Kibuc Be’eri położony na pustyni Negew wraz z 10 podobnymi osadami tworzył przed laty coś, co umownie można nazwać linią jedenastu punktów – Ha-Nekudot. Osady stanowiły pas obronnych fortów i równocześnie wyznaczały granicę budowanego pod koniec lat 40. Izraela.

Historia Be’eri jest szczególna. W 1948 r. fort został odcięty przez wojska egipskie podczas pierwszej wojny arabsko-izraelskiej. Załoga broniła się w nim sama, budując jeden z mitów założycielskich państwa żydowskiego. Do soboty Be’eri żyło wsiowo. Rytmem pracy kibucników, którzy z tego kawałka piaszczystej ziemi stworzyli dobrze prosperującą zieloną oazę. Spokój Be’eri przerwał rajd Hamasu, który zabrał ze sobą 50 zakładników i pozostawił śmierć.

Kibuc Be’eri położony na pustyni Negew wraz z 10 podobnymi osadami tworzył przed laty coś, co umownie można nazwać linią jedenastu punktów – Ha-Nekudot. Osady stanowiły pas obronnych fortów i równocześnie wyznaczały granicę budowanego pod koniec lat 40. Izraela. Historia Be’eri jest szczególna. W 1948 r. fort został odcięty przez wojska egipskie podczas pierwszej wojny arabsko-izraelskiej. Załoga broniła się w nim sama, budując jeden z mitów założycielskich państwa żydowskiego. Do soboty Be’eri żyło wsiowo. Rytmem pracy kibucników, którzy z tego kawałka piaszczystej ziemi stworzyli dobrze prosperującą zieloną oazę. Spokój Be’eri przerwał rajd Hamasu, który zabrał ze sobą 50 zakładników i pozostawił śmierć.

Wojna ogarnęła całe pogranicze Izraela i Strefy Gazy. Wraz z Rosz ha-Szana, żydowskim początkiem roku – w historii Bliskiego Wschodu otworzył się nowy rozdział. Rajd z lądu, morza i powietrza przeciw Izraelowi dla Binjamina Netanjahu jest jak 11 września dla George’a W. Busha. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Izraelski premier już zdążył ogłosić swoją wersję wojny z terroryzmem. Może ona dać mu drugie, polityczne życie. Lub ostatecznie pogrzebać.

Niezależnie od jej przebiegu pojawiają się jednak pytania o kondycję uznawanego za jeden z najbardziej sprawnych aparatów bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego na świecie. Instytut ds. Wywiadu i Zadań Specjalnych – Mosad, który miał prowadzić agentów w Syrii, Libanie, Iranie czy Egipcie, zawiódł. Służba Bezpieczeństwa Ogólnego – Szin Bet – odpowiedzialna za zrywanie paznokci oficerom Brygad al-Kassam, zaspała. Jednostka 217, czyli znany z Faudy Duvdevan nie popisał się wrzucanymi do mediów społecznościowych rajdami na szpitale w mieście Gaza i wyciąganiem z nich komendantów polowych Hamasu. Żelazna Kopuła nie odpaliła na czas. Jedno z najsprawniejszych państw na świecie zawiodło. Podobnie jak zawiódł system bezpieczeństwa USA 11 września 2001 r.

Jak to jest możliwe, że przez wiele miesięcy nie zauważono przygotowań do ataku? Dlaczego władze w Jerozolimie, widząc płynące z Iranu statki z komponentami do programu rakietowego prowadzonego przez Hamas, na czas nie wyeliminowały zagrożenia? Dlaczego rząd operujący najnowszymi wersjami Pegasusa i Predatora, o których świat jeszcze najpewniej nawet nie wie – poległ w zderzeniu z fantomową enklawą przylepioną do Morza Śródziemnego?

W rajdach Hamasu na kilometr widać ślady perskiej sztuki wojennej. Iran – od lat zaangażowany w wojny proxy na Bliskim Wschodzie – wie, jak skorzystać z dysproporcji w potencjale wojskowym. I wie, jak lewarować to, co na pierwszy rzut oka wydaje się słabością. Jeśli pułkownik Hamasu używa nokii 3110 bez dostępu do sieci, predator jest wobec niego bezradny. Jeśli desantu dokonuje grupa terrorystów używających paralotni, nie da się ich zestrzelić patriotem. Najnowszy software szpiegowski nie powstrzyma też determinacji ludzi od kopania kanałów podziemnych do przerzutu broni i amunicji.

Netanjahu zapowiada radykalny odwet i zapewnia, że Izrael jest na wojnie. Prasa w państwie żydowskim przewiduje, że może to być wojna długa. Tak, jak długimi wojnami dla USA po 11 września 2001 r. były Irak i Afganistan. Jeśli tak się stanie, Izrael nie wyjdzie z tego bez poważnych strat. Netanjahu działa – czy też na razie mówi – wbrew doktrynie Dagana – legendarnego szefa Mosadu i żołnierza jednostki Sajjeret Matkal. Dagan przekonywał, że państwo nie może uczestniczyć w konfrontacjach na dużą skalę. Chyba że jest to podyktowane koniecznością walki o przetrwanie. Urodzony w Chersoniu aluf był przekonany, że nie da się powtórzyć sukcesu z wojny sześciodniowej, a w kolejnych starciach trzeba postawić na precyzyjne i dobrze skalkulowane uderzenia.

Po rajdzie Hamasu istnienie Izraela zagrożone nie jest. Netanjahu nie ma noża na gardle. Organizacja gra raczej na sprowokowanie go do szerokiej konfrontacji ze światem arabskim. Tu też wyraźnie widać wspólnotę interesów z Iranem. I Teheran, i Hamas liczą, że szał premiera powstrzyma odwilż w relacjach żydowsko-saudyjskich. Jeśli wojna z terroryzmem w wersji Netanjahu wejdzie w koleiny zaproponowane przez wrogów Państwa Izrael, region na lata może pogrążyć się w niestabilności. Chyba że Netanjahu – podobnie jak Dagan, również żołnierz Sajjeretu Matkal – skorzysta z zasad zawartych w doktrynie nieżyjącego już szefa wywiadu.

Gdy Dagan odchodził ze stanowiska, a jego następcą został przyjaciel Netanjahu – Tamir Pardo, ustępującego ramsada członkowie rządu uhonorowali owacją na stojąco. Jeśli nie wezmą góry wojenne emocje, a Netanjahu pójdzie za radami legendy, Izrael wygra. ©℗