. ©Ⓟ

ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe