Atak na Izrael zaskoczył jego władze, mimo że monitorowanie działalności Hamasu należy do najważniejszych zadań tamtejszego wywiadu. Rząd w Jerozolimie zapowiada brutalną odpowiedź.

ikona lupy />
EPA/PAP / fot. Abir Sultan/EPA/PAP

– Jesteśmy na wojnie – mówił w sobotę premier Izraela Binjamin Netanjahu. To pierwszy raz od 1973 r., kiedy tamtejsze władze odwołują się do tego typu retoryki. W sobotę rano – 50 lat po uderzeniu połączonych sił Egiptu i Syrii na terytorium państwa żydowskiego – sprawująca kontrolę nad Strefą Gazy grupa terrorystyczna Hamas dokonała inwazji z lądu, morza i powietrza. Informując, że w 20 minut wystrzeliła niemal 5 tys. pocisków (izraelskie wojsko mówi o 3,5 tys.).

Jednocześnie związani z organizacją bojownicy wtargnęli do baz wojskowych i miejscowości oddalonych nawet o 24 km od granicy z Gazą. Wędrując, strzelali do cywilów i żołnierzy. Bliżej nieokreśloną liczbę Izraelczyków wzięli za zakładników. Część miała zostać przewieziona do Strefy Gazy – wskazywały Siły Obronne Izraela. Do walk szybko dołączył Islamski Dżihad, frakcja aktywna w palestyńskiej enklawie.

Nikt się nie spodziewał

Atak ten jest o tyle zaskakujący, że monitorowanie działalności Hamasu jest jednym z najważniejszych zadań izraelskich instytucji wywiadowczych, a państwo posiada wysoko rozwinięte technologie inwigilacji. Mimo to przygotowania Hamasu zostały przez żydowskie służby przeoczone. – Wciąż nie mogę uwierzyć w taki upadek wywiadu. Zastanawiam się, jak to możliwe, że terroryści bez problemu pokonali np. mur bezpieczeństwa na granicy ze Strefą Gazy – mówi w rozmowie z DGP były szef Mosadu Dani Jatom. Polityk, który w latach 90. był także posłem do Knesetu z ramienia Partii Pracy, opowiada, że przed Tel Awiwem stoi teraz wiele wyzwań. Na przykład wydostanie zakładników. – To bardzo skomplikowana operacja. Trzeba ją przeprowadzić w taki sposób, by zabić terrorystów, ale nie skrzywdzić jednocześnie naszych cywilów – wyjaśnia.

I zakłada, że wkrótce powołana zostanie komisja śledcza, która wyjaśni sprawę izraelskiego niepowodzenia. – To konieczne, bo nikt w Izraelu nie spodziewał się, że coś takiego może się wydarzyć. Tymczasem wzięli nas z zaskoczenia. Dokładnie tak jak podczas wojny Jom Kipur w 1973 r. – wskazuje.

Analityk think tanku Chatham House Yossi Mekelberg uważa jednak, że władza Netanjahu nie jest – przynajmniej na razie – zagrożona. – Partie, które opowiadały się przeciwko niemu, zjednoczą się. Przy okazji toczący się przeciwko premierowi proces o korupcję zostanie odsunięty na dalszy plan – tłumaczy DGP. „Bibi” zaproponował podczas sobotniego spotkania z przywódcami opozycyjnych ugrupowań Ja’irem Lapidem i Benim Gancem powołanie rządu nadzwyczajnego. Tłumacząc, że miałby taki sam format, jak ten utworzony przez Leviego Eshkola i Menachema Begina podczas wojny sześciodniowej w 1967 r. – donosił „Times of Israel”. Lapid, który w 2021 r. doprowadził do obalenia na rok rządów Netanjahu, przekonuje, że premier nie będzie w stanie zarządzać wojną przy obecnym składzie gabinetu, który jest zależny od skrajnie prawicowych partii z ograniczonym doświadczeniem w zakresie bezpieczeństwa.

Wzrost brutalności

Dowódca Hamasu Muhammed Deif mówił, że do zmasowanego ataku doszło w odwecie za działania wokół meczetu Al-Aksa w Jerozolimie. Świątyni, która coraz częściej staje się miejscem prowokacji ze strony izraelskich ortodoksów. Zgodnie z prawem żydowskim wyznawcy Jahwe mają zakaz wstępu do położonego na Wzgórzu Świątynnym kompleksu. To święte miejsce muzułmanów. Regularnie przepisy te jednak łamią. Tylko w środę ok. 800 osadników wtargnęło na jego teren, by uczcić piąty dzień żydowskiego święta Sukkot.

Ale punktów zapalnych w relacjach z Izraelem jest znacznie więcej. W 2022 r. na Zachodnim Brzegu odnotowano najwięcej ofiar śmiertelnych od 2005 r. – wskazuje Biuro ONZ ds. pomocy humanitarnej (OCHA). Z obliczeń agencji wynika, że już pod koniec sierpnia liczba Palestyńczyków zabitych przez siły izraelskie w 2023 r. (172) przekroczyła całkowitą liczbę zabitych w ubiegłym roku (155). – Postanowiliśmy położyć kres wszystkim zbrodniom okupanta. Czas na szaleństwo bez pociągnięcia do odpowiedzialności dobiegł końca – wskazywał w weekend Hamas. Sytuacja pozostaje napięta także w Gazie. Po tym, jak w 2007 r. grupa przejęła kontrolę nad Strefą, która ma ok. 41 km długości i od 6 do 12 km szerokości, Izrael nałożył na jej terytorium blokadę. Mieszkańcy nie mają swobody przemieszczania się, a dostęp do opieki zdrowotnej, prądu czy usług sanitarnych jest ograniczony. Określana przez organizacje praw człowieka mianem „otwartego więzienia” enklawa jest domem dla 2,3 mln Palestyńczyków.

Wojna będzie długa

Pytanie, czy zbrojne działania islamskich organizacji doprowadzą do powszechnego buntu Palestyńczyków mieszkających na Zachodnim Brzegu i wewnątrz Izraela. – Wydaje mi się, że to zapowiedź czegoś gorszego niż intifada (arabskie określenie buntu; dotychczas Palestyńczycy przeprowadzili dwie intifady – red.). Sam Hamas najprawdopodobniej nie spodziewał się, że odniesie taki sukces – tłumaczy Mekelberg.

Podkreślając, że odpowiedź Izraela może być jeszcze bardziej brutalna, bo – jego zdaniem – większość państw wypisze Netanjahu czek in blanco. – Obawiam się, że w takiej sytuacji Izrael nie weźmie pod uwagę, że wzrost zgonów po stronie palestyńskiej wpłynie negatywnie na rozwój sytuacji w całym regionie – twierdzi. Już w sobotę Siły Izraela zrównały z ziemią bloki mieszkalne, tunele, meczet czy domy urzędników Hamasu w nalocie odwetowym na Strefę Gazy, zabijając przy tym ponad 300 osób. – Przygotowujemy się do długiej i trudnej wojny – wskazywał Netanjahu.

Z wyzwaniem zmierzyć będą się musiały także bogate państwa Zatoki Perskiej. Tradycyjni sojusznicy Palestyny, którzy na przestrzeni ostatnich lat porzucili arabską solidarność na rzecz korzyści płynących z promowanych przez Amerykanów porozumień Abrahama. W 2020 r. Zjednoczone Emiraty i Bahrajn zgodziły się, by w ich ramach znormalizować stosunki z Izraelem. Dziś podobne negocjacje prowadzi Arabia Saudyjska. W zamian za nawiązanie stosunków z Tel Awiwem chce m.in. dostępu do zaawansowanej amerykańskiej technologii obronnej i zielonego światła dla rozwoju energetyki jądrowej. – W tamtejszych stolicach zapanował duży dyskomfort. Są świadome, że ich społeczeństwa są w zdecydowanej większości propalestyńskie – mówi nam Sami Hamdi, ekspert ds. Bliskiego Wschodu i dyrektor w firmie doradczej The International Interest.

Dlatego – jego zdaniem – władze państw Zatoki będą naciskać na Amerykanów, by ci wymusili na Izraelczykach rozejm. – Tak by nie doszło do sytuacji, w której reżimy znajdą się po przeciwnej stronie barykady niż społeczeństwa – podkreśla. Z podobnym dylematem nie mierzą się za to inni gracze na Bliskim Wschodzie. W tym sprzymierzony z Iranem – największym wrogiem Izraela – Hezbollah. W niedzielę rano wystrzelił pociski moździerzowe na izraelskie obiekty wojskowe na granicy z Libanem. Ugrupowanie stwierdziło w oświadczeniu, że atak z użyciem „dużej liczby rakiet i pocisków” był wyrazem solidarności z palestyńskim ruchem oporu. Państwo żydowskie nie czekało z odpowiedzią: drony szybko uderzyły w posterunek Hezbollahu położony wzdłuż północnej granicy Izraela. Sugerując, że konflikt może rozlać się poza terytorium Palestyny i Izraela.

Choć izraelskie wojsko twierdzi, że odzyskało kontrolę nad większością miejsc, zabiło setki palestyńskich napastników i wzięło do niewoli dziesiątki innych, na południu Izraela w niedzielę wciąż toczyły się walki.

Polskie Ministerstwo Obrony Narodowej wysłało w niedzielę do Tel Awiwu wojskowe samoloty, które mają ewakuować kilkuset przebywających w Izraelu rodaków. Regularne połączenia zostały zawieszone. ©℗

ikona lupy />
Bojownicy Hamasu przedostali się na terytorium Izraela / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe