Szczyt NATO w Wilnie jako cykliczne święto Sojuszu był skazany na sukces medialny i okolicznościowe fajerwerki. Choreografia wydarzenia wyklucza niespodzianki. Wszystkie komunikaty są przygotowane dokładnie i zawczasu.
Tradycyjnie działający w kuluarach szerpowie dostarczyli końcowe ustalenia i komunikaty, dostatecznie odpowiadające na rosnące zagrożenia dla Sojuszu Północnoatlantyckiego ze strony Rosji. Spotkanie przyniosło spodziewane prezenty, teraz pora je odpakować i zastosować w praktyce. Ale jak to z prezentami bywa, niektórzy oczekiwali więcej, zwłaszcza Ukraina. Zatem wrażenia artystyczne (medialne) na piątkę, program techniczny i budżety obronne wciąż poniżej czwórki.
Podkreślenia wymaga to, co teraz po szczycie w Wilnie. Bo kto dzisiaj pamięta Smart Defence, inicjatywę NATO ze szczytu w Chicago w 2012 r.? Kto cokolwiek wie o Prague Capabilities Comittment ze szczytu w stolicy Czech w 2002 r.? Bo pies jest pogrzebany w woli realizacji i wytrwałości głównie finansowej oraz wielu innych uwarunkowaniach, które czasem trudno jest przewidzieć.
Trzy główne zagadnienia, których spodziewaliśmy się w Wilnie, to wzmocnienie szeroko rozumianej flanki wschodniej oraz decyzje co do członkostwa w NATO Szwecji oraz Ukrainy, w tym zwłaszcza gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa. Alians polityczno-wojskowy potrzebuje sukcesów na tych dwóch komplementarnych płaszczyznach. Wszystko to znalazło się w ustaleniach ze szczytu, choć kwestia szwedzka wyszła lekko powyżej oczekiwań, a ukraińska spadła poniżej wysoko zawieszonej poprzeczki.
Po pierwsze, deklaracja dotycząca Ukrainy jest w dużej mierze zachowawcza, wciąż w duchu szczytu w Bukareszcie w 2008 r., a na pewno nie tak rewolucyjna, jak choćby tempo szkolenia żołnierzy ukraińskich do obsługi zestawów Patriot. Oczywiście było słyszalne twitterowe niezadowolenie prezydenta Zełenskiego tuż przed rozpoczęciem wileńskiego zgromadzenia, ale należy je traktować jako znany już z repertuaru prezydenta Ukrainy element negocjacyjny przywódcy państwa będącego w stanie wojny. Finalnie można było zobaczyć zarys uśmiechu na twarzach członków delegacji ukraińskiej. Pamiętajmy też, że wsparcie Kijowa odbywa się przecież na różnych płaszczyznach bilateralnych. Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy, pamiętającej qausi-gwarancje z memorandum budapesztańskiego z 1994 r., wymagają odpowiedzi na pytanie, co będzie wygraną Ukrainy i szeroko rozumianego Zachodu w obecnej wojnie, a co remisem, porażki nie zakładamy. Wszelkie analogie do sytuacji RFN w NATO w 1955 r., Korei Płd., Finlandii czy też Izraela są istotne, ale tylko jako punkt wyjściowy. Tworząc model ukraiński gwarancji bezpieczeństwa, nie da się przenieść modeli tamtych państw. Ale być może stopniowe kreowanie gwarancji, zależnie od rozwoju sytuacji w Ukrainie, wpisze się w nową architekturę geopolityczną. Wyraźnie należy stwierdzić, że nowy format kontaktów, Rada NATO-Ukraina to wciąż zamiennik, coś obok, NATO bis, a organizacja cyklicznych spotkań i wypełnienie ich treścią to zmora urzędników i żołnierzy w KG NATO w Brukseli.
Po drugie, Szwecja w NATO. Wielu wierzyło w transakcyjność prezydenta Erdogana, dziedziczoną po poprzednikach z okresu pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r., ba twórczo rozwiniętą przez niego. I dlatego mamy domkniętą architekturę obronną NATO w sferze północnej, a co ważniejsze z polskiego punktu widzenia, w domenie morskiej. Polska powinna wykorzystać doświadczenia przemysłu obronnego naszego sąsiada morskiego.
I po trzecie, najistotniejsze z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski, nowe plany obrony, ciągłe mozolne powracanie do obronnych korzeni NATO. Uchwalone, przyjęte, zlecone ćwiczenia. Ale.
Wciąż trudne mogą się okazać konsultacje i procesy decyzyjne w przypadku podjęcia szybkich decyzji dotyczących art. 5. Ile swobody pozostawić generałom? Ile czasu, czy w ogóle, mamy na deliberacje polityczne w Brukseli? Dwa główne obszary zapewniające obronę Ukrainy przed agresorem obejmowały wywiad i logistykę. Te elementy wsparcia powinny być dynamicznie rozwijane we wszystkich armiach sojuszniczych poza USA, które wciąż hojnie dzielą się swoimi zasobami w czasie operacji NATO-wskich lub koalicyjnych. Obydwa elementy są obecne w komunikacie po szczycie, choć wywiad dość skromnie i nisko w hierarchii. Brakuje nowych inicjatyw w zakresie wymiany informacji wywiadowczych, rozwoju systemów autonomicznych Sojuszu na wzór bezzałogowego Allied Ground Surveillance. Brakuje odniesień do starych postulatów budowy wojskowego Schengen, a może rozbudowy struktury dowodzenia NATO. Wciąż także wymieniamy odporność państw i społeczeństw jako fundamentalną cechę silnego NATO, ale nie wychodzimy poza ogólniki werbalne.
I finalnie, Sojusz Północnoatlantycki powinien także być przygotowany na węgro podobne demokracje, sympatyzujące otwarcie z Putinem lub innymi zbrodniarzami i autokratami. Trzydziestu dwóch członków oraz obecne trendy polityczne w Europie zwiększają takie prawdopodobieństwo. Jak wówczas podejmować decyzje w kluczowych sprawach? Co gdy służby specjalne któregoś z członków bardziej są skupione na opozycji zamiast na zagrożeniach zewnętrznych?
Nie pytamy czy, ale kiedy nastąpi kryzys w NATO, podobny do tych z połowy lat 60., gdy ze struktur wojskowych NATO wystąpiła Francja, lub początku tego wieku, gdy niezgoda wokół operacji w Iraku opóźniła wiele kluczowych decyzji. Sojusz nie jest przygotowany do tego rodzaju dyskusji politycznych. A czas nagli, bo ważną cezurą będą wybory w USA i wiele zależy, czy Donald Trump, izolacjonista i sympatyk Putina, podziwiający bardziej autokratów niż demokratów, powróci do władzy.
Zatem cieszmy się ze święta, bierzmy się do roboty, bo z NATO jest jak z demokracją, nie wynaleziono czegoś lepszego. ©℗
Sojusz powinien być przygotowany na węgropodobne demokracje, sympatyzujące otwarcie z Putinem lub innymi zbrodniarzami i autokratami. 32 członków oraz obecne trendy polityczne w Europie zwiększają takie prawdopodobieństwo