Z Górskiego Karabachu uciekli niemal wszyscy Ormianie. Azerbejdżan zapowiada wprawdzie poszanowanie praw mniejszości, ale nikt władzom w Baku nie wierzy.

Półtora tygodnia po trwającej dobę operacji armii Azerbejdżanu wymierzonej w resztówkę ormiańskiego parapaństwa, której Azerom nie udało się podbić w 2020 r., mieszkańcy regionu w obawie przed represjami ewakuowali się do Armenii. Strach nie jest pozbawiony podstaw. Ormianie mają w pamięci zbrodnie popełniane przez Azerów w latach 90., w dodatku Baku zaczęło już aresztować miejscowych działaczy.

Ostatni autobus z 15 uchodźcami dotarł do Armenii w niedzielę wieczorem. – Niewielka grupa oddanych sprawie ludzi sprawdziła setki sygnałów, chodziła od domu do domu, żeby ewakuować bezbronnych ludzi – mówił Gegham Stepanjan, rzecznik praw obywatelskich separatystycznej Republiki Górskiego Karabachu, zwanej także Arcachem.

Według Stepanjana na terenie Arcachu nie ma już kogo ewakuować, ale gdyby ktoś jednak został, rzecznik zaapelował o kontakt z Czerwonym Krzyżem. Władze Armenii ustami Nazeli Baghdasarjan, rzeczniczki premiera Nikola Paszinjana, poinformowały, że z regionu przyjechało dokładnie 100 514 przesiedleńców. Wcześniej informowano, że na terenie Arcachu żyje 120 tys. ludzi, jednak ta liczba mogła być zawyżona.

Władze w Erywaniu informowały początkowo, że państwo może zapewnić miejsca dla 40 tys. uciekinierów. Teraz premier Paszinjan zapowiedział program wsparcia, w ramach którego każdy otrzyma po 40 tys. dramów (450 zł) miesięcznie plus 10 tys. dramów (110 zł) na rodzinę na pokrycie opłat komunalnych. „Wyjątkiem będą rodziny, które posiadają mieszkanie w Republice Armenii, oraz mieszkańcy specjalnych centrów opieki, którzy nie mogą wynająć mieszkania” – napisał szef rządu. Przesiedleńcy mogą też liczyć na jednorazowy zasiłek w wysokości 100 tys. dramów (1100 zł). Zdjęcia przedstawiają opustoszały Stepanakert, stolicę parapaństwa, który od tej pory nosi azerską nazwę Xankandi. Były szef MSZ Azerbejdżanu Tofiq Zülfüqarov powiedział w rozmowie z „Haqqınem”, że do końca 2025 r. region powinny opuścić także rosyjskie siły pokojowe.

„Arcach jest niemal całkowicie pusty. Ale przy silnych gwarancjach międzynarodowych ludzie wrócą do domów” – napisał Artak Beglarjan, były premier Arcachu. Większość Ormian nie wierzy jednak w taką perspektywę, obawiając się czystek etnicznych ze strony Azerów. Czują się opuszczeni przez Rosję, która formalnie wciąż stanowi wojskowego sojusznika Armenii, jednak od 2020 r. nie wsparła Erywania podczas kolejnych etapów azerskiej ekspansji. Dodatkowo kremlowska propaganda zaczęła w ostatnich tygodniach obwiniać Ormian o eskalację konfliktu. Moskwie nie podobają się polityczne korzenie Paszinjana, który doszedł do władzy w wyniku pokojowych protestów ulicznych, po czym dwukrotnie wygrał demokratyczne wybory. Dodatkowo Rosja z niepokojem patrzy na oznaki zbliżenia z Zachodem, którego symbolem były niewielkie ćwiczenia wojskowe z udziałem Amerykanów. Erywań liczy na pomoc tradycyjnie bliskiej Francji, której szefowa dyplomacji, Catherine Colonna, na wczoraj zaplanowała wizytę w Armenii. Poza dyplomatycznym wsparciem Paryż także nie jest jednak w stanie pomóc Ormianom.

Ci zaś mają się czego obawiać. Ormianie kultywują pamięć o ludobójstwie przeprowadzonym przez Turków w 1916 r., czystce w Karabachu w 1919 r., a także pogromach i zbrodniach popełnianych przez Azerów w czasie wojny z lat 90. Zdają sobie sprawę z dehumanizacji Ormian w propagandzie Baku. Azerbejdżan także kultywuje pamięć o własnych ofiarach konfliktu ze szczególnym uwzględnieniem masakry we wsi Xocalı. Miejscowość, utracona w latach 90., została przez nich ponownie opanowana w następstwie wrześniowej eskalacji. Baku zorganizowało potem na jej terenie jedną z rund rozmów z przedstawicielami Arcachu, podczas których dyktowano im warunki kapitulacji. Należały do nich: pełne rozbrojenie lokalnych sił, akceptacja integralności terytorialnej Azerbejdżanu (czyli zwierzchnictwa Baku nad regionem) oraz rozwiązanie separatystycznej administracji.

W zamian Baku zapowiedziało mgliste gwarancje poszanowania praw lokalnych Ormian. Arcach nie miał innego wyjścia, jak przyjąć dyktat. Władze Armenii, bojąc się wojny, nie udzieliły parapaństwu pomocy, co doprowadziło do kryzysu politycznego w tym kraju. W zeszłym tygodniu prezydent nieuznawanej republiki Samwel Szahramanjan ogłosił rozwiązanie władz Górskiego Karabachu. Decyzja ma wejść w życie 1 stycznia 2024 r. Faktycznie jednak administracja rozwiązała się już teraz, a jej przedstawiciele również wyjechali do Armenii. Azerowie, wbrew ustanowionej w grudniu 2022 r. blokadzie Arcachu, która była przygrywką do wrześniowego ataku, nie przeszkadzali większości wyjeżdżających. Kilku przedstawicieli lokalnych elit zostało jednak zatrzymanych. Najbardziej widowiskowe było aresztowanie byłego premiera Rubena Wardanjana. Wardanjan jest przy okazji obywatelem Rosji i miliarderem, więc jego aresztowanie powszechnie uznano za wyzwanie rzucone Moskwie. Azerowie podali, że w sumie na liście do zatrzymania widnieje 300 osób. ©℗