Dzisiejszy dwudniowy unijny szczyt będzie ostatnim przed wakacyjną przerwą – szefowie państw i rządów w takim formacie spotkają się dopiero w październiku. Symbolicznie szczyt zakończy również okres sprawowania półrocznego przewodnictwa w Unii Europejskiej przez Szwecję.

Przewodnictwa, które, być może mniej za sprawą samego szwedzkiego rządu, a bardziej z uwagi na okoliczności, popchnęło nieco do przodu co najmniej kilka newralgicznych i pilnych tematów. Jednocześnie w minionym półroczu najbardziej osłabła dynamika związana ze wsparciem Ukrainy. Przez sześć miesięcy państwom członkowskim udało się przyjąć jedynie dwa, niezbyt ambitne pakiety sankcji, a na przekazywanie sprzętu i wsparcie militarne znacznie większy wpływ miała presja z Waszyngtonu niż unijnych instytucji, które – trzeba przyznać uczciwie – w tym kontekście są w pełni zależne od poszczególnych stolic. To pokazuje, że z jednej strony UE wróciła do porządku prac znanego sprzed rosyjskiej agresji, koncentrując się głównie na sprawach wewnętrznych, a z drugiej, że nadszedł czas pozamykać część reform i zmian, które toczą się z różnymi efektami nawet od lat.

Dlaczego? Przyszłej wiosny bowiem Stary Kontynent czekają wybory do Parlamentu Europejskiego, które są cezurą dla funkcjonowania wszystkich unijnych instytucji. Ich wynik w ogromnej mierze wpłynie nie tylko na priorytety UE na kolejne pięć lat, ale będzie miał kluczowy wpływ na procedowanie kolejnych reform, zarówno długofalowych, jak i tych doraźnych. A tych długofalowych i niedokończonych jest na tyle dużo, że okres sprawowania przewodnictwa w Unii przez Hiszpanię od lipca tego roku oraz Belgię od stycznia przyszłego roku jawi się dziś jako sprint, podczas którego nietrudno będzie potknąć się i zaliczyć spektakularny upadek. Madryt wśród swoich priorytetów na kolejne pół roku wymienia m.in. zawieranie kolejnych umów handlowych, wśród których najważniejsze miejsce wydaje się zajmować kontrowersyjna i budząca wciąż sprzeciw wielu państw członkowskich umowa z Mercosurem, czyli czterema krajami Ameryki Południowej. Wątpliwości kilku stolic nie udało się rozwiać od początku tego roku, kiedy to teoretycznie ustała przeszkoda, jaką był były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro – jego pomysły wycinki Puszczy Amazońskiej wstrzymały w dużej mierze ratyfikację umowy z całym blokiem. Hiszpanie twierdzą, że uda im się znaleźć kompromis, ale jednocześnie będą musieli grać na kilku fortepianach. Wraz z negocjacjami handlowymi będą musieli organizować przede wszystkim dyskusję na temat Paktu o migracji i azylu, który choć jest fragmentarycznie przyjmowany, to swój sprzeciw wobec nowego paktu zgłaszają Polska, Czechy i Węgry. Unijna machina mocno przyspieszyła w obszarze migracji za czasów prezydencji szwedzkiej, natomiast Hiszpania będzie musiała – zgodnie z założeniami Komisji – to tempo utrzymać, a nawet zwiększyć. Do tych „drobiazgów”, jakimi są współpraca handlowa z państwami trzecimi i pierwsza od de facto lat 90. XX w. reforma polityki migracyjnej, dochodzi również reforma rynku energii – zapowiedziana jeszcze w ubiegłym roku, obecnie także przyjmowana w poszczególnych elementach. Jakby tego było mało, w najbliższym półroczu ma zostać wypracowana kolejna ocena wniosków o członkostwo w UE Ukrainy, Mołdawii i Gruzji. Kijów liczy bowiem na zielone światło od unijnych liderów na rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych, które jest właściwie przedostatnim najważniejszym etapem na drodze do członkostwa. Dyskusji o przyszłości Kijowa w Unii towarzyszy również debata nad polityką rozszerzenia, zainicjowana w tym miesiącu na forum Rady UE, która ma być kontynuowana w ramach trojki, czyli nieformalnego organu gromadzącego m.in. obecną oraz przyszłą prezydencję. Za dużo jak na dwa państwa? Absolutnie, w kolejce czeka bowiem jeszcze walka o przywrócenie przemysłu na Stary Kontynent w wydaniu bezemisyjnym, dywersyfikację dostaw kluczowych surowców, w tym uniezależnienie się od Chin. Przedstawiona w czerwcu strategia bezpieczeństwa gospodarczego ma uzupełniać dotychczasowe plany wspierania europejskiego przemysłu na wzór amerykańskiego Inflation Reduction Act i choć jest pokłosiem bardziej wojny w Ukrainie niż wewnętrznej dynamiki w UE, to będzie musiała zostać uwzględniona w bieżących pracach Rady przez Hiszpanię, a później Belgię.

Bruksela chce zdążyć z domknięciem kluczowych zmian w ciągu niecałego roku

Prawie wszystkie z powyższych reform mają wspólną datę ważności: 6–9 czerwca 2024 r. Bruksela chce zdążyć z domknięciem kluczowych zmian w ciągu niespełna roku. Twierdzenie, że dynamika polityczna nie powinna wpływać na prace instytucji międzynarodowych, to naiwność, ale trudno nie zauważyć zagrożeń płynących z takiej organizacji prac legislacyjnych. Europejski ekspres na swojej drodze może bowiem nie tylko spacyfikować wątpliwości państw sceptycznych wobec niektórych zmian czy to w obszarze migracji, energetyki, czy handlu, lecz także zahamować wiele procesów na skutek zawetowania tych decyzji, które wymagają jednomyślności. I warto, żeby kolejne dwie prezydencje o tym pamiętały, bo przy takim tempie nietrudno o wylanie dziecka z kąpielą. Wakacje w Brukseli będą w tym roku, podobnie jak w poprzednim, bardzo pozorne. Na poziomie technicznym i/lub ministerialnym bowiem będą się rozgrywać dyskusje decydujące o kształcie UE na najbliższe kilka lat, i oby ambicje nie przesłoniły Madrytowi (i Brukseli) realnego rozmiaru wyzwań. ©℗