Prezydencki projekt „ustawy europejskiej” ma być przedmiotem negocjacji między kancelarią szefa państwa a urzędnikami szefa rządu, wynika z informacji DGP.

Pałac Prezydencki i Kancelaria Prezesa Rady Ministrów mają się porozumieć w sprawie inicjatywy Andrzeja Dudy dotyczącej kwestii europejskich. Projekt wpłynął do Sejmu na początku czerwca, ale do tej pory nie odbyło się jeszcze I czytanie. Rozmowy mają zmienić sytuację.

– Ważne, żeby to była dobra zmiana, zgodna z konstytucją – słyszymy od ważnego polityka Prawa i Sprawiedliwości. Żadna ze stron nie chce jednak mówić o szczegółach rozmów. Sam fakt tego typu negocjacji świadczy jednak o przełamaniu impasu. Do tej pory reakcje rządu na prezydencką inicjatywę były co najwyżej wstrzemięźliwe.

Nie dziwi to o tyle, że projekt Andrzeja Dudy ma zagwarantować prezydentowi wpływ na wybór kandydatów na najważniejsze stanowiska unijne, jak komisarz unijny czy sędzia Trybunału Sprawiedliwości UE. Komentatorzy oceniają, że w ten sposób prezydent próbuje zabezpieczyć zakres swojej władzy na czas możliwej powyborczej kohabitacji z partiami, które dziś są w opozycji.

Tyle że projekt nie został ciepło przyjęty przez jego własny obóz polityczny. – W Polsce, co do zasady, nie ma republiki prezydenckiej, ale parlamentarno-gabinetowa. Prezydent nie ma udziału w wyznaczaniu zewnętrznych przedstawicieli Polski, poza ambasadorami – argumentował w czerwcu rozmówca DGP z otoczenia premiera.

Pojawiły się oskarżenia o próby „zmiany ustroju tylnymi drzwiami”. Oraz przestrogi, że nawet sytuacja, w której PiS wygrywa najbliższe wybory, nie daje gwarancji, że nie dojdzie do sporów o personalia z prezydentem.

Urzędnicy Andrzeja Dudy bronili propozycji. Tłumaczyli, że projekt powstał z myślą o polskiej prezydencji w Radzie Europejskiej, przypadającą na pierwszą połowę 2025 r. – Prezydent proponuje zinstytucjonalizowanie tej współpracy, czyli uzgadnianie z parlamentem priorytetów prezydencji – mówił nam przedstawiciel głowy państwa.

Z dzisiejszej perspektywy, gdy dochodzą do nas informacje o podjętych rozmowach między urzędnikami Dudy a rządem, może to oznaczać, że strona rządowa da projektowi zielone światło dla prac w Sejmie. Warunek: Andrzej Duda musi okroić nieco swój projekt.

Taki obrót sprawy nie ucieszy opozycji. Mariusz Witczak z Platformy Obywatelskiej uważa, że w sprawie polityki europejskiej role między rządem a prezydentem są określone. Nie ma sporu kompetencyjnego co do realizacji zadań związanych z polskim uczestnictwem z UE.

– PiS niczego nie robi przypadkowo, uważam, że projekt tej ustawy to nie tylko inicjatywa prezydenta, ale całego obozu władzy. Projekt ma w największym skrócie zwiększyć rolę prezydenta, co kojarzy się z wariantem, że PiS za cztery miesiące może przestać rządzić, gdy kadencja prezydenta kończy się za dwa lata – podkreśla poseł PO. Jego zdaniem różnice w sprawie ustawy między rządem a prezydentem to polityczna gra.

Opozycja traktuje projekt jako część „systemu bezpieczników”, jakie PiS chce wmontować w system prawny na wypadek utraty władzy. Inne przykłady to np. przekazanie prokuratorowi krajowemu dużej części uprawnień prokuratora generalnego (ta funkcja jest połączona ze stanowiskiem ministra sprawiedliwości).

Wejście w życie ustawy w obecnej formie skomplikowałoby rozgrywkę o unijne funkcje, która czeka Polskę w przyszłym roku, po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Warszawa będzie wskazywała kandydata na komisarza i walczyła o atrakcyjną „działkę” dla niego. Pytanie także co z rozdaniem najwyższych unijnych funkcji: szefa Komisji Europejskiej, przewodniczącego Rady Europejskiej oraz wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej. ©℗