30 lat temu Żydzi i Palestyńczycy byli o krok od trwałego pokoju. Ekstremiści z obu stron zadbali, aby porozumienie z Oslo stało się jedynie wstępem do nowej wojny.

Bliskowschodnia spirala przemocy znów się nakręca i dopóki po obu stronach dominują ekstremiści, dopóty nic nie wskazuje na to, by znów pojawiła się szansa na trwałe porozumienie. Taka jak 30 lat temu.

Tajne rokowania

Wiosną 1993 r. nowy premier Izraela Icchak Rabin dostrzegł, że przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jasir Arafat szczerze pragnie pokoju. „Wpływ na to miał rozpad ZSRR oraz dwubiegunowego świata, który zapoczątkował zmianę w architekturze stosunków i bezpieczeństwa międzynarodowego. Sprawa palestyńska, której do tej pory orędownikami były państwa bloku wschodniego, straciła swoich protektorów” – podkreśla Piotr Kosiorek w opracowaniu „Żydowski ekstremizm religijny wobec procesu pokojowego i porozumień z Oslo”. Na dokładkę Arafat wykonał w tym samym czasie popisowy strzał we własną stopę, popierając inwazję Iraku na Kuwejt. Jego opowiedzenie się w 1990 r. po stronie Saddama Husajna skompromitowało OWP na Zachodzie, a państwa arabskie – na czele z Arabią Saudyjską – natychmiast odcięły organizację od finansowego wsparcia. Osłabienie Arafata starał się wykorzystać Hamas, by przejąć rolę rzecznika sprawy palestyńskiej.

Szczęściem dla przywódcy OWP w 1992 r. wybory w Izraelu wygrała lewica. „Sformowanie rządu przez Icchaka Rabina i Partię Pracy otworzyło drogę do negocjacji z OWP. We wcześniejszych latach Izrael nie chciał prowadzić jakichkolwiek rozmów z tym ugrupowaniem” – wyjaśnia Piotr Kosiorek.

Groźba utraty pozycji lidera wszystkich Palestyńczyków oraz jedynego reprezentanta ich interesów w świecie odmieniła Arafata tak bardzo, że wiosną 1993 r. premier Rabin, który był pod rosnącą presją Waszyngtonu, znalazł w nim partnera do rozmów. Już dwa lata wcześniej Stany Zjednoczone i Związek Radziecki postanowiły zorganizować izraelsko-arabską konferencję pokojową. Zwołano ją pod koniec listopada 1991 r. w Madrycie, ale rząd Icchaka Szamira wzbraniał się przed ustępstwami na rzecz Palestyńczyków. Drogę do przełomu otworzyły porażka prawicowego Likudu rok później w wyborach. Jednak ani w Izraelu, ani na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy nie należało się afiszować podjętymi po cichu negocjacjami. Ryzyko, że wzbudzą powszechne niezadowolenie zarówno wśród Żydów, jak i Palestyńczyków, było zbyt wielkie. Dlatego delegaci OWP i izraelskiego rządu prowadzili je w ścisłej tajemnicy i na drugim końcu świata – w Oslo. W tym samym czasie minister spraw zagranicznych Izraela Szimon Peres równie dyskretnie negocjował z jordańskim królem Husajnem ibn Talalem treść traktatu pokojowego. Zgodnie z planem nakreślonym przez premiera Rabina królestwo Jordanii winno stać się drugim po Egipcie państwem arabskim, które nie tylko uzna istnienie Izraela, lecz także nawiąże z nim życzliwe relacje. Palestyńczycy na Zachodnim Brzegu znaleźliby się wtedy w kleszczach, podobnie jak ci z sąsiadującej z Egiptem Strefy Gazy.

Straciwszy kolejnego sojusznika, stawali się bardziej skłonni do kompromisu. Wiosną 1993 r. negocjacje w Oslo ruszyły zatem z kopyta, co mocno wspierała administracja prezydenta Billa Clintona. „Dla mojego pokolenia Oslo początkowo wyglądało jak spełnienie naszych marzeń” – wspominał 30 lat później na łamach portalu „Jewish Insider” Samer Abdelrazzak Sinijlawi, Palestyńczyk, uczestnik negocjacji, potem założyciel oraz długoletni prezes Funduszu Rozwoju Jerozolimy.

Na ostatniej prostej rozmowami zawiadywali osobiście Rabin, Peres i Arafat. Wreszcie ogłoszono, że porozumienie jest gotowe. Po czym pojechano z nim do Waszyngtonu.

Obiecany kres wojen

„Odkąd Harry Truman po raz pierwszy uznał Izrael, każdy amerykański prezydent, demokrata czy republikanin, pracował na rzecz pokoju między Izraelem a jego sąsiadami” – mówił Bill Clinton do 3 tys. ludzi zgromadzonych 13 września 1993 r. przed Białym Domem. Wszyscy oni z nadzieją spoglądali na stojących obok siebie Icchaka Rabina i Jasira Arafata. Nieco z boku asystował im jeszcze minister spraw zagranicznych Rosji Andriej Kozyriew. „Wysiłki wszystkich, którzy pracowali przed nami, doprowadziły nas do tej chwili, chwili, w której ośmielamy się przyrzec coś, co przez długi czas wydawało się trudne nawet do wyobrażenia: że bezpieczeństwo narodu izraelskiego zostanie pogodzone z nadziejami narodu palestyńskiego i będzie więcej bezpieczeństwa i więcej nadziei dla wszystkich” – ogłosił Clinton, a publiczność przyjęła jego słowa owacjami. „Zbyt długo młodzi ludzie na Bliskim Wschodzie byli więźniami sieci nienawiści, której nie stworzyli” – podkreślił prezydent USA.

„W końcu Rabin i Arafat uścisnęli sobie dłonie. Wyglądało na to, że nie jesteśmy już wrogami” – zapamiętał Sinijlawi.

Podpisana w Waszyngtonie Deklaracja zasad sprawiła, że Izrael przestał traktować OWP jak organizację terrorystyczną i przyjął do wiadomości, że jest ona legalnym reprezentantem swojego narodu, któremu gwarantowano prawo do autonomii. Dokładne granice przekazywanego pod zarząd Palestyńczyków terytorium oraz zakres ich władzy zamierzano dopiero negocjować. Z kolei OWP wyrzekała się działalności terrorystycznej oraz obiecywała jej zwalczanie. Uznawała też prawo Izraela do istnienia.

Po ceremonii w Waszyngtonie wszystko zdawało się iść w jak najlepszą stronę. Pół roku później, 4 maja 1994 r. w Kairze Arafat i Rabin podpisali układ wytyczający granice Autonomii Palestyńskiej na Zachodnim Brzegu Jordanu. Zaraz potem Arafat powrócił na stałe do ojczyzny.

Kolejnym sukcesem Rabina stał się podpisany 26 października 1994 r. układ pokojowy z Jordanią. Wreszcie premier Izraela domknął swój plan drugim porozumieniem podpisanym z Arafatem 28 września 1995 r. w Waszyngtonie. Układ nazwany „Oslo II” rozszerzał uprawnienia Autonomii i otwierał możność przeprowadzenia w niej demokratycznych wyborów. Cztery miesiące później bezapelacyjnie – z 87 proc. głosów – wygrał je Jasir Arafat i został pierwszym prezydentem prawie niepodległej Palestyny. Jego ugrupowanie al-Fatach zdobyło 51 mandatów w liczącej sobie 88 miejsc Radzie Legislacyjnej.

Porozumienie z Oslo zaczynało działać, gdy jedyny przywódca, który potrafił skutecznie bronić go przez ekstremistami – Icchak Rabin – padł ofiarą wcześniejszej polityki własnego państwa.

Hodowla islamistów

Nim Arafat na starość złagodniał, przez dekady pracował na markę najbardziej bojowego z palestyńskich przywódców. Swoją karierę zaczynał pod koniec lat 50. jako jeden z młodych założycieli Palestyńskiego Ruchu Wyzwolenia Narodowego (al-Fatah). Kiedy w 1964 r. dołączyły do tej organizacji inne grupy Arabów z Palestyny, przekształcił się on w OWP, a Arafat został niekwestionowanym liderem swojego ludu. Radykalizował się coraz bardziej, sięgając po metody walki, które sam nazywał partyzanckimi, a cały świat Zachodu – terroryzmem. Specjalnością członków OWP stały się zamachy bombowe oraz porwania samolotów, by groźbą zabicia zakładników wymuszać ustępstwa oraz przypominać o losie Palestyńczyków pod izraelską okupacją. Dzięki wsparciu krajów arabskich, Związku Radzieckiego oraz państw bloku wschodniego Arafat mógł pozwolić sobie na bardzo wiele. Podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku w listopadzie 1974 r. zaszokowani dyplomaci zobaczyli przywódcę OWP wchodzącego na mównicę z kaburą przy pasie. „Przyszedłem, trzymając w jednej dłoni gałązkę oliwną, a w drugiej broń. Nie pozwólcie, by gałązka wypadła mi z ręki” – oznajmił wówczas Arafat, proponując Izraelczykom porozumienie i obiecując wyrzeczenie się akcji terrorystycznych – z wyjątkiem terytorium państwa żydowskiego. Czym wzbudził na sali entuzjazm. ONZ uznała wówczas OWP za legalnego przedstawiciela Palestyńczyków na arenie międzynarodowej.

Rok później Arafat odniósł jeszcze większy sukces, udowadniając, jak zręcznym potrafi być politykiem. Pomimo sprzeciwu USA Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło większością głosów rezolucję uznającą syjonizm za odmianę… rasizmu. Miało to głównie znaczenie propagandowe, lecz i tak mocno zabolało Żydów.

Po wygranej niemal cudem wojnie Jom Kippur Izrael powoli umacniał swoją pozycję na Bliskim Wschodzie. Pod auspicjami Jimmy’ego Cartera premier Menachem Begin spotkał się z prezydentem Egiptu Anwarem Sadatem we wrześniu 1978 r. w rezydencji prezydentów USA w Camp David. Rokowania otworzyły drogę do podpisania pół roku później traktatu pokojowego między dwiema największymi potęgami militarnymi na Bliskim Wschodzie. Był to pierwszy cios w pozycję Arafata.

Drugi zadano po cichu. „W 1958 r., na kairskim uniwersytecie ‘Ajn Szams rozpoczął naukę częściowo sparaliżowany uchodźca palestyński Ahmed Ismael Jassin” – opisuje w monografii „Terroryzm ugrupowań fundamentalistycznych na obszarze Izraela w drugiej połowie XX wieku” Adam Krawczyk. „W 1948 r., gdy wojska izraelskie zrównały z ziemią jego wieś, dołączył do grona uchodźców palestyńskich. W 1952 r. w wyniku wypadku na boisku szkolnym doznał porażenia kończyn, z czasem jego problemy zdrowotne nasiliły się. Poruszał się tylko na wózku inwalidzkim, stracił prawie całkowicie wzrok, miał także problemy z kontaktem werbalnym, gdyż mówił falsetem, przez co jego szept był prawie niesłyszalny” – dodaje. Szajch (arab. starzec, mędrzec, duchowny) Ahmed Ismael Jassin – jako członek egipskiego Bractwa Muzułmańskiego – rozpoczął w 1967 r. głoszenie islamu w Strefie Gazy, szybko wyrastając na religijnego przywódcę społeczności. „Szajch Jassin wraz z grupą osób będących tak jak on pod wpływem głoszonego przez Bractwo fundamentalizmu stworzył sieć szkół, meczetów i ośrodków pomocy społecznej, które na okupowanym przez Izrael terytorium były niezmiernie potrzebne” – podkreśla Krawczyk. Obserwujące dyskretnie działania Jassina izraelskie tajne służby uznały, że będzie on znakomitą przeciwwagą dla wspieranego przez bezbożnych komunistów z ZSRR, lewicowego OWP. Dlatego w 1978 r. zgodzono się, żeby duchowny oficjalnie zarejestrował stworzone przez siebie stowarzyszenie religijne – Hamas.

„Pieniądze pochodziły z zakatu – religijnego podatku płaconego przez muzułmanów, jałmużny i darowizn prywatnych sponsorów, również od uchodźców palestyńskich ze Stanów Zjednoczonych, z Jordanii i bogatych państw Zatoki Perskiej, głównie z Arabii Saudyjskiej” – wylicza Krawczyk. Izrael w tym nie przeszkadzał, a nawet czasem dorzucał coś od siebie. „Rozciągamy finansową pomoc dla grup islamskich poprzez meczety i szkoły religijne, wszystko, aby wytworzyć siły, które sprzeciwiłyby się lewicowym siłom popierającym OWP” – powiedział izraelskim mediom w 1986 r. gen. Icchak Segev, były wojskowy gubernator Gazy. Wszystko, byle osłabić wpływy Arafata wśród Palestyńczyków.

To był sukces. Hamas w zaledwie dekadę wychował młode pokolenie mieszkańców Zachodniego Brzegu oraz Gazy na ludzi uznających terrorystów z OWP za mięczaków. Po czym w grudniu 1987 r. pchnął je do powstania.

Pierwsza intifada zamieniła się w bunt prawie miliona Palestyńczyków i trwała cztery długie lata. Zdesperowana ludność walczyła z uzbrojonymi po zęby policjantami i żołnierzami głównie przy użyciu kamieni. Podczas starć zginęło ponad 1,1 tys. cywili, w tym 241 dzieci. W czasach, gdy w Europie Środkowej i Wschodniej upadał komunizm, a zimna wojna stała się przykrym wspomnieniem, obrazy z Palestyny fatalnie ciążyły na wizerunku państwa żydowskiego.

„Dokarmianie” Hamasu dało tylko jeden pozytywny skutek – tracący wpływy Arafat zaczął planować podjęcie rozmów pokojowych z Izraelem. Intifada skompromitowała też rząd nieprzejednanego Szamira i otworzyła drogę do wyborczego zwycięstwa głoszącego potrzebę pokojowych rozwiązań Rabina.

Fanatycy z jednej strony bardzo ożywczo wpływają jednak na radykałów, z drugiej – całą masę żydowskich organizacji i partyjek, które łączyły religijny fundamentalizm, interesy żydowskich osadników i koncepcja Wielkiego Izraela. W latach 80. szeregi sympatyków organizacji takich jak Kach czy Gusz Emunim rosły na podłożu sprzeciwu wobec wszelkich porozumień z Arabami. Nawet zawarcie pokoju z Egiptem w zamian za zwrot półwyspu Synaj określano mianem zdrady. To wkrótce po jego zawarciu rabin David Meir Kahane powołał do życia wewnątrz partii Kach tajną organizację Terror Neged Terror (Terror przeciwko Terrorowi). „Szacuje się, że w latach 1980–1984 grupa TNT przeprowadziła ponad 380 akcji zbrojnych, w których zginęło 23 Palestyńczyków, ok. 200 zostało rannych, a blisko 40 uprowadzonych. W kolejnych latach zbrojne ramię Kach także przeprowadzało operacje terrorystyczne” – opisuje Kosiorek.

Gdy Intifada się nasilała, w Izraelu przybywało Żydów pragnących związać się z ekstremistami. Wszyscy mogli liczyć na wsparcie Davida Meira Kahane, który został deputowanym. Bohaterem uczynił go jednak dopiero urodzony w USA Egipcjanin Sayyid Nosair. Kiedy 5 listopada 1990 r. rabin wygłaszał przemówienie do nowojorskich Żydów w sali wykładowej hotelu The New York Marriott East Side, Nosair podszedł do niego i go zastrzelił. W ten sposób Kahane stał się wzorem dla innych radykałów w Izraelu. Cała ich nienawiść skupiła się na premierze Rabinie, gdy tylko wyszło na jaw, że potajemnie dogadał się w Oslo z Arafatem.

Radykałowie nie pociągnęli jednak za sobą większości obywateli. Ci – jak pokazywały sondaże – popierali porozumienie. Ekstremiści znaleźli sobie kolejnego bohatera – aktywistę partii Kach, osadnika z USA Barucha Goldsteina. „Jego nienawiść do arabskiej ludności była na tyle zaawansowana, że jako lekarz wojskowy odmawiał udzielania pomocy medycznej Arabom – Druzom służącym w armii izraelskiej” – charakteryzuje go Piotr Kosiorek.

Zamordowane porozumienie

W żydowskie święto Purim 25 lutego 1994 r. uzbrojony w karabin maszynowy M16 i ubrany w mundur oficera izraelskiej armii Goldstein wtargnął do meczetu zwanego Grotą Patriarchów w Hebronie. Nim oszalały tłum go zatłukł, zdążył zastrzelić 29 Palestyńczyków, a 125 innych ciężko zranił. Po masakrze zamieszki ogarnęły cały Zachodni Brzeg Jordanu. Usiłująca nad nimi zapanować izraelska armia zastrzeliła 25 kolejnych osób.

Kryzys musieli wspólnie pacyfikować Rabin i Arafat. W przemówieniu przed Knesetem premier Izraela oznajmił wówczas żydowskim ekstremistom: „Nie jesteście częścią wspólnoty Izraela (…) Nie jesteście współbraćmi w przedsięwzięciu syjonistycznym. Jesteście obcym implantem. Zbędnym chwastem”.

Nie tylko to sprawiło, że Yigal Amir postanowił zabić szefa rządu. Związany z religijnymi ekstremistami student prawa na Uniwersytecie Bar-Ilana od czasu porozumień z Oslo przekonywał znajomych, że wobec Rabina należy zastosować biblijne prawo „din rodef”. Wedle jego zapisów Żyd ma prawo bez uzyskania wyroku sądu zgładzić bliźniego, jeśli jedynie w ten sposób może zapobiec zamordowaniu niewinnej osoby.

Los sprzyjał Amirowi. Na weselu kolegi ze studiów zjawił się jako gość sam premier. Towarzyszył mu tylko jeden ochroniarz. Wówczas Amir – jak potem opowiadał – uwierzył, że zgładzenie szefa rządu nie będzie aż tak trudne.

Fanatycy islamscy tylko ożywili całą masę żydowskich organizacji i partyjek, które łączyły religijny fundamentalizm, interesy żydowskich osadników i koncepcja Wielkiego Izraela

Pomimo próśb służb specjalnych premier uparcie odmawiał zakładania pod marynarkę kamizelki kuloodpornej. W końcu większość Izraelczyków stała za nim murem, a świat uhonorował jego, Jasira Arafata i Szimona Peresa Pokojową Nagrodą Nobla.

O skali poparcia dla idei pokoju na Bliskim Wschodzie najlepiej świadczył tłum ponad 100 tys. ludzi, jacy przybyli wieczorem 4 listopada 1995 r. na plac Królewski w Tel Awiwie. Tak chcieli wyrazić swe uznanie dla premiera. On zaś, gdy popularna aktorka Miri Aloni skończyła śpiewać „Shir Lashalom” („Pieśń dla pokoju”), powiedział Izraelczykom: „Nie tylko śpiewajmy o pokoju – zawrzyjmy pokój”. Czym wzbudził powszechny entuzjazm.

Gdy szedł już w stronę rządowej limuzyny, przez tłum przepychał się w jej kierunku Yigal Amir. Strzelił trzy razy z odległości kilku kroków. Jedną kulę wziął na siebie ochroniarz, ale premier i tak nie miał szans przeżyć. „Działałem sam na rozkaz Boga i nie żałuję” – oznajmi niedługo potem aresztującym go policjantom Amir.

Po śmierci Rabina na czele rządu stanął Szimon Peres, zabrakło mu jednak zręczności i determinacji poprzednika, żeby ostatecznie wykroić dla Palestyńczyków niepodległe państwo na Bliskim Wschodzie. Przegrał wybory i w czerwcu 1996 r. nowym szefem rządu został najmłodszy polityk na tym urzędzie w historii Izraela – Benjamin Netanjahu – obiecujący obywatelom, iż skoryguje ustalenia z Oslo, tak aby zapewnić trwałe bezpieczeństwo państwu żydowskiemu. Potem było już tylko gorzej. ©Ⓟ